Obserwatorzy

środa, 30 sierpnia 2017

TANDEM

Łącząc swoje życie z drugim człowiekiem marzy się o tym aby razem stworzyć jedną harmonijną całość. Spotkałam takie małżeństwo i wyrzeźbiłam ich w symbolicznym tandemie. To prezent żony dla męża. Żona też otrzymała piękny prezent, wspólną wycieczkę  za ocean.
WIELU WSPÓLNYCH, PIĘKNYCH LAT!!!!


Tandem , (dla wyjaśnienia) najlepiej jedzie wtedy, gdy obydwie osoby poruszają się dokładnie w tym samym rytmie.
Rzeźba wykonana w żywicy, 60x40x12cm

wtorek, 29 sierpnia 2017

GOŚĆ KOLEJNEGO WESELA

W czasie kiedy kompletnie mnie nie było nigdzie widać, działałam intensywnie poza Internetem. Brałam czynny udział w przygotowaniach kolejnego wesela.Tym razem było to przedwojenne wesele żydowskie.
Niewiele wiedziałam o kulturze żydowskiej a to co wiedziałam było zupełnie powierzchowne,  bo tyle mi wystarczało do malowania "moich " Żydów.
Tym razem aby podołać wyzwaniu,( wciągnęłam do inscenizacji też i A.), to trzeba było przejrzeć wiele informacji, zdjęć i materiałów dotyczących epoki i tematu. Jednak najwięcej dowiedziałam się ciekawych szczegółów już na samym weselu. Ale po kolei.




                 Autorami zdjęć są p. Nowakowscy, Danusia Gastołek i Alicja Gąsiorowska. 
                                                                   DZIĘKUJEMY

 Państwo Nowakowscy z Radzanowa rzucili hasło i sami rzucili się do przygotowywań, bo o dacie wesela zadecydował jedyny wolny termin warszawskich klezmerów z Teatru Żydowskiego występujących wraz z Teresą Marią Wrońską i aktorem Henrykiem Rajferem.
Pod podanym niżej linkiem wszystko obejrzycie.
Jednak zanim wysiłek pomysłodawców uwieńczony został sukcesem, to trzeba było przy tym sporo popracować. Ja zaoferowałam pomoc przy szyciu, bo nie było ani czasu ani pieniędzy żeby kupować wszystkie części koniecznych strojów.
W efekcie zobowiązałam się do uszycia dwóch chałatów, 11 mycek i dopasowania sukni ślubnej. Realnie miałam na to tydzień.
Suknia wymagała kilku, prostych poprawek. Mycki to już nie taka prosta rzecz, dopóki nie znajdzie się jedynego, właściwego kształtu trójkącika, części podstawowej.  Znalazłam ten kształt i uszyłam na różne głowy, dziecinne i te wielkie, męskie. 
Zabierając w tym czasie Stasia na ten najgorętszy tydzień przygotowań, zapomniałam w Warszawie swoich okularów. Bez nich z bliska bardzo trudno jest mi coś wypatrzyć. Na podróże już nie było czasu. Rozłożyłam czarną satynę ..i do dzieła!!! Ja, nie-krawcowa, zupełna amatorka, nieszyjąca od 20 lat, nie mająca pojęcia o kroju zabieram się do dzieła.... Szło z trudem, cały czas przymierzałam na A. ale przy wykładanym męskim kołnierzu prawie poległam. Do tego miejsca skroiłam i zszyłam (prując tylko trzy zakładki z tyłu BEZ OKULARÓW, PRZY LAMPCE). Wieczorem przeddzień inscenizacji trzeba było odwieść Stacha do domu. Ustaliliśmy, że odwiezie go A.
Wolna od obowiązków przy ukochanym wnuczku usiadłam do rozszyfrowania wykroju kołnierza i jego wyłogów. Po wielu próbach i niewielkich koniecznych poprawkach doszłam do wniosku, że powinno to być TO. Czekałam tylko na powrót A, żeby zmierzyć.
A. wrócił około dwudziestej trzeciej i zobaczywszy co zrobiłam wykrzyknął: -" co, nie umiesz skroić kołnierzyka???spójrz na marynarkę i zrób go," - nie, odparłam nie umiem. Jeśli ty wiesz i jest to tak proste, proszę pokaż mi, to ja zrobię wtedy do drugiego chałata.
A. porozrywał moje fastrygi a ja z tępą satysfakcją obserwowałam prucie starej marynarki i wszystkie próby przeniesienia jej wykroju na kołnierz chałata, Wiedziałam od dwóch dni, że to dwie różne bajki. Czas płynął coraz szybciej i w końcu około drugiej w nocy A zrezygnował ze swojej idei. Przez ten czas ja uszyłam sobie spódnicę na występ  dodającą mi sporo objętości  i piękną chustę ozdobioną grubą koronką. Dla A.uszyłam takie coś białe z czarnymi paskami i sznureczkami pod ten chałat. Gdy A  poddał się, spokojnie skończyłam kołnierze według swojego planu, ubraliśmy swoje stroje i zjadłszy śniadanie ruszyliśmy do Radzanowa. Jeden z chałatów ubrał na siebie A.
 https://www.youtube.com/watch?v=piwOZCsu1tg&feature=share