Właściwie miałam odpowiedzieć Renie na komentarz, ale w połowie tekstu zorientowałam się, że ramka jest zbyt mała.
Gdy powiedziałam dzisiaj, ze planuję rozdzielić dzieci na
więcej grup,
pani dyrektor odpowiedziała, że nie będzie miała na zapłacenie mi za tyle godzin pracy,
jak zrobię ich więcej.
Zarabiam brutto
20 zł za godzinę pracy ale wyliczam realny
czas, który poświęcam dzieciom.
Przychodzę zawsze wcześniej, aby przygotować
materiały i wychodzę dużo po czasie, gdy wszystko powieszę, przejrzę prace i posprzątam.
W tym miesiącu
wyliczyłam 32 godziny mojej pracy, czyli na konto wpłynie około 480 zł. Piszę świadomie o tym niezwykłym bogactwie, gdyż po Mławie krąży wieść o moich niezwykłych zarobkach. Nie wliczam nigdy wydruków robionych w domu i czasu domowego gdy wyszukuję jakieś ciekawe hasła przydatne na tematy prac.
Rano zadzwoniłam pytając jak wygląda sytuacja, gdyż
wczorajsza salka nie mogła być brana pod uwagę, bo tam i obok odbywała się
sesja Rady Miasta.
Po moim telefonie pani dyrektor ruszyła ekipę swoich
biurowych pracowników, wyniesiono kilka mikrofonów a na ich miejsce wniesiono 7
stolików i tyleż krzeseł.
Łudziłam się że może dzisiaj wyjątkowo nie będzie kompletu, bo
okres jest grypowy i ostatnio nie było trójki. Nie, dzisiaj przyszli
wszyscy, czyli cała dwunastka, automatycznie wyszło na jaw, że mam pięć miejsc za mało dla dzieci.
Zabrałam krzesła z korytarza, gdzie normalnie siedząc
czekają rodzice, więc stali, opierając się o ścianę.
Dzieci stłoczone, siedziały jedne na drugich. Ja nie miałam możliwości
wyjścia z zablokowanego kąta, bo musiałabym szturchać i odchylać rysującą dziewczynkę.
Dzieci poruszały
się w tą i z powrotem pod
stołami.
Nawet w pewnej chwili wszystkie tam zeszły robiąc sobie mały
piknik.
Sama bym z nimi chętnie tam pobyła!
Zachowywały się niesamowicie głośno i zupełnie nie dały się okiełznać. Rozsadzał ich
temperament i prosiły o kredki, pastele, farby, tak, że góry malowideł wypełniły każdziuteńki kawałek. Najgorzej było z
mokrymi obrazkami, bo zupełnie nie było ich gdzie suszyć.
Twarze, ręce, ubrania dzieci i stoły wokół nich były niemożliwie
upaprane we wszystkie
kolory roztarte
razem.
Tak po prawdziwej prawdzie, to zrobiły świetne rysunki na
wystawę i pomimo mojej bezsilności i zablokowania w kącie, powiem uczciwie,
że są to doskonałe prace.
A Ola programowo poprosiła o kartkę, gdy w drzwiach pokazała
się mama.
Delikatnie usiłowałam jej wytłumaczyć, że dzisiaj to może
nie, bo to był ciężki dzień (wcześniej nosiłam znowu na piętro wszystkie
zniesione wczoraj materiały). Ola była nieugięta a kiedy dostała kartkę,
zrobiła sobie z niej łódeczkę.
Dzieci żegnając się mówiły, że było fajnie!