Obserwatorzy

niedziela, 16 grudnia 2018

DNI JAK PODARUNKI POD CHOINKĘ

Gdy dzisiaj zajrzałam do swojego bloga ze zdziwieniem stwierdziłam, że minął wiek od poprzedniego postu. Nie chodzi tu oczywiście o prawdziwy czas zegarowy, ale o ilość dziejących się sytuacji w których wciąż aktywnie uczestniczę.
Mławskie efekty moich podopiecznych są już zaawansowane, bo to drugi rok współpracy. Jednak wciąż mamy nowe osoby chętne do rozwijania swojej pasji. Oto zupełnie dziewicze podejście ołówka do kartki. Dwa pierwsze zdjęcia to praca z natury, następne to wynik kontaktu z podręcznikiem do rysunku. Teraz już będzie start z farbami, bo wszystkiego trzeba spróbować.



Ula
Ula



Ula
Ula














A tu już zaawansowana "ekipa" i różne prace.


Ewa

Zbyszek







Muriel








Iwona




















A to już moje równoległe działania, ale pokazuję twórczość w niepełnym wymiarze, gdyż już powstaje wystawowa kolekcja.
Kolejne portrety ołówkowe ( z cyklu: "jak ze starej fotografii")




 




I długo malowany trzyosobowy portret olejny.
Pani miała już swój samodzielny portret ale teraz jest z rodziną.
To obraz dawno temu malowany, ale teraz zmieniłam twarz dziewczyny bo wcześniejsza zupełnie mi się nie podobała. To dar na aukcję charytatywną do PCKiS w Ciechanowie. 
Dwa nowe malowane na zbiorową wystawę poplenerową można będzie zobaczyć na wernisażu 18 grudnia o godz 17 w Jokerze, w mławskim parku. Zapraszam!
Jeden z nich. duży 100 x 70 cm

Poza twórczym zapamiętaniem remontuję swoją "facjatę" i spędzam w znieczulonym czasie na fotelu dentystycznym. Potem wracam niestety do rzeczywistości gdzie nikt już nie używa znieczulających środków. Mogłabym co prawda użyć z gąsiorka wina, albo nalewki, ale chyba w samotnym znieczulaniu się nie zasmakowałam. Czekam na święta.
 Za chwilę pokażę jeszcze wyniki moich podopiecznych...W mławskim Domu Kultury już wiszą prace gwiazdkowe a w Ciechanowie za chwilę. Mam szczęście , w Ciechanowie świetna grupa!

niedziela, 4 listopada 2018

CZASU WCIĄŻ BRAK

Nie wiem dlaczego chcę próbować wszystkich smaków świata, wszystkich obszarów i dziedzin? Wydaje mi się, że im więcej wiem, im więcej potrafię, tym bardziej chciałabym poznać znów coś nowego i tym się jeszcze cieszyć. Zachłanność na co? Jak to nazwać? Nie wiem.
 Były przesympatyczne warsztaty w warszawskim ALTO w osiedlu Wilanów. Zdjęcie pochodzi z albumu pani Olgi Grabowskiej, organizatorki warsztatów.
Proszę zwrócić uwagę jak piękne są toczki i nie tylko, na głowach uczestników a do tego brosze z piórek do kompletu. Wszystko własnoręcznie zaprojektowane i wykonane przez biorących udział w warsztatach z cyklu Niepodległa w ...To spotkanie było o modzie a w nim mój pomysł z ozdobą na głowę i piórkową broszą. W pierwszym momencie wydawało mi się że różnica wieku biorących udział (były też całkiem małe maluchy!) będzie problemem, ale szybko okazało się, że i one wyszły w cudnych maleńkich toczkach.
 

Wiem, że wciąż doby za mało, rąk za mało, miejsca za mało.
W tło przesuwają się rysunki i obrazy, choć zawsze są na pierwszym miejscu.





Oto ostatni portret nieżyjącego już niezwykłego lekarza, ojca polskiej homeopatii, Dr. Jerzego Łozowskiego.








 Obraz na ciechanowski plener.  Olej 50x 60 cm

 Na sztaludze trzyosobowy portret i drugi, mały obrazek mojego Elvisa,        
                         kogucika.
W następnym poście pokażę te prace i prace z zajęć. Robią wrażenie!

Dużo czasu i wysiłku poświęciłam na zorganizowanie tablicy nagrobnej koniecznej po wyrwaniu wszystkich liter z grobu Rodziców. Niestety wszystko na grobie musi ulec przerobieniu i na to już zabrakło czasu i warunków pogodowych. Czekamy do wiosny składając fundusze.
 Płacz serca za bliskimi jest bezgłośny...

piątek, 28 września 2018

CZAS NA SPOTKANIA W PRACOWNI

Jak co roku w październiku zaczynamy zajęcia w Miejskim Domu Kultury w Mławie. Będziemy pracować w środy od godz. 15- do 19,30.
Kto chętny proszę przyjść w ciągu tego czasu aby ustalić szczegóły spotkań.Pierwsze spotkanie 3 października. Adres:  świetlica na ul. Płockiej 20/22 Zajęcia są płatne. Po wypełnieniu zgłoszenia w recepcji opłata ma być wniesiona w kasie kina.

 W tym roku od listopada poprowadzę też warsztaty malarskie w Powiatowym Centrum Kultury i Sztuki w Ciechanowie. Warsztaty będą skierowane do dorosłych i seniorów. będą się odbywały w czwartki od godz 11 do 14
Jednak wszystko zależy czy zapisze się na moje warsztaty 10 osób aby doszło wszystko do skutku.  Opłata wynosi 80 zł miesięcznie.
Wykorzystałam zdjęcia prac dzieci i szkic węglem jednej z uczestniczek spotkań zeszłorocznych.

W poniedziałek wieszamy prace z czerwcowego  pleneru młodzieży i zaproszonych dorosłych w Cegielni Lewickiej. Wystawa pokazana była w Galerii Foyer w MDK w Mławie  a teraz przenosimy ją do Pizzerii Joker w mławskim parku.

sobota, 15 września 2018

ARTYSTYCZNY RELAKS

 https://www.facebook.com/1627452120869551/videos/vb.1627452120869551/901099043434605/?type=2&theater


ARTYSTYCZNY RELAKS
TARGI SZTUKI DESIGNU I WELLNES
22-23. 09. 2018
UL. OLSZANKOWA 51, LEGIONOWO

z a p r a s z a m y SOBOTA 22.09.2018 GODZ 16 - 20
NIEDZIELA 23.09.2018 GODZ 14- 18
szczegóły na stronie firmy Koperfam, Legionowo, ul. Olszankowa 51

piątek, 14 września 2018

BIEŻUŃ - HISTORIA NA WYCIĄGNIĘCIE RĘKI (PLENER)

Lubię Bieżuń,  znam go nie tylko jako urokliwe miasteczko, ale również  jako miejsce wielu ciekawych spotkań organizowanych w Muzeum Małego Miasta.
W ciągu kilku chwil, gdy tylko głos w słuchawce zaprosił mnie na tegoroczny plener, podjęłam decyzję, że z tej okazji skorzystam.
Odmawiałam kilku organizatorom, bo kolidowały mi terminy operacji ocząt i późniejszy okres aklimatyzacji nowych soczewek, więc teraz nie było na co czekać..no, mały problem: w tym samym terminie ja jestem komisarzem związkowego pleneru w zupełnie innym miejscu.....
Czyżby ktoś pomyślał, że to jest jakaś przeszkoda? Oczywiście, że nie. Wyjechałam na dwa dni i byłam tam gdzie miałam być. Nawet zapomniana w domu sztaluga w niczym nie przeszkodziła, poszło po prostu więcej paliwa.


Po plenerze w Bieżuniu powstała wystawa wyeksponowana w Muzeum. Jestem pewna, że dzień poświęcony na wyprawę do Bieżunia i zwiedzenie wystawy nie będzie dniem straconym. To jest, nieskromnie mówiąc:
WYDARZENIE KULTURALNE. 
Wszystko za sprawą świetnych malarzy zgrupowanych przez organizatorów.
Wiem to dzisiaj ponad wszelką wątpliwość, że dobre towarzystwo zawsze korzystnie wpływa na rozwój osobowości każdego człowiek, a jak wpływa na malowanie!
Wszyscy pracowali na wysokich obrotach, wszystkim się chciało pracować!
Powstało tyle świetnych prac! Tak mi było żal, że tylko dwa obrazy namalowałam. Teraz maluję kolejne, bo rozpęd uzyskany na wyjazdach jeszcze działa. 
Zaraz umieszczę link jak tylko będzie więcej zdjęć i film z koncertu naszego kolegi plenerowego Marka Bałaty z Krakowa. Uświetnił on nie tylko wernisaż, ale i powstanie kapitalnej Instalacji plastycznej w parku Dworku nad Wkrą w Brudnicach, gdzie mieszkaliśmy. 
Na razie tylko moja twórczość.
Ruiny Pałacu Zamoyskich
Arianka- Pałac Zamoyskich (Bieżuń)
A na końcu chciałam przeprosić Marka Bałatę, bo nie wiem dlaczego zmieniłam Mu imię na Jacek.... Dzięki przytomności Grażynki poprawiłam.
 Marku mój podziw nad Twoimi obrazami i zachwyt podczas słuchania Twojego niezwykłego w brzmieniu głosu, mogącego sobie pozwolić na tak piękne jazzowe improwizacje, nie zmienił się zupełnie pomimo nazwania Cię Jackiem. Marku, uwielbiam Twój jazzowy, przepiękny śpiew i emocjonalny sposób malarstwa!

poniedziałek, 6 sierpnia 2018

MOŻE ELVIS

Przyjaciółka, Ruda zaraziła grypą moją najwspanialszą nioskę Tlenioną i obydwie ledwie żywe wspierały się w chorobie. Niestety Ruda nie miała zupełnie kondycji i moje uczucia nie wystarczyły. Po kolejnych dwóch dniach zastałam ją już martwą..
Zrobiło się smutno ale i przestraszyłam się nie na żarty. Zapakowałam Tlenioną w pudełko kartonowe i biegiem do weterynarza.  U weterynarza kolejka a z gabinetu wychodzi gość ok dwudziestokilkuletni, niewidomy z psem przewodnikiem, a właściwie z suką ciężarną -przewodnikiem.
Widać że oboje cierpią. Widać po ciężarnej że dostała jakieś środki usypiające, czy znieczulające, bo zaczyna się słaniać na nogach. Chłopak ją tuli, głaszcze i przemawia czule. Ze strony mojego pudełka nagle słychać dziwne stukania i przytłumione gderanie, więc chłopina  kierując niewidome oczy w moją stronę, pyta: -A pani z kim przyszła?
- z kurą.
-I pani tak w domu kurę hoduje?
- Nie, jeszcze tak nie zbzikowałam, choć jestem na dobrej drodze, mówię ze śmiechem. - Nie ona mieszka w kurniku ale się rozchorowała i ma katar.
- Ja też kocham zwierzaki a tą to już bardzo, no ale widzi pani musi być cesarka, tu zawiesił głos - bo  zdradziła mnie!- teatralnie dokończył.  Wybuchnęliśmy śmiechem.
Wyszła młoda pani doktor i zajęła się moją Tlenioną. Po tygodniowej, zbiorowej kuracji w kurniku, wszystko wróciło do formy. Druga kurka z targowiska, Gienia, już się niesie a ja dostałam jeszcze dwie młodziutkie, rude, cudnej urody i nazwałam imionami na cześć Darczyńców : Ewa i Wiesia. Rano, kogut o imieniu Królewicz, cały swój harem prowadzi biegiem do sklepu i nie mam już na to metody. Mają w nosie 2 hektary terenu....piwo wygrywa!
 Wspominam o tym dzisiaj, gdyż nie mogę pojąć co moje zwierzęta widzą atrakcyjnego w wioskowym sklepie. Tylko koty chodzą w inną stronę.
Sonię , niewielką,18 letnią suczkę  zdominowała trzy lata temu jednym wyrzutem jej na 5 metrów inna, młoda  suka - Kora, przygarnięta z litości . Sonia od tej pory nie wychodziła poza obszar ograniczony tylnym zarysem domu. Jednak kiedy zorientowała się, że Kora, nic jej nie może zrobić bo jest zamknięta na wybiegu, to rano, ostentacyjnie za grubszą potrzebą idzie pod samym nosem Kory do sklepu. Trzeba dodać, że Sonia po kolejnym kleszczu całkiem ogłuchła i nie denerwuje się nawet gdy jest burza ani tym bardziej jak Kora ujada że mało nie zachrypnie.

Ale chciałam co innego opowiedzieć. W lecie, jak co roku remiza ożywa bo kwitnie tu bardziej intensywne życie kulturalne. Remiza jest tuż za moją bramą a za remizą jest sklep. od roku w remizie jest wydzielony pokoik i mamy tam podobno siłownię. Obok jest sala zabaw i zebrań.
Wczoraj musiała być intymna zabawa, bo do drugiej w nocy słyszałam przez otwarte okno łomot disco. Jednak bardziej zszokował mnie kogut, który o godzinie 24.30 zaczął piać. Robił to wyjątkowo donośnie, bo jest przepięknym, dorodnym kogutem ,którego nazwałam Królewiczem. Imię pasuje do niego bardzo, ale po wczorajszym występie pomyślałam, że ta niezwykła muzykalność powinna być jakoś podkreślona. Może dodać mu drugie imię, które będzie pierwszym? Może Elvis??? Też pasuje!  Nie. Musi być : Król Elvis!
Kury pewnie będą chętnie znosiły jajka słuchając disco ale nie wiem jak ja zniosę to słuchanie łubu, dubu. Czy jajka nie będą pękały? A czy dwie małolaty Ewa i Wiesia, w ogóle zaczną znosić jajka , czy od razu pójdą na scenę zostawiając grzędę? A co jak polubią muzykę klasyczną?

wtorek, 3 lipca 2018

PĘDZEL W FORMIE MINI DRAPAKA

Ostatnie tygodnie miałam kompletny "odlot", bo zgodziłam się na termin, który na zdrowy rozsądek był niewykonalny. Na szczęście zdrowy rozsądek przeszedł daleko ode mnie i ja podjęłam się wykonania jedenastoosobowego portretu olejnego na płótnie wielkości A4.
Po wykonanym już obrazku nie widać na szczęście moich zmagań. Jednak największą trudność sprawiały mi pędzle, a właściwie jeden pędzel, którym to wszystko malowałam. Zaostrzyłam sobie jeden najcieńszy pędzelek, który w tym wypadku na końcu miał tylko trzy włoski. Problem polegał na tym, że ja zdzieram buty ale jeszcze szybciej zdzieram pędzle. Po chwili mój trzy-włosowy pędzelek miał piętnaście rosochatych odnóg, które zamazywały mi  twarze. Trzema włoskami też było mi trudno, bo pędzel jest do transportu farby na płótno, ale bez tych włosków, nie ma jak tego zrobić.
 Pędzle do akwareli, które są cudowne, miękkie, cienkie i aksamitne w dotyku do papieru, absolutnie nie nadają się do akryli i jeszcze bardziej nie - do olejnych.
Tak więc drapakiem wielkości wykałaczki wypracowałam wszystkie twarze. Boli mnie niemożebnie lewy mięsień nad łopatką od trzymania palety i mam skurcze dłoni prawej ręki od pędzelka. W oczach mi miga, bo tylko prawe jest już zoperowane i właściwie to ono ciężko pracowało.
Największa twarz miała wysokości 4 cm a najmniejsza 2 cm. Wyobraźcie sobie jak każdy położony punkcik zmienia wygląd każdej twarzy. To bardzo przypominało pracę nad miniaturami, jednak wtedy korzysta się z zupełnie innej techniki i nie maluje się zbiorówek. Tu jeszcze dodatkowo dodałam do twarzy jeszcze ręce i nogi. Nie najlepiej mi wychodzą, bo normalnie wcale ich przy portretach nie maluję.
 Jednak to wszystko nie ma znaczenia, czuję się znakomicie. Zrobiłam rzecz niewykonalną i to w zadanym terminie.Wygląda na to, że i twarze są podobne do tych ludzi.

jeden z etapów.
już skończony.



sobota, 23 czerwca 2018

POŻYTECZNE I PRZYJEMNE


Tyle się dzieje! Była Noc Kupały w Ciechanowie, była rekonstrukcja bitwy polsko-bolszewickiej 1920r w Ratowie, było Święto Sołtysów w Lesznie i inne spotkania, które można opisywać i opowiadać, ale ja tym razem piszę o mojej wizycie na targu.
Pojechałam na targ w celu dokupienia dwóch kurek niosek. Bo przyjemne może być połączone z pożytecznym. Moja zachłanność wynikała z tego, że niezwykłej urody biały kogut zamęczał tylko jedną kurkę, która z tego wyróżnienia stała się wprost nie do wytrzymania. Ta właśnie tleniona blondyna, która zawładnęła „umysłem” koguta (nazwałam go Królewiczem), dziobie pozostałą resztę i rozsadza po kątach. Jej dwie szare, cętkowane koleżanki, bliźniaczki skutecznie migają się od zalotów Królewicza. Pomyślałam, że Tleniona zbyt długo nie pociągnie przy tak wielkich potrzebach Królewicza.
Straganów oferujących drób było kilka. Ogarnęło mnie przerażenie, bo już zapomniałam jak to wygląda z bliska. Upał niemiłosierny, ptactwo na słońcu ledwie zipie, sprzedawcy chwytają w taki sposób, że od razu powinni mieć zasądzone kary dożywocia za znęcanie się a ja zamiast oglądać co mam kupić tak jestem zestresowana, że chwytam dwie najbardziej nieszczęśliwe kury na których klatkach leży jajko (że to niby nioski).
Wniosłam je do kurnika, dałam jeść i pić, co nie było łatwe, bo one zachowywały się jakby trochę były opóźnione w rozwoju. Przesiedziałam z nimi godzinę, aż przyszła pora na moje nioski. Tleniona wraz z jedną bliźniaczką wkroczyły aby wejść do gniazd-koszyków i znieść jajo ale nagle zobaczyły te nowe: nie da się opisać wrzasku jaki zrobiła Tleniona i jak zaczęła je gonić aż musiałam chwycić na ręce nowe lokatorki.
Niestety karmienie, pojenie i wyjście na spacer tego dnia były tłumaczone w zmniejszonym wymiarze, aby kury w ogóle mogły wyjść z ogólnego szoku.
Rudą nazwałam Pelagia, bo ma duży grzebień zwisający jej na jedno oko, podobnie jak rude włosy pewnej sprzedawczyni. Białą dokupiłam z premedytacją, myśląc że jej szczupła figura zrobi wrażenie na Królewiczu. Niestety różnica w masie i kondycji nowych lokatorek bardzo jest dla nich niekorzystna. Królewicz nawet startuje do swojego popisowego tańca wokół nich, ale żadna nie wie o co chodzi i on w połowie rezygnuje. Po co ma robić aż taki wysiłek, jak one głupie...
Na drugi dzień, pomimo że mam terminową pracę, w kurniku spędziłam parę godzin, przemawiając, tłumacząc karmiąc z ręki, pojąc z ręki Pelagię, bo ona jest wciąż w szoku.
Trzeci i czwarty dzień wychodzimy na spacery, to znaczy wynoszę kury na ręku na trawnik a one natychmiast wracają do kurnika. Moje dwie nioski dalej pokrzykując pchają się do gniazd, ale dwie pozostałe albo przestały się nieść w oznace protestu, albo chowają jajka gdzieś w kniei wokół domu.
Kolejny dzień usiłowałam chodzić za kurami, żeby to sprawdzić. Straciłam cały dzień i nic nie wypatrzyłam.
Dzisiaj wyniosłam Pelagię i tą drugą. Ta biała jest chuda i żylasta, do tego nie ma połowy upierzenia, a więc tylko ze względu na ogon podobny do indiańskiego pióropusza otrzymała ode mnie imię Gienia.
Gienia szybciej załapała co i jak i nawet postukiwała Pelagię po grzebieniu, żeby tamta wyszła ze stuporu i ruszyła do boju, ale Pelagia wie swoje.
Już dwa dni zostawiałam je pod mirabelką, gdzie jakiś czas przesiadywały nie oddalając się zbytnio, ale mirabelka jest niedaleko kurnika i wędrujące mieszkanki zawsze robiły im nalot. Gienia trafiała do kurnika, gdzie znalazła swoją kryjówkę na grzędzie ale Pelagia wczoraj znalazła się w gałęziach i stała tam bez ruchu aż ja przyszłam i ją wyciągnęłam. 
W kurniku, gdy była na ziemi i wracały kury, natychmiast wchodziła między moje nogi szukając ratunku. Na spacerze dreptała tylko do moich nóg jak zrobiłam krok do przodu.
Niestety pracę muszę wykonać i tydzień zajęty kurami wszystko mi opóźnił. Chcąc zupełnie usamodzielnić Gienię i Pelagię wyprowadziłam je dzisiaj w znane im miejsce i więcej nie zaglądałam. Przyszłam po obiedzie zamknąć kurnik a tu Pelagii nie ma. 
Wszystkie siedzą już na nocnych miejscówkach, a Pelagii ani śladu. Chodzę, szukam, zaglądam. W końcu wołam!
I nagle ruda kula która nigdy nie biegała, pędzi do mnie kłusem! Pal sześć robotę, musiałam chwycić Pelagię na ręce i przytulić i pogłaskać bo jak się nie wzruszyć taką oznaką przywiązania?
 Wyszło na to, że tylko będzie przyjemne, bo pożytecznego ani śladu: Liczyłam na sześć jajek codziennie a mam tylko dwa, ale zyskałam za to dwie opóźnione w rozwoju Przyjaciółki, zwłaszcza jedną.

wtorek, 19 czerwca 2018

REKTOR

Już w marcu oddałam zamówiony portret pana rektora ciechanowskiej uczelni, ale wiedziałam, że pokazanie i umieszczenie obrazu odbędzie się dopiero 4 czerwca. 
olej 85x95 cm 

Przy okazji malowania insygniów, wspominałam czasy przed studiami, kiedy to na stole jubilerskim piłowałam i lutowałam elementy łańcuchów srebrnych dla rektorów warszawskich uczelni, (a ile one ważyły!)
 Spółdzielnia srebra ORNO w której wtedy pracowałam, była specjalistą w tej dziedzinie. Wszystkie łańcuchy rektorskie i chyba dziekańskie, były prawdziwymi dziełami sztuki. Uniwersytet, Politechnika....Medycyna. 

Czekałam.... niepewność i euforia, niepewność i euforia......!
Tak bardzo mi zależało żeby pan Rektor zaakceptował swój portret.... 
Spodobało się.

poniedziałek, 18 czerwca 2018

SCHYLAŁA SIĘ NAD WSZYSTKIM CO POLSKIE ALE SIĘGNĘŁA NIEBA

Statuetka  od Rodziny Rodowiczów dla Barbary Wachowicz. wyk. Joanna Rodowicz
Nasze życie nie składa się z pasma sukcesów ale wplata i te tragiczne zdarzenia. Dla mnie taką wiadomością była informacja o śmierci Barbary Wachowicz.
Jeszcze nie tak dawno omawiałyśmy spotkanie które  pani Agnieszka Rychcik-Nowakowska, niezwykła animatorka kultury chciała zorganizować w bieżuńskim Muzeum, lub chojnowskim dworku.
 Basia opowiadała mi o swoich ciekawych planach i nowych pomysłach. Gdy zbliżał się termin, dowiedziałyśmy się, że spotkanie trzeba przesunąć, bo nie czuje się dobrze...
W kalendarzu mam wciąż wpisaną datę 20 czerwca !

W piątek odbyło się Jej Pożegnanie, bo trudno tą piękną uroczystość nazwać pogrzebem. Niestety tej luki nie da się wypełnić.
 Basiu, Wielka Przyjaciółko naszej Rodziny SPOCZYWAJ W POKOJU!



niedziela, 3 czerwca 2018

LUBIĘ NIEDZIELĘ

 Okres Pierwszych Komunii i problem jak dać coś na jej pamiątkę....
Podczas rozmów wyszło na jaw, że dziecię kocha kolor czerwony. Nie mogło być inaczej: MAKI!
Powstał obrazek pastelami o wymiarach 30x40 cm.







Kolejne wyzwanie to pani o subtelnych rysach. Portret miał ją przypominać, bo niestety już odeszła z tego świata. Starszym osobom robię dyskretnie lifting podbródka i obwisłej skóry policzków. Zawsze potem mam niepokój, czy moje "poprawki" nie wpłyną na prawdziwość oblicza. Dzisiaj otrzymałam sprawozdanie, bo portret wywędrował aż do Stanów Zjednoczonych. Postaram się powtórzyć to co usłyszałam. Zgromadzona rodzina po przyjeździe z lotniska witała gości z Polski.  Goście wręczyli ogromnych rozmiarów prezent....zaczęło się odpakowywanie i nagle obdarowani w płacz!
 Goście z Polski pytają o co chodzi? Wręcz z pretensją w głosie pani mówi: -"to ja zamawiam obraz, wiozę go przez pół świata a wy lejecie łzy?
Wśród ogólnego szlochu usłyszeli odpowiedź.
- Ale to jest prawdziwa ONA - jest z nami!  Patrzy na nas i to jest tak wielkie zaskoczenie, że płaczemy ze wzruszenia...
I znowu portrecik na Komunię. Dziewczynka jest zafascynowana serialem o Biedronce Miraculum i Czarnym Kocie. Pomyślałam że można dziewczynkę umieścić w tej właśnie bajce.
Obrazek malowany akrylem, 30x40cm. Oto wynik.
I jeszcze sprawozdanie z chwili wręczenia. Babcia uściskała wnuczkę i podała prezent pięknie zapakowany gdzie w torbie znajdowały się też inne atrakcyjne upominki. Dziewczynka, rozpakowała portrecik i stanęła nieruchomo. Po dłuższej chwili zaniosła obrazek do swojego pokoju na piętro, niedługo wróciła do gości. Babcia pyta: -co ty tak chodzisz zamyślona?  Dziewczę na to odpowiada: - babciu czy na tym obrazku to ja jestem?
- Tak, to ty.
-A jak to się stało, że ja tam jestem?
- Namalowała cię taka pani, która maluje obrazy.
-A czy ty babciu byłaś u tej pani i widziałaś jak ona to zrobiła? z niedowierzaniem dopytywało dziecko.
- Przynieś ten portrecik tutaj na dół i pokaż gościom, żeby powiedzieli czy to ty jesteś.
Dziewczynka przyniosła i wszyscy podziwiali nową Biedronkę.
A ja wywnioskowałam, że obrazek zrobił na obdarowanej właściwe wrażenie i bardzo się z tego cieszę.
Kolejny portret ale o nim nic nie wiem jak został odebrany. To obraz olejny 50x70 cm.
A jutro będzie wręczany kolejny i opowiem jak został przyjęty.
Rozumiecie moi Mili, że nie mam kiedy czytać blogów, ani opisywać wielu ciekawych zdarzeń......

wtorek, 24 kwietnia 2018

Z CYKLU CIEKAWYCH WYDARZEŃ

Sława, to sława, nie będę się bronić, pomyślałam, bo w telefonie w przemiły sposób poproszono mnie o udział w gminnym konkursie plastycznym jako jurorka. Dzieci były z klas od 0 do VI i przybyły z kilku sąsiednich miejscowości (wsi).
Tematem był "Patriotyzm i niepodległość oczami dzieci". Dzieci przyjechały przygotowane z jakąś koncepcją na prace. Miały swoje kredki, dostały tylko kartki i czas do pracy.
Doznałam szoku bo nie można było wyłonić tylko trzech prac w poszczególnych grupach wiekowych. Prace przy nas wykonane mnie zachwyciły.....Zobaczcie sami. 

                                                Dzieci z zerówki. 


                           Dzieci z klas pierwszych, drugich i trzecich
                             

                                  Dzieci z klas czwartej, piątej, szóstej






Jednak sam konkurs i wielka przyjemność oglądania prac zdolnych młodziutkich artystów to nie wszystko bo czekała nas dodatkowa niespodzianka. 
Pani Dyrektor zaprosiła nas jurorów i uczestników konkursu na program, którego scenariusz również oparty był o historię  dochodzenia Polski do niepodległości.   
W tej części poznaliśmy talenty recytatorskie oraz piosenkarskie dzieci ze s.p. w Bogurzynie. 
Wszystko odbyło się 9 kwietnia a ja wciąż jestem pod wrażeniem! Widzicie ile bym straciła, jakbym nie była sławna? Zrozumiałam dlaczego ludziom na tej sławie tak zależy!

https://spbogurzyn.edupage.org/photos/?photo=album&gallery=94#gallery/94

https://spbogurzyn.edupage.org/photos/?photo=album&gallery=94#gallery/96

sobota, 14 kwietnia 2018

PIERWSZE Z PAKIETU WYDARZEŃ



Rozbestwiona sławą artykułu, jako pierwszy wątek wiadomości ciągnę reportaż z wystawy "BIAŁE NA BIAŁYM". 
Wystawa jest informacją, że powstał nowy Związek pod nazwą Mazowiecki Związek Artystów Sztuk Pięknych a 13 osób- założycieli pokazało swoje prace na w/w wystawie w sali Gminy Jabłonna. Prace jeszcze można obejrzeć w kwietniu ( ul. Modlińska 152, Jabłonna k/ Warszawy). Więcej zdjęć na FB. Wielkość prac 60 x 60 cm, technika olej.
Dziękując Stokrotce za uczestniczenie w wernisażu i piękne ujęcie tematu, pozwalam sobie wkleić link do tego posta:
https://stokrotkastories.blogspot.com/2018/04/prawie-w-paacu.html




czwartek, 5 kwietnia 2018

SKARB WYOBRAŹNI

Taki tytuł widnieje nad artykułem w mławskim pięknym kwartalniku "Mława Life". Kwartalnik ma 50 stron, kredowy papier i znakomite kolory. Jednak największą jego wartością są bardzo ciekawe artykuły, głównie dotyczące kultury i życia mławskiej społeczności.
 https://naszamlawa.pl/wiadomosci/jest-juz-nowy-numer-kwartalnika-mlawa-life/
Jednak nie można przeczytać opisywanych artykułów.wklejam więc foto fragmentów.
Niestety nie mogę przewalczyć prawidłowej kolejności fragmentów, proszę więc czytać według kolejności wpisanej pod zdjęciami. Gdy tylko zwiększam zdjęcie wszystko mi przeskakuje i absolutnie nie mogę ustawić w kolejności. Nie mogę przestawić 2  z 3.



1

3
2


4
5

6
7
 8