Obserwatorzy

wtorek, 19 sierpnia 2014

PIRAT SŁODKICH WÓD

Staś w wydaniu groźnego pirata!!!!



 
A to niezwykle nowatorskie urządzenie pt Przywiązywane przedłużki krótkich nóg Gucia - buldoga po to, aby mógł on bez problemu chodzić po wysokich chaszczach. Autor projektu - Staś
                                              Z takim dzieckiem nie da się nudzić.

niedziela, 17 sierpnia 2014

WSZELKIE LINKI W SIECI TO JAK ŚLADY NA PIASKU

Ukazały się artykuły.
To na początku informacyjny.

http://www.wilnoteka.lt/pl/artykul/warsztaty-plastyczne-w-domu-kultury-polskiej-w-wilnie

a potem podsumowujące

http://kresowiacy.com/2014/08/zakonczyly-sie-letnie-warsztaty-w-wilnie/

http://www.tygodnik.lt/201433/
 
Pewnie, że maski były najlepsze!!
To najmłodszy uczestnik
Jeden z dwóch braci -młodszy

I to jeden z młodszych

Jedna z najpiękniejszych masek, przemyślana i bardzo elegancka. Do niej był równie piękny wachlarz. 

Starszy brat ma jeszcze w ręku miecz!
Ta dziewczynka pokonała wszystkich w ilości zrobionych masek. Oto pajęczynowa maska ze sznurka dla Spidermana.

I jeszcze inna tej samej autorki, chciałoby się pokazać wszystkie..
A oto i artykuł o wyjeździe na Żmudź, do Kroży. 
http://l24.lt/pl/spoleczenstwo/item/38526-zjazd-rodziny-rodowiczow-radaviciusow-na-zmudzi

Powrót do Warszawy też nie był taki, jak zaplanowałam. W Wilnie autobus przyjechał na stację spóźniony 10 minut a pomimo wypisanego na bilecie Dworca Zachodniego jako mojego docelowego, minął go zręcznie i stanął dopiero na Centralnym.
Musiałam błyskawicznie zmienić cały kunsztownie wymyślony plan przesiadkowy ( z ciężką walizką w tle) bo 6 rano to nienajlepsza godzina do wzywania ludzi na pomoc.
Ale podróże się skończyły i najwyższy czas na pracę która mnie czekała spokojnie w domu.

1. Obrazy plenerowe - jak co roku, temat  Mława,
2. kilka portrecików,
3. jeden outsider.

Na ostatni okres wakacji nareszcie wzięłam Stacha. Razem też malujemy i bawimy się w przerwach w chowanego, w montowanie samolotów z resztek klocków lego i w różne inne fajne zabawy. Na szczęście chłopak jest pomysłowy i trudno się nudzić w jego towarzystwie.
To koń Stasia

A tu malujemy buldoga - Gucia
 
A teraz Andrzeja

I jeszcze poprawki..
 
Niestety burza z solidnymi piorunami spaliła nam ruter, aż zrobiła się w nim dziura, więc wybaczcie kolejną czkawkę w wysyłaniu postów, ale przede wszystkim w czytaniu waszych. To jak jakieś przekleństwo te wieczne problemy z Internetem. Może to znak, aby więcej malować, bo ostatnio zrobiła się długa przerwa.

piątek, 8 sierpnia 2014

JAK W RODZINIE

Dzień  za dniem ułożony pracą, trochę czytania i jedzenie o regularnych godzinach. 
W środę  Żylvinas Radavicius zatelefonował, że zabiera mnie na cały wieczór.
Ogromna jest serdeczność z jaką goszczą mnie wileński kuzyn i jego mama. Umówiliśmy się, że wykorzystam ten przyjazd i odwiedzę z nimi żmudzką kolebkę rodu Rodowiczów. Jedziemy tam w sobotę.
Tymczasem spotkania z dziećmi dobiegają końca. Sprawa malowania buzi stała się wiodącym elementem. Jednak lekki szantaż z mojej strony poskutkował i prace dzieci pojawiały się w dużych i ciekawych formach. Wachlarze i maski też okazały się trafione.
Serce rośnie patrząc jak się rozkręciły.
Cały czwartkowy wolny czas poświęciłam na zrobienie im wystawy. Dzisiaj rodzice odbierali dzieci, ich prace i uczestniczyli w niewielkiej ale znaczącej uroczystości zakończenia warsztatów.
Wiecie co mówiły do rodziców? - szkoda że nie ma tych zajęć w sobotę i niedzielę!
- że chcą jeszcze, bo szkoda, że się skończyły!
To jest dopiero opinia!!!! Dla takich słów można pracować.
Nie dam zdjęć, gdyż była prasa i dołączę linki aby pokazać moje dzieciaki ich oczyma. Ja sama poprosiłam dzieci o narysowanie dla mnie jednego rysunku na pożegnanie.
Każde z nich wymyślało coś specjalnego, widziałam to i całkiem mnie rozbroiły, a te nieudolne, jedne lepsze, drugie gorsze ale jakże cenne dla mnie, bo z samego serca rysunki zabieram ze sobą.

środa, 6 sierpnia 2014

POLKA W WILNIE

Reszta podróży potoczyła się według rozkładu.

Na dworcu czekała na mnie przemiła dyrektorka Domu Polskiego. Usiłowałam  wyrwać z jej rąk tą walizę, bo  powodowana dobrym wychowaniem rzuciła się aby mi pomagać.
Przyznam że wstyd mnie ogarnął za ten bagaż trudny do ruszenia.
Jakoś dotarłyśmy do hotelu pomagając sobie we wkładaniu i wyciąganiu tego "kufra" do samochodu.
W hotelu -Pan Tadeusz- czekał już na mnie pokój, śniadanie i dzieciaki pod drzwiami sali.
Mam zajęcia od 10 do 12, potem szybki obiad i o 13 do 15 druga grupa.
Jak zwykle nie udaje mi się wyjść punktualnie.
http://www.wilnoteka.lt/pl/artykul/warsztaty-plastyczne-w-domu-kultury-polskiej-w-wilnie
Od razu powiem co zrobiło na mnie największe wrażenie: PIĘKNA POLSZCZYZNA, którą posługują się dzieci, a przecież wokół nich od urodzenia słychać język litewski!!!
Obsługa hotelu mówi po polsku, kompletnie nie mam wrażenia że wyjechałam.
Prawda jest taka, że pierwsze dwa dni padałam ze zmęczenia i po wczesnej kolacji nadrabiałam korespondencję, pisanie bloga i rzuciłam się do czytania książki, którą wzięłam ze sobą. Przyznam, że myślałam że jest to lepsza literatura, ale czytanie jej relaksuje a to już dużo.
Książka ma tytuł " Piekło Gabriela " Sylvain Reynard, ale dopiero tutaj odkryłam napis drobnym, złotym drukiem, że to diabelski erotyk. Wyobrażacie sobie?? Nie tylko erotyk, ale do tego diabelski. Więc czytam i mam nadzieję, że dotrę do tych ciekawszych wątków, bo na razie opis zagmatwanej sytuacji studentki i profesora, znawcy Dantego. 
Wracając do tematu dzieci , to są one tutaj skromne i grzeczne. Przygotowałam im kilka niespodzianek, jedną z nich są farby do malowania buzi. Codziennie maluję kilka buzi. Wzory są z dołączonej książeczki wybierane przez dzieci, bo nie mam czasu na wymyślanie wzorów. Jednym okiem patrzę co reszta robi i prowadzę korekty a drugim pilnuję dobrego makijażu. A dzieci na tym się bardzo dobrze znają!!!








 dc nastąpi.......

wtorek, 5 sierpnia 2014

BABCIA TO BABCIA

 
 Rzuciłam wszystko i ruszyłam do Warszawy , aby pomóc przy naszej małej Królewnie - Lence.
Dziecina jest słodka i radosna więc pobyt z nią to prawdziwa przyjemność. Synowa zadbała aby malutka miała swój rytm dnia i według niego wszystko było ułożone. Nie było niespodzianek, chyba, że ta ilość uśmiechów i temperament o wielkiej sile. Lenka już w wieku swoich 6 miesięcy jest osobą z charakterem. Ciekawe co będzie jak zacznie mówić????
Czas spędzony z dziecinką minął błyskawicznie i popędziłam do domu.
Za kilka dni, w niedzielę wieczorem wyjeżdżałam do Wilna.
Sfinalizowały się rozmowy z Domem Polskim na temat tygodniowych zajęć z dziećmi polonijnymi.
Kupiłam wcześniej bilet i wydawało mi się, że wyjadę mając cały plan dokładnie opracowany.
W razie tłoku w autobusie Gdańsk - Mława - Warszawa miałam jechać samochodem i zostawić go tam na parkingu. Szczęśliwie nie musiałam wcale brać samochodu, bo tłoku nie było. Zapakowałam swój oooogromny bagaż i ruszyłam.
 Tak, bagaż był ogromny, a właściwie duży i ciężki, bo  jako niespodziankę wiozłam wileńskim dzieciom nasze książeczki, a papier waży.
 Do tego wzięłam kolorowe papiery we wzorki do wycinanek i ozdób dla dzieci, a papier waży.
Na wszelki wypadek zabrałam żelazko a ono waży.
Suszarkę do włosów też wzięłam ( nie mam pojęcia po co), a ona waży kilka gramów.
 I cztery pary butów, abym była całkiem spokojna, że mam na zmianę, też wzięłam, (bo buty ważą ..niewiele).
Reszta to kosmetyki, leki, biżuteria.
 Gruba, ciekawa książka na wieczory hotelowe też została zapakowana na sam wierzch!
Rogalik pod głowę na drogę, coś ciepłego na plecy i przybory do mycia i kanapka z serem  jedna, bo druga już się nie zmieściła.
To tak w skrócie.
Na warszawskim Dworcu Zachodnim wylądowałam dwie godziny przed czasem odjazdu autobusu do Wilna.
Pooowoli przetoczyłam się pod informację, bo na bilecie nie zobaczyłam numeru peronu a na dużym dworcowym rozkładzie też tego autobusu nie znalazłam.  Bardzo uprzejma pani w informacji powiedziała tylko, że nie ma podpisanych umów z wieloma przewoźnikami i dlatego nie ma danych o ich kursach, jednak są tylko dwa ostatnie perony dla rejsów międzynarodowych.
Spokojnie i powoli potoczyłam się na jeden z dwóch peronów.
Jako dobry obserwator ( tak wtedy jeszcze o sobie myślałam) zauważyłam ze linia którą mam odjechać ma wyjątkowo charakterystyczne ubarwienie i nie sposób jej nie zauważyć. Wszystko wskazywało na planowo spokojną podróż.
Przed godziną 22, czyli odjazdem na Dworcu robi się ponuro, ciemno, a wcześniej zaczął mi dokuczać smród uryny z pozamykanych przejść pod peronami.
 Jest środek sezonu i ruch wielu dodatkowych linii zwielokrotniony, jednak informacji przez głośnik nie ma albo jest wyrywkowa o natężeniu natrętnego komara, którego trochę słychać ale zlokalizować i zrozumieć się nie da.
Co jakiś czas ludzie z paniką w oczach biegają od autobusu do autobusu wypytując o kolejne rejsy.
Sączące się mdłe światło, jak za dawnych, niechlubnych czasów, nie pozwala odczytać tabliczek przejeżdżających autobusów.
Stoję spokojnie. Co jakiś czas oglądam się na drugi peron, widzę tam jeden autobus nieoznaczony i nie w "moim"  kolorze a tuż za nim drugi taki jak powinien być mój. Z daleka tabliczka absolutnie nie czytelna, zostawiam więc walizę wepchnąwszy ją za ławkę i idę sprawdzić co tam jest napisane.
Tabliczka jest  nietypowa, informuje kurs z Sofii poprzez wymienionych kilkanaście miejscowości zakończonych chyba Kaliningradem..a może Rygą?
Tak jest ciemno, że nie sposób odczytać wszystkiego, co jest tam napisane drobnym pismem. Ech, to chyba jeszcze nie mój.
 Czas leci i doleciał do za 15 dziesiąta, więc zaczęłam nerwowo przestępować z nogi na nogę, bo mobilna to nie byłam.
Drrrr, drrrrrrrrr, dzwoni mi komórka: - Czy pani ma bilet do Wilna? zaskoczył mnie pytaniem aksamitny akcent pytającej.
-Tak, mam- wymamrotałam ,
- A gdzie pani jest?- dalej pyta głos kobiety
- Na dworcu..
-To proszę podejść do autobusu! - już zdecydowanym tonem zarządziła pani.
-Ale gdzie???
- Na ostatnim peronie, taki żółty autobus.
- Tak , pędzę....(przesadziłam z tym pędzeniem), ale zdążyłam dotrzeć przed odjazdem!!!!!
Uff, a gdybym zapomniała komórki, albo mi się wyładowała, albo , albo....???? A przecież stałam tam 5 metrów od tego właśnie autobusu. I to mnie najbardziej zdenerwowało!!!

Jak widzicie Dworzec który ma lada chwila być przebudowany zawsze dostarcza mi wielu przeżyć.
Nie wiem co to będzie jak on stanie się taki czysty i nowoczesny i  bezprzygodowy,..chyba, że Babcia do tego czasu tak bardzo się zestarzeje, że znowu sama załatwi sobie nowe przygody.

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

NIE NADĄŻAM

Tyle się dzieje! Nie nadążam. Chcę coś opowiedzieć, ale zasypiam zanim dobrze otworzy się blog i zanim zdążę napisać jakiekolwiek zdanie. Upały dokuczają mi tak samo, jak wszystkim.
Na szczęście dałam radę z kilkoma ważnymi sprawami.
W środę, 30 lipca dzieci otrzymały na uroczystym spotkaniu w Miejskiej Bibliotece Publicznej KSIĄŻECZKI pt "Ku Ku Ryku"-wybrane wiersze ilustrowane przez dzieci. Autor Bohdan Wasilewski.
Dzieci trzymając w ręku zrobiony przez siebie kwiatek recytowały albo czytały jeden z wierszyków który ilustrowały.
Autor przygotował jeden egzemplarz z dodatkową kartką na której wszyscy biorący udział w tworzeniu tej ślicznej książeczki złożyli swój podpis. Ten egzemplarz otrzymała Miejska Biblioteka w podziękowaniu za przygotowanie spotkania.
Obejrzeć można wszystko na stronie:
PROMOCJA KSIĄŻKI PT. KU KU RYKU http://www.biblioteka.mlawa.pl/strona-683-jezyk-1
proszę jeszcze kliknąc na zdjęcia pod tekstem.
Widać tam okładkę i tył na którym jest w formie grządki kwiatowej, wykaz autorów dzieła. Każda ilustracja zamiast nazwiska ma obok rysunku taki kwiatek z dzieckiem w środku.
Ujawniam dwie strony ze środka, abyście mieli jakiekolwiek wyobrażenie jak ona wygląda.



Jak wiecie upały są nie do zniesienia. Autor ubrany w jasne spodnie przejęty był bardzo, aby wszystko zapisać w formie filmiku i nie zauważył że tłem do spotkania były śliczne obrazki dzieci z poprzedniego mojego spotkania z szóstoklasistami. Efekt pozostał na stałe na spodniach autora. Piękny widok letniego pejzażu wykonany suchymi pastelami w formie odbitki na siedzeniu, może być super reklamą, uwierzcie mi!
Ksiązeczka jest śliczna, kolorowa i radosna, nie mogę jednak jej jeszcze pokazywać, bo w planach Autora jeszcze inne działania.
Dzieci wyglądały na zadowolone, pomimo skwaru i ścisku i z ciekawością oglądały swoje dzieła w druku. Dla każdego z nich ( dla mnie też!) to wazne wydarzenie.

Jutro będzie dalszy ciąg opowieści o aktualnościach, które już przestały nimi być.
Jak nadrobię pisanie to przejdę na czytanie u Was. WRESZCIE!!!!! Stęskniłam się za Wami!
Jutro, a może pojutrze, przyznam się skąd piszę.