Obserwatorzy

środa, 27 marca 2013

PRAWDZIWIE ŚWIĄTECZNIE


Ostatni tydzień miałam wypełniony po brzegi wieloma zdarzeniami. Oczekiwaliśmy wyniku ogłoszonego po raz pierwszy konkursu na Palmę Wielkanocną i Pisankę. Oczekiwaliśmy w niepokoju, bo mieliśmy w okolicy bardzo konkurencyjny konkurs, gdzie nagrody były ho, ho albo jeszcze bardziej!
Nie było potrzeby do niepokoju. Szybko się okazało, że mieszkańcy Mławy i okolic chętnie biorą udział i  w naszych konkursach. 
Konkurs jedynie był trudny dla mnie, bo po zmianach organizacyjnych, powinnam od początku do końca umieć go poprowadzić i zorganizować. Nie powiem , że  wywiązałam się bez trudu ze wszystkiego, ale życzliwość i pomoc ze strony dyrekcji i pracowników bardzo mi w tym pomogły.
Zgłoszone prace były w wielu przypadkach  dopracowane i ciekawie zrobione. Widać było pomysł i wysiłek włożony w zrobiony przedmiot.
Jak zwykle największą trudność sprawiał wybór nagrodzonych prac.  Konkurs był dwudzielny ( palma i pisanka ) i w pięciu kategoriach wiekowych ( dodatkowo szkoły specjalne), to nie dałoby rady kupić wartościowych nagród dla takiej ilości. Postanowiłam, że dostaną w obu kategoriach pierwsze miejsca i w niektórych wyróżnienie. Udało się i nagrody chyba były niezłe !
W poniedziałek co prawda, powitałam całą wycieczkę z pobliskiego miasteczka, ze Specjalnego Ośrodka, pomimo, że uroczystość wręczania nagród miała się odbyć dopiero we wtorek. Opiekunki tak były przejęte, ze pomyliły datę i musiały jeszcze raz wszystko organizować następnego dnia. Jestem pewna że nie żałowały, bo podopieczni zdobyli kilka nagród.
Po uroczystości były życzenia, podziękowania, zdjęcia i ogromna ulga że wszystko się udało.
Pokażę tylko kilka prac wybranych losowo.


A to zajączek wyklejony z baziek.


Prawdziwa kraszanka


Zajęcia z seniorami były tym razem smakowite, bo robiliśmy dekoracje z jedzenia.
Tym razem wkopiowałam przepisy na różne farsze jajeczne z blogu JaGi, i rozdałam paniom






.http://jaga-babciaradzico.blogspot.com/2013/03/jajowe-warjacje-rozne.html

Półmiseczek obfotografowałam później, bo pomimo namów do zjedzenia, żadna nie chciała zniszczyć dekoracji.



















Na końcu doszły hece z psującym się samochodem, ale wychodząc z założenia, które mi już od kilku lat przyświeca, to nie ma tego złego, co na dobre nie wyjdzie. Tak też i tym razem się stało, więc nie mam zamiaru narzekać.
Mieliśmy, wszyscy pracownicy MDK, jajeczkowe spotkanie z Władzą, było bardzo miło, smacznie i świątecznie. 

 Dzieci jak zawsze stanęły na wysokości zadania
 i wykleiły przepiękne baranki.




 Wszystkim Przyjaciołom Blogowym 

i każdemu zaglądającemu tu składam wiele serdecznych, CIEPŁYCH życzeń 
i PRAWDZIWIE RADOSNYCH ŚWIĄT!!!

środa, 20 marca 2013

ROZKWITAJĄ .....

Zamiast biec do pracy, siadłam w szlafroku przy sztaludze i skończyłam  bukiet.
To dla wszystkich odwiedzających, taka chwila relaksu i ukojenia.
Zwłaszcza gdy za oknem znowu biało i zima zamiast wiosny.

poniedziałek, 18 marca 2013

WYJĄTKOWY WIECZÓR


Na uroczystość w Muzeum Niepodległości szykowałam się od grudnia, ale jak to bywa w życiu, ledwie zdążyłam na czas. Gdy dojechałam dziesięć minut do właściwej godziny, wszystkie miejsca były zajęte i siedziałam w otwartych drzwiach na dostawkach, a cały tłum innych osób za mną w hallu. Nie piszę tego, aby krytykować, wręcz przeciwnie, jestem dumna, bo cel spotkania był ważny dla takiej ilości osób, że wielka sala nie dała rady pomieścić wszystkich.

Wcześniej ustaliłyśmy rodzinnie, że  moja siostra namaluje portret pani Basi Wachowicz, brat stryjeczny napisze laudację a ja zrobię statuetkę.
Już wcześniej pokazywałam liść, który wyrzeźbiłam. Skończony wygląda tak. Ci, którzy choć raz widzieli panią Barbarę, wiedzą, że jej 
charakterystycznym kolorem jest fiolet. Dlatego liść dębu ma taki właśnie kolor i opiera się na szarym, polnym kamieniu, jakby to był jeden z kamieni na Szańcu.
 (kamień też jest rzeźbą -odlewem). 
Wszystko oczywiście ma znaczenie. 
Wręczając szepnęłam: 
- nie wiem czy liść opiera się na szańcowym kamieniu, czy kamień jest pod opieką liścia.


Nie znam drugiej osoby, która potrafiłaby tak poprowadzić dramaturgię spotkania. Nie ma mocnych, którzy choć raz nie otrą oczu podczas kiedy pani Barbara opowiada dzieje swoich bohaterów. Tym razem pojawiły się nowe osoby z rodziny Rodowiczów oprócz Anody i jego matki, były wzruszające słowa o moim tacie i jego działalności konspiracyjnej  wojennej, za którą dostał od "polskiego" sędziego wyrok Kary Śmierci.
 Wiele było powiedziane i pokazane. 
Zobaczyłam też kilka fotografii Anody - Janka Rodowicza, których wcześniej nie znałam.
 Rzetelne, ciekawie podane, znakomicie zrobione inscenizacyjnie, to słowa, którymi staram się określić to, co widziałam.  Jednak nie umiem opowiedzieć  tej bogatej treści o moich bliskich bo zbyt wielka jest dla mnie waga emocjonalna tego spotkania . 
W Muzeum Niepodległości (dawniej Muzeum Lenina) w Warszawie, wciąż trwa wystawa pamiątek m.in. po Janku – Anodzie i można to obejrzeć w godzinach otwarcia Muzeum.



 Dołączam laudację napisaną przez Wojciecha Rodowicza, mojego brata stryjecznego dla pani Barbary Wachowicz, z niej najlepiej można się dowiedzieć kim Ona jest. 

Podaję link, gdzie można obejrzeć Teatr Telewizji zrealizowany dwa lata temu, którego bohaterem jest Janek Rodowicz-Anoda.  


                                                                        http://www.youtube.com/watch?v=MeL0-AvEf4M


Wojciech Rodowicz Warszawa 17.02.2013

Laudacja na cześć Pani Barbary Wachowicz –
pierwszej laureatki Nagrody Rodziny Rodowiczów

No i mamy problem. Żeby wprowadzić zebranych w temat naszej dzisiejszej uroczystości, należałoby zacząć od scharakteryzowania osoby, która jest bohaterką wieczoru. Ale jak w krótkich słowach powiedzieć coś o:

- osobie, która od 1990 roku otrzymała 37 odznaczeń i wyróżnień (jeśli jest ich    więcej to bardzo przepraszam, ale tyle podaje Wikipedia według  stanu na 17    lutego br.): od Złotego Krzyża za zasługi dla Harcerstwa Polskiego w 1990 roku do Krzyża Kawalerskiego Orderu Odrodzenia Polski Polonia Restituta, wręczonego przez Prezydenta RP w przeddzień rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego w ubiegłym roku „za wybitne zasługi w działalności naukowo-edukacyjnej, za osiągnięcia w pracy twórczej,”

 - osobie, która napisała 8 książek z serii „Wielcy Polacy” i 5 książek z serii    „Wierna rzeka harcerstwa” a na dawno zapowiadaną 6-tą pt. „Gotowi do lotu”    właśnie z niecierpliwością czekamy,

-  osobie, która wydała piękny album pt. „W ojczyźnie serce me zostało”,

-  osobie, która zorganizowała 6 wystaw, robiących wielkie wrażenie wszędzie   tam, gdzie są pokazywane,

- osobie, która wzniośle, ale i wzruszająco zabiera głos w płomiennych słowach  przy wielu innych okolicznościach i uroczystościach, od zwykłych zbiórek   harcerskich poczynając, a na wielkich okazjach , w tym także pogrzebach   bohaterów jej książek, kończąc.

Jak można o takiej osobie powiedzieć coś już nie odkrywczego, ale choćby oryginalnego, żeby nie powtarzać tego wszystkiego, co już – przy tylu okazjach zostało powiedziane i napisane.

Jak pięknie np. oddaje, to, co chciałoby się w tym miejscu powiedzieć (cytuję): 

-  „Jest piastunką szańców narodowej pamięci i tradycji. piastunką tego, co w sercu każdego Polaka winno zajmować miejsce pierwsze – dowodów bohaterskiej miłości do Ojczyzny, piastunką polskości i polszczyzny.” Prawda!! Tylko, że tak właśnie scharakteryzował naszą dzisiejszą bohaterkę już wcześniej Pan Rafał Skąpski – Prezes Fundacji Kultury Polskiej.

- Albo (cytuję): „Niestrudzenie przypomina o istnieniu dziedzictwa narodowego, godności i honoru, o wartościach, które kształtują naszą tożsamość narodową…” To również jest fragment wcześniejszej wypowiedzi Pana Prof. Stanisława Makowskiego z Uniwersytetu Warszawskiego. 


Żeby oddać to jeszcze lepiej chciałoby się powiedzieć, że (cytuję):

- „Uprawia wspaniałą i unikalną sztukę pisarską, obdarzając współczesną literaturę cyklem znakomitych książek biograficznych, w których łączy podziwu godną erudycję opartą na doskonałej wiedzy faktograficznej z przenikliwą intuicją poznawczą i perfekcyjną kompozycją. Daje w swych dziełach ogromną, rzetelną wiedzę wolną od zniekształceń i tendencyjności – zawsze wierna swemu posłannictwu miłości Ojczyzny i misji bezinteresownego służenia kulturze narodowej”. Prawda, że pięknie ujęte. Tak to właśnie ujął Pan Prof. Lech Ludorowski z Uniwersytetu im. Marii Skłodowskiej-Curie w Lublinie.

No to, żeby już tylko krótko podsumować, tym razem nie ustami naukowców, a bliżej zwykłych ludzi, może powiem tak (cytuję): 

- „Jest wybitną i kto wie czy nie najwybitniejszą popularyzatorką polskości w Polsce. Z jej książek można się niezwykle wiele nauczyć i niemało wzruszyć.” Krótko i zwięźle, a jak celnie. Tak właśnie powiedziała o naszej bohaterce Agnieszka Osiecka. 

No to, skoro te wszystkie piękne słowa i tak powiedział już wcześniej ktoś inny, to zacytujmy jeszcze mały fragment wypowiedzi wspaniałego człowieka mediów, Pana Andrzeja Matula, sformułowane przy okazji wręczania naszej bohaterce Złotego Mikrofonu Polskiego Radia:

- „Basia, jak nikt inny, potrafi gromadzić wokół siebie pokolenia: od posiwiałych bohaterów przeszłości po młodzież przyszłości. Bez względu na wiarę, przynależność, poglądy. Basia z Podlasia, jak nikt inny, umie mądrze, pięknie i wzruszająco snuć narodowe dzieje. „Dla pokrzepienia serc”, ale i poruszenia sumień! Nazywam Ją słowami Wyspiańskiego „A to Polska właśnie”. Nic dodać, nic ująć!!!

Wygląda na to, że nasza bohaterka, choć przy pomocy cytatów, ale została jednak dobrze scharakteryzowana. Wystarczająco, żeby i tak, nawet nie widząc Jej tu między nami, każdy z obecnych, wiedział o kogo chodzi. Mówiąc wprost, po prostu - nie ma takiej drugiej w Polsce i – z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością - można powiedzieć, że długo nie będzie!!!

Teraz czas zadać pytanie - gdzie tu jest miejsce na Rodzinę Rodowiczów ? Otóż nasza Rodzina, będąca spadkobiercą pamięci bohatera – Janka Rodowicza pseudonim „Anoda”, mimo upływu lat oczywiście pamięta i docenia niewyobrażalny wkład oraz dosłownie walkę przez ponad 60 lat Pani Barbary z wieloma przeciwnościami, a nawet personalnymi przeciwnikami, a związaną z szerzeniem pamięci między innymi o wielkich, choć jeszcze tak młodych bohaterach z czasów II wojny światowej – harcerzach Szarych Szeregów. Mając na uwadze ogrom energii, wytrwałość, zaangażowanie oraz niestrudzoną siłę w działaniu na tym polu – postanowiliśmy uhonorować Panią Barbarę Wachowicz specjalną nagrodą naszej Rodziny. Jest ona wyrazem naszej wdzięczności nie tylko za popularyzowanie historii o bohaterach „tamtych lat” ale także podziękowaniem za pomoc w wielu sytuacjach oraz szczerą, wieloletnią przyjaźń, której nasza Rodzina doświadczyła i doświadcza nadal od Pani Barbary. 
A zaczęło się jeszcze w latach 80-tych kiedy niestrudzona Pani Barbara, zainspirowana lekturą „Kamieni na szaniec” i jej autorem „Kamykiem”, Aleksandrem Kamińskim wraz ze swoimi harcerzami zaczęła odwiedzać matkę Janka Rodowicza „Anody”. Zofia Rodowiczowa, tragiczny przykład, jakże wielu kobiet tamtych lat, przeżyła wszystkich swoich najbliższych. Swojego starszego syna Zygmusia ps. „Zero”, młodszego Janka ps. „Anoda” i męża Kazimierza. Zmarła w roku 1990-tym w wieku 95 lat. To w czasie tych odwiedzin na Bielanach Pani Barbara słuchała niesamowitych wspomnień matki o synach: o „Akcji pod Arsenałem” i innych ponad dwudziestu akcjach zbrojnych, z których „Anoda” wyszedł bez szwanku. O walkach, ranach Janka i śmierci Zygmunta w Powstaniu Warszawskim. Oraz o działaniach syna po wojnie. Zafascynowana losami Janka „Anody” pisze o nim:

- (...)„Wrócił. Brał udział w ekshumacjach, organizował pogrzeby poległych, wspierał matki. A jednocześnie – to on rzucił hasło: piszcie wspomnienia. Tylko wy możecie ocalić pamięć tych, którzy zginęli! Nie byłoby książki „Zośka i Parasol”, nie byłoby „Pamiętników żołnierzy Baonu „Zośka”, gdyby nie mrówczy trud „Anody”. Pokonał kalectwo. Studiował wymarzoną architekturę. Na mojej wystawie „Kamyk na szańcu” (którą nota bene możemy właśnie teraz obejrzeć tu w Muzeum Niepodległości – przyp. autora laudacji) leżą jego indeksy – piątki z plusami. Przyjaciele mówią:- „Życie w nim po prostu płonęło”. Aresztowany przy stole wigilijnym 24 grudnia 1948 roku, najprawdopodobnie wyrzucony z okna podczas śledztwa 7 stycznia 1949. Gdy rodzice wydobyli go z bezimiennego grobu – miał jeszcze w bluzie pokruszony opłatek, który zdążyła mu dać matka. Tablica na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej mówi: „… zginął w polskim więzieniu. Walczył o wolną Polskę”.

Tyle w największym skrócie Pani Barbara o Janku. Czekamy na Jej najnowszą książkę, piątą i ostatnią część „Wiernej rzeki harcerstwa”, pod tytułem „Gotowi do lotu”. Bohaterami tej książki będą właśnie Ci, którzy przeżyli Powstanie, wśród nich i nasz Janek. Z kart tej książki dowiemy się na pewno jeszcze dużo więcej o samym Janku i przyjaźni jego matki z Panią Barbarą. A tymczasem Pani Barbara jest największym i najlepszym depozytariuszem pamiątek po Anodzie, które otrzymała bezpośrednio od matki Janka. Zofia Rodowiczowa przyjaźniła się również z nie żyjącą już też od wielu lat Krystyną Rodowiczową – żoną najstarszego z trzech braci stryjecznych Janka, która – zafascynowana była działalnością Pani Barbary, także jako kustoszem pamięci i pamiątek po Janku. Krystyna Rodowiczowa przekazała również Pani Barbarze część pamiątek, które otrzymała od Zofii Rodowiczowej. To właśnie na wystawie „Kamyk na szańcu” są dwie osobne duże gabloty poświecone Rodowiczom. Jedna z tymi wszystkimi pamiątkami po „Anodzie” a druga, zatytułowana „Łódź podwodna” o słynnej dziś radiostacji ZWZ-AK, której twórcą i dowódcą był mąż Krystyny Rodowiczowej – Stanisław ps. „Stefan Rostok”. Radiostacji nie wykrytej przez Niemców do końca wojny, zainstalowanej pod piwnicą domu rodzinnego przy ul. Fortecznej w Warszawie, dzięki której nawiązana została już w 1941 roku pierwsza łączność polskiego podziemia z okupowanej Polski najpierw przez Budapeszt a potem już bezpośrednio z Londynem. 

To tyle bezpośrednio o Rodowiczach, ale przecież wciąż pisana epopeja Pani Barbary, o tych wielkich Patriotach i Jej harcerskie kontakty z rodzinami nie żyjących już bohaterów tamtych dni - to dla nas też powód do wielkiej wdzięczności. Wdzięczności, której nie mogą, a na pewno chciałyby, wyrazić  nie żyjące dziś już matki Zośkowców, którzy zginęli podczas wojny. Dowodami  właściwej i ważnej działalności w czasach dzisiejszych Pani Barbary to choćby:

- dziesiątki pięknych harcerskich gawęd, ogólnodostępnych pogadanek i wieczorów pamięci. Tu za przykład może posłużyć piękny wieczór pamięci naszego Janka „Anody” sprzed kilku lat w Muzeum Woli z udziałem znanych aktorów scen warszawskich.

- piękne wspomnienia po odchodzących na wieczną wartę Zośkowcach. Jakie głębokie wrażenie zrobiła, kiedy dwa razy zabrała głos po śmierci w 2009 roku przyjaciela „Anody” – Stanisława Sieradzkiego ps.„Świst”. Po mszy żałobnej w Katedrze Polowej i w miesiąc później na zorganizowanym przez harcerzy wieczorze wspomnień w Muzeum Powstania Warszawskiego. 

- wszystkie spotkania z do dziś z żyjącymi Zośkowcami i ich rodzinami. Najnowsze z nich miało miejsce w dniu 19-go stycznia tego roku przy okazji ponownego otwarcia w Warszawie Wystawy „Kamyk na szańcu”, tym razem właśnie w Muzeum Niepodległości. Niestrudzona, wspaniała, niezastąpiona. 

Pisząc o swoich bohaterach Pani Barbara stwierdza, że „są żywym zaprzeczeniem gorzkiej konstatacji Norwida, że Polak - to Olbrzym, ale człowiek w Polaku - to jakże często Karzeł. Ich życie jest widomym przykładem, że Polak i człowiek w Polaku może być Olbrzymem.” 

Cała działalność Pani Barbary potwierdza, że i Polak i Człowiek w tej POLCE - to z pewnością Olbrzym

      

wtorek, 12 marca 2013

DZIEŃ Z GALĄ SPORTU



Są dni puste i dni które wprost nie mogą pomieścić dziejących się zdarzeń.
Te ostatnie dni były wypełnione po brzegi ważnymi sprawami.
Zacznę od końca, czyli od poniedziałku. Rozpoczęłam zajęcia z seniorami. Przyszli gromadnie, nawet był jeden pan.  PAN PRZYSZEDŁ PRZESZYĆ SOBIE MATERIAŁ!!!! Świetnie.
Reszta jak było uzgodnione na pierwszym spotkaniu robiła palemki.
Większość pań robiła palemki po raz pierwszy w życiu.  Wychodząc z zajęć, nie mogły uwierzyć, że to ich dzieła. Przyjemnie było patrzeć na palemki w ich rękach i ich szczęśliwe twórczynie. Cieszę się takim początkiem, który niewątpliwie zawdzięczamy Joli-Marii, nowej pracownicy MDK-u, znanej na tym terenie z twórczego myślenia i swojej kreatywności. Poprosiłam Marię o pomoc, gdyż ja (wstyd się przyznać, nigdy nie robiłam kwiatków z krepiny).  Wcześniej omawiając plan zajęć, ustaliłyśmy z Marią, że takie palemki łączące krepinowe kwiatki z trawami i baziami kupionymi przeze mnie w Warszawie na giełdzie, będą świetnym tematem. 
A powyżejj moja palemka, która powstała z pozostawionych resztek i krepinowych kwiatków, które i ja robiłam pierwszy raz w życiu. Zdjęcia z zajęć dodam za dzień lub dwa, gdy je dostanę z aparatu służbowego. 

Potem  były „moje” starsze dzieci wyklejające temat konkursowy pt  „ Ogród wiosną”….ile pomysłów!

Na koniec przedziwny dla mnie wieczór, gdzie zadebiutowałam jako ..dziennikarka!!!!!
Temat: SPORT, tutaj nie wystarczyłoby miejsca na wykrzykniki, bo o sporcie wiem tyle że składa się z czterech liter.., nie z pięciu.
Poproszono mnie o zastępstwo. Wieczorem odbywała się coroczna Gala Sportu, z zaproszonym ważnym olimpijczykiem, złotym medalistą w pięcioboju z Barcelony panem Dariuszem Goździakiem   (dzisiaj wiem nawet jak się nazywa!).
Na Gali przyznawano nagrody w kilku ważnych dziedzinach. 
Jako ludność niedawno napływowa do Mławy, nikogo nie znałam a ci nagrodzeni wracali na miejsca na widowni i zupełnie nie wiedziałam, jak ich potem odszukać. 
Trener pływania Michał Chlastosz
Widzę, że pan ,Michał Chlastosz trener dziewczynki, pływaczki, Oli Kowalskiej, która była chora, a więc nieobecna i w imieniu której odebrał nagrodę, siadł niedaleko mnie! Szybciutko wyciągnęłam go na zewnątrz i powolutku cedząc słowa jak przez sitko zadałam pierwsze pytanie. Wprowadziłam system przedstawiania się pytanych, bo gdybym zaczęła się jąkać , lub przekręcać, wypadło by gorzej.
Trafiłam na prawdziwego opiekuna, przewodnika, oddanego swojej pracy, przesympatycznego człowieka. Potem okazało się że sam zdobył nagrody w dwóch kategoriach, w tym pierwszą dla najlepszego trenera.







Kolarz górski,Bartosz Grędziński
Drugą osobą był kolarz górski Bartosz Grędziński wyciągnięty tym samym kluczem, czyli siadł z brzegu rzędu, łatwy do poproszenia na dwa słowa.
Kolejne dla mnie miłe zaskoczenie. Chłopak studiuje, pracuje, trenuje.  Nie ma trenera, dochodzi do wszystkiego sam. Zdobywca pierwszego miejsca jako zawodnik.
 –Kurcze, kurcze, -powtarzał ,-to niesamowite, to mój pierwszy wywiad!  Ktoś się zainteresował!
Jego entuzjazm i radość była wzruszająca. Chłopak mądry, kulturalny i taki szczery - miałam wielką przyjemność poznania i rozmowy z nim.

Trzecia ważna osoba, nasz gość. Tu już dwa stopnie wyżej w trudności, tak myślałam, gdy po
Złoty medalista w pięcioboju
Olimpiady w Barcelonie
Pan Dariusz Goździak
 uroczystości, poprosiłam pana Dariusza Gożdziaka o chwilę dla MDK-u. 
Zaprowadziłam go do kawiarenki, która jest miejscem przechodnim dla ludzi wchodzących i wychodzących z kina (tam odbywała się uroczystość).
Przyznałam się do debiutu, nasz gość wyczuł sytuację i sam opowiedział to, co jest istotą jego całego życia. Z jego słów wyłania się mała miejscowość, gdzie on, jako młody chłopak chce na wzór innego medalisty, pana Peciaka, zdobyć medale i laury. Po prostu bardzo chce.
Czytając ciekawe książki m. in Szklarskiego opisującego podróże i przygody bohatera o imieniu Tomek, polecane przez swoją bibliotekarkę, uznał, że wszystko jest możliwe.
 I tak, wszystko stało się możliwe, bo bardzo chciał, bardzo kochał to co robił i wiedział dokładnie, gdzie chce dojść.
Dzisiaj jest w Komitecie Olimpijskim i może dawać przykład innym. 
Pan Gożdziak, to człowiek o wysokiej kulturze i uroku osobistym, mówiący pięknym polskim językiem, to kolejna osoba zaprzeczająca stereotypom ograniczonych, bezmyślnych, czy brutalnych ludzi sportu.
Czuję się sama wyróżniona, że poznałam trójkę tak wartościowych osób.

Fragmenty zdjęć zapożyczone z portalu naszamlawa.pl

O najważniejszym dla mnie spotkaniu sobotnim w Muzeum Niepodległości, napiszę za kilka dni, po to, aby moje emocje weszły znowu na miejsce. Jeszcze teraz gdy wspomnę serce zaczyna mi walić i wzruszenie nie pozwala pisać rzetelnie. 

piątek, 8 marca 2013

ZNOWU MOGĘ ZOBACZYĆ TATĘ

...i chwilę być małą dziewczynką idącą do komunii....



.................a jak powstawał jest we wcześniejszym poście, tutaj

http://joterkowo.blogspot.com/2013/02/moi-kuzyni-organizowali-wieczor-w.html

CO Z MAKIEM?

W najmniej odpowiednim momencie kiedy nie wiem w co włożyć ręce, właśnie wtedy siadam i dłubię. Teraz dłubię maki, ale sprawiają mi wielką trudność, bo ich płatki jak skrzydełka motyli, delikatne i lekkie powinny też takie być na obrazie. Maki to niebezpieczny temat, dośc banalny, więc można się przejechać. Zobaczymy, jeszcze daleko do końca, ale lubię pokazywać co robię, w trakcie pracy. Sama wtedy nabieram dystansu, jakbym oglądała kogoś pracę w gazecie. 

Jutro uroczystość w Muzeum Niepodległości. Po powrocie opiszę, ale już wiem, że nie wszystko da się opisać.


wtorek, 5 marca 2013

FINISAŻ -PIĘKNY ZWYCZAJ





Wszystkie zdjęcia są autorstwa Jurka Szaniawskiego z którym razem  dzielnie
pokonaliśmy studia na Akademii Sztuk Pięknych 

Ledwie wczoraj wchodziliśmy po schodach starej warszawskiej kamiennicy po to, aby otwierać wystawę, a tu znowu w ostatnią niedzielę gramoliliśmy się, aby ją zamykać. Pędzący czas staje tylko wtedy, gdy siedzimy pod drzwiami, w kolejce do lekarza.
 W innych okolicznościach mam wrażenie, że rozpędza się, jakby było już z górki.
Pewnie jest w tym trochę prawdy, bo jakby nie patrzeć, już jest z górki.
 Więc się spieszę, ale na razie spieszę opowiedzieć o wczorajszym zakończeniu wystawy.
Powitali nas ci sami, przemili gospodarze Galerii. Wśród gości pojawiło się dziesięcioro bliskich mi ludzi, moich osobistych gości. Przesympatyczne jest zobaczyć koleżanki i kolegów ze studiów, zwłaszcza, gdy jest to przyszykowana niespodzianka 
Brzozy zimowe znalazły nowy dom, pewnie tak 
 ciepły, jak jego gospodyni. Mimo śniegu na obrazie, wniosą wiele nadziei i światła swojej zimowej bieli, bo to było moim zamysłem, gdy je malowałam.
Na finisażu powstały kolejne plany na przyszłość i odnowiły się kontakty ze studenckich czasów.
Uroczystość zamknięcia wystawy obfitowała w piękną poezję i utwory Jacka Kaczmarskiego śpiewane przez dwie panie i drapiący po uczuciach głos Jurka- barda Galerii - znakomity głos do tego rodzaju repertuaru. 
Śpiewająca Joasia napisała dwa wiersze.  Temat pierwszego nasunął jej się podczas oglądania prac Danusi Gastołek, to okna i drzwi. Drugi temat jej wiersza pojawiał się w kilku pracach malarskich i fotograficznych: puste ulice.
 Wiersze zrobiły na mnie wielkie wrażenie, są piękne. 
Mnie też było ciepło na sercu, gdy Janusz przeczytał napisany wiersz na temat moich brzóz. Dziękuję.
I tym razem otrzymałam tomik poezji od dawnego kolegi szkolnego. Mam więc co przedstawić na najbliższym spotkaniu naszego klubu literackiego.
Gdy przez zaskoczenie wciśnięto mi mikrofon powiedziałam o moich przemyśleniach.
Emigracja czy to do Nowego Jorku, Paryża, Krakowa czy Mławy, jest zawsze emigracją. Trudno się znaleźć w nowych warunkach. Teraz, gdy przyjeżdżam do Warszawy, wydaje mi się, że jestem u siebie, ale nie,  u siebie jestem w Mławie. Tam znalazłam środowisko ludzi z którymi mamy wspólny cel do działań. 
To chyba jest najważniejsze: mieć własną, kolejną metę i konsekwentnie do niej dążyć! Gdy traci się swój cel i nie wyznacza nowego, starość nadchodzi w tempie ”ze stromej górki”! 
Jeszcze mam kilka pomysłów na swoją METĘ, byle starczyło czasu.