Koza Zuzia jest już historią. Prowizoryczna kuchnia, gdzie nawet koza nie raziła, też jest historią. Retro postacie mają swoją historię, a czas podąża coraz szybciej.
Z Nowym Rokiem nie mam nowych postanowień, wystarczą w zupełności te stare. Myślę tylko ostatnio nad tym dlaczego człowiek ( czyli ja) ma taką potrzebę kontaktu z innymi ludźmi. Po co to wszystko. Zauważyłam, że dopiero teraz po latach samotni, gdy znów jestem wśród ludzi i gdy świadomie wybieram tych z którymi chcę przebywać, mogę również być sama. Sama nie oznacza samotności, ale to, że człowiek nie nudzi się ze sobą i nie boi się być bez wyimaginowanych opiekunów, przyjaciół, obojętnie jak ich nazwać. Oznacza to również i to, że widzi sens swojego życia, wie po co się urodził, a przynajmniej ma plan do wykonania, który sobie wyznaczył. To wszystko jest jakby skokiem na wyższą półkę rozwoju wewnętrznego. Nic dziwnego, że od pewnego czasu zaczęłam odczuwać zmęczenie kontaktami, które nic nie wnoszą ciekawego. Nie dotyczy to wcale ludzi ze wsi, bo spotykając ich obserwuję jak wygląda tutejsze życie, ich język, ich zwyczaje a swoim przykładem też coś wnoszę (mam nadzieję).
Wcześniej miałam ogromne obawy że nie dam sobie rady sama z życiowymi problemami, że trzeba mieć z boku czyjeś wsparcie, czyjąś radę i bez niej zginę i przepadnę. Teraz jestem pewna, że wszystko jest do rozwiązania, że nie ma sytuacji bez wyjścia. Oczywiście nie biorę pod uwagę chorób, bo to wszystko zmienia i tego najczęściej zdrowi ludzie nie mogą przewidzieć. Jednak aktywne życie i fizyczne i umysłowe przedłuża wszelką sprawność i oddala choroby.
Wyszło na to, że automatycznie sprawę sprowadzam do absurdu twierdząc, że teraz, gdy już od 4 lat jestem na emeryturze nie boję się problemów związanych z bytem a to jest właśnie czas kiedy powinnam zaklepać kolejkę do lekarzy różnych specjalizacji związanych z geriatrią, ale właśnie teraz nie mam na to czasu. Wiem tylko, że z racji wieku nie mogę się już tak prędko spieszyć.
Dzisiaj wracam z Warszawy, jadę właśnie autobusem i piszę ten tekst. Wczoraj wsiadłam do samochodu, gdy zabierano ode mnie Stasia i przyjechałam do stolicy, aby kupić blejtramy na kolejne dwa obrazy, które mam w głowie. Zakupy zrobione w towarzystwie wnuka Kuby, któremu mogłam kupić wybrane przez niego brakujące czerwone pisaki do rysowania kolejnych samochodów. Byłam dumna i szczęśliwa z jego towarzystwa i wspólnych łączących nas spraw. Kupiłam blejtramy i skorzystałam z jego ulgi w tym sklepie.
Dzisiaj rano późno wszyscy wstali, nawet Staś długo spał. Chciałam zdążyć na autobus, który ma zniżkę dla seniorów, bo to duża różnica w cenie, jednak wszystko było późno i wyszłam pięć minut po czasie. Nie mogłam już skorzystać z autobusu miejskiego jadącego pod dworzec. Miałam tylko jedną możliwość aby zdążyć na ten autobus: ruszyć kłusem na skróty, pokonując schody przejścia podziemnego i sporawy dystans. Utrudnieniem były blejtramy do obrazów o wym. 50x70cm i nie wiadomo dlaczego znowu zbyt ciężka torba. Nie miałam wyjścia, drobiąc kroczkami jak taka pękata laleczka na krótkich nóżkach i nakręcona sprężyną ruszyłam przez bezdroża ( czyli przez tereny zielone). Po 100 metrach byłam już czerwona sapiąca ale wciąż jeszcze zdesperowana, co mobilizowało mnie do dalszego kłusika. Wizję wysokich schodów w dół i w górę programowo odsuwałam na bok z mojej wyobraźni.
Gdy moja głowa wysunęła się z pod ziemi, ujrzałam godzinę na zegarze wskazującą odjazd – przede mną jeszcze 60 metrów. W dziesiątej klasie miałam 12,3sek na 60 m, czas jeden z gorszych, czy dam radę go poprawić? Dałam!!! Wpadłam sapiąc, do autobusu! Wydyszałam słowo Mława i zniżka dla seniora i że zaraz zapłacę bo muszę postawić wszystko na siedzeniu aby dostać się do portmonetki. Kierowca grzał już silniki i nerwowo dodawał gazu a ja jak stanęłam w przejściu zablokowana własnoręcznie blejtramami w taki sposób, ze nie mogłam wykonać żadnego ruchu ani w tę, ani z powrotem.
- Chwila. Spokój - mówiłam do siebie, ale w tym samym czasie okulary całkiem zasnuły mi się mgłą i przestałam widzieć. Trudno. Stawiam torbę małą i dużą na podłodze, aby posadzić bezpiecznie blejtramy - opracowywałam błyskawicznie strategię.
Niestety uszy małej torby skutecznie splątały się z dużą na której nie dało się postawić tej mniejszej, bo w środku były jakoś nieskładnie wrzucone rzeczy o kształtach przypadkowych i mała torba poleciałaby pod siedzenia.
Czym się posłużyć jak ręce zajęte a tu trzeba szybko wyjąć pieniądze?
- Nie, nie mogę wpaść w panikę, myślałam.
Uratowało mnie, że wbiegła jeszcze jedna emerytka, która szukając dowodu osobistego do wylegitymowania się, dała mi kilka sekund w premii.
Udało mi się ustawić w pionie małą torebkę i delikatnie posadzić blejtramy na siedzeniu. Potem już poszło gładko.
Jadę więc i piszę jak piękny jest świat, pomimo chmurnej pogody i braku śniegu na dzień Trzech Króli.