Obserwatorzy

sobota, 22 lutego 2014

ROZPRAWKA O ROZWOJU



Krzyk! Pierwszy krzyk dziecięcia – ile wzbudza emocji! Od tego momentu następuje rozwój który według ogólnie przyjętego schematu dzieli się na różne etapy. Te etapy są coraz wnikliwiej opracowywane naukowo. O rozwoju niemowlęcia dowiedziałam się dopiero niedawno, pomimo, że mam dwoje dzieci, no może już nie dzieci bo one mają już swoje dzieci w wieku dwudziestu lat. To znaczy mój wnuk ma dwadzieścia lat prawie...
Pojawiają mi się w umyśle pytania: po czym w pierwszym krzyku dziecka poznać jaki on będzie? Podobno każdy ma wpisany swój los. 
A może sami mamy wpływ, czy staniemy się uczciwym człowiekiem, czy świnią.
Czy będziemy pisać, czy tylko czytać? 
Obserwowałam moje dzieci i wnuki a jednak nie wiedziałam tylu szczegółów które teraz opisują w kolejnych księgach. Nie wiedziałam również o tym ( nie trafiłam na taką mądrą książkę), że będę się nagle, intensywnie rozwijać w wieku 60+ (powinnam chyba tu dodać dwa plusy ze względu na wiek i na ten wybuch rozwoju!).
Powiem krótko: jest to dla mnie ogromne zaskoczenie i mam tylko nadzieję, że dla innych mój rozwój też będzie zaskoczeniem. Najbardziej cierpię, że postanowiłam już na bieżąco się nie chwalić tym co zrobiłam.
A namalowałam właśnie dwa całkiem niezłe obrazy. Teraz tak o nich myślę, ale  za miesiąc już nie będą warte mojej uwagi ( czy inni też tak osądzą?)
Wątpliwości mnie zżerają a właściwie panika powiększająca się przed prawdziwym sprawdzianem w postaci wystawy!
 Człowiek zajęty dreptaniem w kółko, rozdrabnia się i nie widzi tego, co istotne. 
Myślę, że  twarde lądowanie na wsi miało decydujące znaczenie że teraz maluję.
Potrzebowałam obserwowania kozy i jej rodziny, pokochania psów, pojednania się z kotami i liczenia kurzych jajek aby dojrzeć do istoty spojrzenia. Twórcą byłam zawsze uprawiając zawód artysty plastyka ale artystą staję się dopiero teraz. Czas już pracować, tylko pracować i pracować.
Wcześniej nic nie wiedziałam, że rozwój w moim rozwojowym wieku tak bardzo jest męczący, ale wróciłam do intensywności życia sprzed trzydziestu lat, więc to rozwój, czy cofanie?

sobota, 15 lutego 2014

KOLEJNY OBRAZ DO CYKLU

Nie piszę często, bo rysuję i maluję w wielkim pośpiechu, bo czas gna. Teraz już nie będę pokazywać następnych obrazków. Musi być coś do odkrycia na żywo! Chłopca pokazałam szkic, a teraz chyba skończony. Pewnie po jakimś czasie jeszcze poprawię nos, który mi dzisiaj nie wychodził. Musi dobrze wyschnąć, a biel użyta przeze mnie na jego czubku akurat najdłużej schnie.
Znalazłam szkic zrobiony cztery lata temu. Sama widzę różnicę w moim rysowaniu.
2010 rok



W piątek było tylko kilkoro dzieci ze starszej grupy. Lubię takie zajęcia, bo o wiele więcej mogę przekazać wiedzy i widzę jak bardzo one ją wchłaniają. Obserwuję rozwój i to najbardziej mnie cieszy. Nie mogę pokazać ich rysunków, bo prace pójdą na konkurs.

 Za miesiąc prezentuję się seniorkom jak zostałam malarką. Mam zamiar tym razem poruszyć nieznane na tym terenie wątki mojego "bogatego" życiorysu.
Oczywiście mam już tremę, ale wiem, że grupa jest życzliwa w ocenie, częściowo mi znana z innych spotkań i cieszę się, że spotkało mnie takie wyróżnienie.
W czwartek na takim właśnie spotkaniu słuchaliśmy koncertu Jacka Mianowskiego opartego na utworach z wydanej właśnie płyty "Nie Jestem Aniołem".
To było bardzo miłe przedpołudnie. Piosenki Jacka i muzyka jego zespołu brzmiała na zmianę z wierszami o miłości naszych największych wieszczów, czytanymi przez przejęte pracownice Biblioteki Miejskiej. 
Nastrój spotkania spowodował, że po zakończeniu nikt nie miał zamiaru opuszczać sali.
 ( Och, gdyby też  tak było na moim spotkaniu!!!)

Tymczasem dwa dni przed Walentynkami wszystko wokół domu zrobiło się białe, bo wieczorna mgła osiadła i zamroziła wszystko, nawet najdrobniejsze krzewinki. Niestety był to ponury, szary dzień i zdjęcie robione w wielkim pośpiechu i nie widać bieli drzew. Śnieg jednak widać że u mnie ma się dobrze więc leży.

sobota, 8 lutego 2014

PRAWDZIWE OBLICZA ZIMY

Do cyklu
W tym roku  można zaobserwować niezwykłe zjawisko szklistej, lodowej powierzchni śniegu zalegającego na polach. Plusowe temperatury topią wierzchnią warstwę a wieczorne minusy zamieniają w tafle lodu, błyszczącego potem w słońcu. Po prostu  bajka!

Siedziałam cicho, bo stres związany z różnymi kłopotami zawsze zamyka mi usta.
Najbardziej dawał mi się we znaki strach pokonywania śnieżnych przestrzeni w mojej Biedronce która miała tylko letnie opony, bo zimowych po prostu nigdzie nie mogłam dostać
(oczywiście chodzi o odpowiednią cenę). Nietypowy ich wymiar skutecznie ograniczył możliwości. Po dwóch tygodniach poszukiwań otrzymałam od syna telefon: -"mamuś, przyjeżdżaj, czekają na ciebie!"
Za dwa dni planowo miałam wyjazd 30 km przez boczne drogi na zajęcia, wcześniej MUSIAŁAM być w Warszawie, bo zobowiązałam się przywieść elementy do sali na chińskiego Sylwestra.  Nie ma rady, żadne komunikaty o zamieciach już nie mogły mieć wpływu na moją decyzję.
Przerażona sytuacją zapakowałam się do autka. Z podwórka nigdy bym nie wyjechała bez pomocy silnych ramion A. Nawet 5 cm śniegu stanowiło dla mnie przeszkodę nie do pokonania. Gdy przejechałam już najgorszy dojazdowy kilometr do głównej trasy w radiu usłyszałam komunikat o potężnym wypadku autobusu kilkaset metrów dalej (ale w stronę Gdańska, a nie Warszawy). Pozioma warstwa nawiewanego śniegu tworzyła dodatkowo scenerię z filmów grozy.
Gdy dojechałam do Warszawy poczułam, że moje ręce będące w jakimś skurczu na kierownicy ledwie się rozginają. Myśląc, że najgorsze za mną już spokojnie dojeżdżałam do warsztatu. Skręciłam w bramę, od celu dzieliło mnie już 100 metrów.
Ale dopiero tu rozpoczęła się prawdziwa szalona jazda. Właściciel posesji zajęty budową własnego domu nie miał czasu na odśnieżanie, czy czyszczenie dojazdu do wynajętych pomieszczeń dla firm. Lodowe muldy dochodzące do 30-40 cm wysokości na przemian z wybitymi kawałkami lodu  pokrył świeży śnieg. Uliczka dojazdowa jest wąska i w wielu miejscach parkują samochody. Należy jechać PROSTO.
Nie uwierzycie ale zaczęłam się głośno, histerycznie śmiać, gdyż nie miałam żadnego wpływu na kierunek jazdy samochodem. Jechałam jednak na tyle wolno, że może koleiny i doły poprowadziły  mnie do celu a może modląc się po drodze wyprosiłam pomoc.
Wieczorem otrzymałam wiadomość, że zajęcia są odwołane a ludzie którzy jeżdżą do Mławy do pracy jechali tam te 30 km ponad 5 godzin. Zaspy zupełnie sparaliżowały komunikację.
Po tygodniu, (wczoraj) jechałam ich trasą, śnieg odgarnięty na boki i trzeci dzień dużych, dodatnich temperatur. Widoki jednak przeczą grzejącemu słońcu więc stanęłam i zrobiłam zdjęcia przypadkowemu fragmentowi chociaż prawie cała droga tak wyglądała. Zdjęcia robiłam nie wysiadając z samochodu, bo tak właśnie widzi to kierowca.

A wydawało mi się że mieszkam daleko od lubelskiego.





sobota, 1 lutego 2014

DO CYKLU


Dziękuję wszystkim za opinie napisane w komentarzach pod poprzednim postem. Wróciła chęć do malowania. Naszkicowałam kolejny obraz na wystawę, którą kompletuję konsekwentnie.Jak zwykle, robię mniejsze rysunki z tego samego cyklu. Zaczyna się już kształtować jej zarys. To jedna z trzech ekspozycji w tym roku. Będzie się sporo działo wokół niej. Gdy już będzie wiadomo wszystko w szczegółach dam dokładne informacje z dużym wyprzedzeniem.