Obserwatorzy

niedziela, 10 grudnia 2017

KOLEJNA KSIĄŻKA

Dnia 14 grudnia w Muzeum Powstania Warszawskiego odbędzie się spotkanie w sali Pod Liberatorem promujące własnie wydaną kolejną książkę o Janku Rodowiczu- Anodzie, autorstwa pana Macieja Roszkowskiego. Początek o godzinie 18.00. Pozwalam sobie zaprosić zainteresowanych.
(Proszę brać pod uwagę korki warszawskie o tej godzinie).

czwartek, 23 listopada 2017

PO PLENERZE

Jak zawsze o tej porze seria wernisaży poplenerowych. Ten jest ostatnim w którym brałam udział i jest naszym, mławskim
W poprzednim poście pokazałam plakat zapraszający na spotkanie. 
 Ja pokazałam dwa obrazy: 

"SARA" olej 40x30cm

"WYŚCIG Z CZASEM" olej 60x50cm








Wydaliśmy katalog w którym są wszystkie nasze prace wystawowe.Tegoroczne obrazki zdecydowanie są na wyższym poziomie niż w poprzednich latach, przynajmniej ja tak sądzę.
Na otwarciu opowiadałam o ciekawym, twórczym życiu Sary Lipskiej, której "śladami"  chodząc malowaliśmy nasze obrazy. 
Niestety śladów było mało, bo właściwie tylko tyle, że Sara Lipska urodziła się w Mławie, a wszystko co najciekawsze stworzyła w Paryżu.

poniedziałek, 13 listopada 2017

ZAPRASZAM


Sara Lipska obraz autorstwa Z.Kruszyńskiego
 Tym razem zapraszam na wernisaż mławskiej, poplenerowej wystawy pt."Śladami Sary Lipskiej" który odbędzie się 21 listopada o godzinie 18 w "Jokerze"- pizzerii, w parku (wejście od ul. Reymonta). Wstęp wolny. To nie tylko pokazywanie swoich prac, ale spotkanie z ludźmi, wymiana myśli i spostrzeżeń. To świetny pretekst do spędzenia ze sobą kilku chwil w tym pędzącym życiu. Obrazy z wystawy pokażę PO, gdyż wernisaż ma zawsze pierwszeństwo.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Kinga Z natury
Jeszcze przeplatam twórczością moich podopiecznych: to spotkanie po latach z Kingą w młodzieżowej grupie i start z farbami!!! Już wiem, że coś z tych spotkań wyniknie.








Akwarela, (dorośli), delikatna jak wrażliwość autorki. Pierwsze podejście do akwareli. (z natury)
 A to już moje prace portretowe: trzy ołówkiem i jedna suchymi pastelami.










Wszystko ma dobre i złe strony, ja zdecydowanie dostrzegam te dobre, lepiej mi się żyje z takim nastawieniem. Złapała mnie jakaś infekcja i nie poszłam do pracy. Leżę w cieplutkim łóżeczku z laptopem przy sobie i mogę opublikować trzy posty w ciągu trzech dni! Co za luksus.......

JESIENIĄ....

Po Zaduszkach zawsze jestem poruszona wizytą na grobach bliskich. W tym roku udało się ominąć największe tłumy  i nawet zrobiłam kilka zdjęć po drodze.

Ten okres obfituje w intensywną pracę. Wszyscy chcą w jakiś sposób zakończyć rok i wejść w następny ze swoim chlubnym dorobkiem.











W naszej pracowni malarskiej Miejskiego Domu Kultury co sobotę niezwykła, twórcza atmosfera a wyniki wprawiają mnie w zachwyt. Proszę przychodżcie zapisać się na zajęcia, niezależnie od wieku. Mam wolne miejsca. Czekam. Zajęcia są w soboty, w godz 9-11 dorośli, w godz 11-12,30 młodzież, w godz 12,30-14  5-9 lat,  w świetlicy osiedlowej w budynku przy ul. Płockiej 20/22
Sukcesywnie inne pokażę w następnych postach a teraz kilka prac z ostatnich zajęć grupy dorosłych, gdzie najmłodszą jest  osiemnastolatka myśląca o architekturze..





 Zestawiając obrazki z tematem poruszonym na wstępie, to myślę, że zostawimy po sobie coś ciekawego, nie tylko wzruszającą ławkę na której zamyślił się mech!

piątek, 10 listopada 2017

OŚMIOLATEK

Podjechałam do szkoły, bo tego dnia wypadło na mnie dostarczenie Stacha na zajęcia z szermierki. Staś był bardzo przejęty i dość szybko dowiedziałam się co zrobiło na nim tak wielkie wrażenie: Gloria. 
Gloria powiedziała, że już dawno bardzo go lubi, więc Staś narysował piękne kwiatki i napisał: DLA GLORII. 
I się zaczęło...Po chwili ustalili, że Gloria jest dziewczyną Stacha i dlatego teraz rozmawiamy o całej sytuacji.
- Babciu, mam dziewczynę z którą łączy mnie wiele wspólnego: Gloria lubi rysować i ja lubię rysować. Glorii mama maluje i moja babcia maluje. Gloria mieszka niedaleko szkoły i ja mieszkam niedaleko szkoły. Gloria staje w mojej obronie i ja staję w obronie Glorii a nawet Oliwki, bo Gloria traktuje młodszą Oliwkę, jej sąsiadkę z podwórka jak siostrę i opiekuje się nią w szkole.
Tyle nas łączy że to mnie najbardziej zaskakuje jak my do siebie pasujemy!
- No tak, wtrąciłam nieśmiało, chcąc wypytać się o szczegóły urody i intelektu dziewczyny Stacha, ale on ciągnął dalej.
- Myślę, że ta kuchnia w domu spodoba się Glorii, bo ona będzie miała gdzie gotować. Kuba (brat starszy od Staszka o 15 lat ) zamieszka w starym mieszkaniu bo tak jest ustalone. A w tym nowym to nawet Oliwka się zmieści, bo Gloria bardzo jest przywiązana do niej jak siostra. I nawet nasze dzieci będą miały gdzie się bawić.
Dotarliśmy na miejsce. Szkoda,  wizja przyszłości rozpościerała skrzydła ...... nawet dom który jest w sferze projektu ożywał rodziną. Ach jak chciałabym  dożyć i sprawdzić jak to będzie. Staszek rozplanowywał wszystko dokładnie i skrupulatnie. Na razie poczekam i będę uważnie słuchać relacji przypominając sobie pierwsze pudełko ciasteczek od zakochanego sąsiada, chłopczyka  młodszego ode mnie. 
Temat zresztą nie jest nowy:
https://joterkowo.blogspot.com/2014/11/sprawa-zony.html?spref=fb

sobota, 28 października 2017

WŚRÓD INNYCH

 Niestety zaraz po rozpoczęciu pleneru dowiedzieliśmy się o nagłej śmierci jednego z uczestników- Andrzeja Kwiatkowskiego z Kraszewa, bardzo zdolnego i dopiero startującego w malarstwie. Jego start w poprzednim roku był brawurowy i kariera w tej dziedzinie zapowiadała się bardzo ciekawie..... Tuż przed wernisażem dotknęła nas kolejna wiadomość o śmierci. Wiadomość chociaż nie była zaskoczeniem, zasmuciła wszystkich bo osoba była WYJĄTKOWA. Stanisław Osiecki, doskonały malarz, wspaniały kolorysta, kochający akwarelową technikę, którą posługiwał się po mistrzowsku.
Dusza towarzystwa, mądry, kulturalny człowiek. Na plenerach bawił i urozmaicał wieczory a swoim pięknym tenorem wygładzał nastroje. Przemiły i uczynny kolega. Bardzo Go nam brakuje.


 W tym roku było aż 21 uczestników i ta ilość malujących twórców pozwoliła cieszyć oczy oglądających wieloma ciekawymi pracami.
Obraz obok, olej (60x50cm) namalowany przeze mnie nosi tytuł "Legenda o Ciechanie".
Tytuł legendarny i jego klimat musiał być jak z bajki.
Obrazy olejne te i dwa inne, które pokażę po kolejnym wernisażu przerywałam rysowaniem kilku portretów ołówkowych dla przyjaciół zmieniających miejsce zamieszkania, oraz jednego malowanego kredkami szkolnymi.
Na drugim olejnym obrazku (50x70cm) pokazałam ciechanowską fabrykę narzędzi FANAR,  budynek typowy dla minionej epoki jest szary, nijaki, pełen przybudówek i bałaganu architektonicznego. Musiałam trochę zmienić kolory aby wprowadzić tajemniczość do fabryki. Spotkała mnie nagroda słowna, bo pracownik tejże z entuzjazmem w głosie powiedział: -" Chcę go mieć u nas w fabryce!" Może dyrektor podzieli zdanie gościa wernisażu???
Na zdjęciu jest trochę szarości z odbitego światła na mokrym jeszcze obrazie, bo kończyłam go w ostatniej chwili.
*********
 Odwiedziłam niezwykle ciekawą wystawę pani Anastazji Markowicz, Ukrainki mieszkającej od lat w Polsce. Wszystko było na najwyższym poziomie w przenośni i w rzeczywistości, bo wystawa mieści się na 14 i 15 piętrze niezwykłego, nowoczesnego wieżowca w Piasecznie pod Warszawą.
 Surrealistka używająca symboli i metafor w każdym swoim obrazie.
Warto zobaczyć i warto pozwolić wciągnąć się w głębie treści malowanych przez drobniutką autorkę.
*********
Sobotnie spotkania z malującymi mławianami, tymi małymi i całkiem dużymi sprawiają mi mnóstwo radości. Mam jeszcze wolne miejsca i chociaż wolę mniejsze grupy, to dla interesu MDK chciałabym zaprosić tych, którzy lubią malować. Szczególną grupą jest ta najstarsza. Malują z takim oddaniem, że efekty zaskakują nie tylko mnie ale i ich samych. Świetne osobowości! Wciągniemy ich do naszego Związku Twórców, powiększając krąg malarzy, sprawiających że świat wygląda ciekawiej i bardziej kolorowo!


niedziela, 17 września 2017

SPEŁNIONA OBIETNICA

Kiedyś obiecałam dzieciakom, że ich prace też będą wisiały na prawdziwej wystawie i spełniło się! 
Dopisali nasi dziennikarze i we wszystkich mediach ukazały się relacje z wystawy. Jestem szczęśliwa razem z podopiecznymi, którzy swoje serca wyraźnie mieszali z farbami.
https://naszamlawa.pl/wiadomosci/mlodzi-i-utalentowani-koniecznie-obejrzyj-ich-prace/
http://codziennikmlawski.pl/2017/08/28/wernisaz-wyjatkowego-pleneru/




Ja sama usiłuję nadążyć z wykończeniem prac plenerowych.
To obrazek z pleneru Żuromińskiego.

Na sztalugach jest jeden gotowy
 i zarysy 2 prac z Ciechanowa.
Mławskie, najbardziej nowatorskie koncepcje, też na ukończeniu..
Mam zdecydowanie "Okres błękitny" bo większość na takim jest tle.

Będą też nowe portrety.

 A za chwilę, szóstego października, początek zajęć w MDK.

środa, 30 sierpnia 2017

TANDEM

Łącząc swoje życie z drugim człowiekiem marzy się o tym aby razem stworzyć jedną harmonijną całość. Spotkałam takie małżeństwo i wyrzeźbiłam ich w symbolicznym tandemie. To prezent żony dla męża. Żona też otrzymała piękny prezent, wspólną wycieczkę  za ocean.
WIELU WSPÓLNYCH, PIĘKNYCH LAT!!!!


Tandem , (dla wyjaśnienia) najlepiej jedzie wtedy, gdy obydwie osoby poruszają się dokładnie w tym samym rytmie.
Rzeźba wykonana w żywicy, 60x40x12cm

wtorek, 29 sierpnia 2017

GOŚĆ KOLEJNEGO WESELA

W czasie kiedy kompletnie mnie nie było nigdzie widać, działałam intensywnie poza Internetem. Brałam czynny udział w przygotowaniach kolejnego wesela.Tym razem było to przedwojenne wesele żydowskie.
Niewiele wiedziałam o kulturze żydowskiej a to co wiedziałam było zupełnie powierzchowne,  bo tyle mi wystarczało do malowania "moich " Żydów.
Tym razem aby podołać wyzwaniu,( wciągnęłam do inscenizacji też i A.), to trzeba było przejrzeć wiele informacji, zdjęć i materiałów dotyczących epoki i tematu. Jednak najwięcej dowiedziałam się ciekawych szczegółów już na samym weselu. Ale po kolei.




                 Autorami zdjęć są p. Nowakowscy, Danusia Gastołek i Alicja Gąsiorowska. 
                                                                   DZIĘKUJEMY

 Państwo Nowakowscy z Radzanowa rzucili hasło i sami rzucili się do przygotowywań, bo o dacie wesela zadecydował jedyny wolny termin warszawskich klezmerów z Teatru Żydowskiego występujących wraz z Teresą Marią Wrońską i aktorem Henrykiem Rajferem.
Pod podanym niżej linkiem wszystko obejrzycie.
Jednak zanim wysiłek pomysłodawców uwieńczony został sukcesem, to trzeba było przy tym sporo popracować. Ja zaoferowałam pomoc przy szyciu, bo nie było ani czasu ani pieniędzy żeby kupować wszystkie części koniecznych strojów.
W efekcie zobowiązałam się do uszycia dwóch chałatów, 11 mycek i dopasowania sukni ślubnej. Realnie miałam na to tydzień.
Suknia wymagała kilku, prostych poprawek. Mycki to już nie taka prosta rzecz, dopóki nie znajdzie się jedynego, właściwego kształtu trójkącika, części podstawowej.  Znalazłam ten kształt i uszyłam na różne głowy, dziecinne i te wielkie, męskie. 
Zabierając w tym czasie Stasia na ten najgorętszy tydzień przygotowań, zapomniałam w Warszawie swoich okularów. Bez nich z bliska bardzo trudno jest mi coś wypatrzyć. Na podróże już nie było czasu. Rozłożyłam czarną satynę ..i do dzieła!!! Ja, nie-krawcowa, zupełna amatorka, nieszyjąca od 20 lat, nie mająca pojęcia o kroju zabieram się do dzieła.... Szło z trudem, cały czas przymierzałam na A. ale przy wykładanym męskim kołnierzu prawie poległam. Do tego miejsca skroiłam i zszyłam (prując tylko trzy zakładki z tyłu BEZ OKULARÓW, PRZY LAMPCE). Wieczorem przeddzień inscenizacji trzeba było odwieść Stacha do domu. Ustaliliśmy, że odwiezie go A.
Wolna od obowiązków przy ukochanym wnuczku usiadłam do rozszyfrowania wykroju kołnierza i jego wyłogów. Po wielu próbach i niewielkich koniecznych poprawkach doszłam do wniosku, że powinno to być TO. Czekałam tylko na powrót A, żeby zmierzyć.
A. wrócił około dwudziestej trzeciej i zobaczywszy co zrobiłam wykrzyknął: -" co, nie umiesz skroić kołnierzyka???spójrz na marynarkę i zrób go," - nie, odparłam nie umiem. Jeśli ty wiesz i jest to tak proste, proszę pokaż mi, to ja zrobię wtedy do drugiego chałata.
A. porozrywał moje fastrygi a ja z tępą satysfakcją obserwowałam prucie starej marynarki i wszystkie próby przeniesienia jej wykroju na kołnierz chałata, Wiedziałam od dwóch dni, że to dwie różne bajki. Czas płynął coraz szybciej i w końcu około drugiej w nocy A zrezygnował ze swojej idei. Przez ten czas ja uszyłam sobie spódnicę na występ  dodającą mi sporo objętości  i piękną chustę ozdobioną grubą koronką. Dla A.uszyłam takie coś białe z czarnymi paskami i sznureczkami pod ten chałat. Gdy A  poddał się, spokojnie skończyłam kołnierze według swojego planu, ubraliśmy swoje stroje i zjadłszy śniadanie ruszyliśmy do Radzanowa. Jeden z chałatów ubrał na siebie A.
 https://www.youtube.com/watch?v=piwOZCsu1tg&feature=share

sobota, 8 lipca 2017

SESINBRA


Sesinbra. Zapamiętałam tylko tyle z opowiadań przypadkowego pasażera zabranego z litości.
Deszcz siąpił i zrobiło się zimno a ja wracałam po męczącym dniu spędzonym w warszawskich korkach. Gdy wyjechałam już z zatłoczonego miasta w dziwnym miejscu na pustkowiu stał przemoknięty i skulony chłopak.
Mżawka wymiotła ludzi i wydawało się, że samochody stały się szczelną enklawą kierowców, zupełnie nieczułą na niedolę chłopaka.
Zahamowałam i cofnęłam się do postaci, która nagle ożyła i podskoczyła w moją stronę.
- Czy mogę w stronę Nidzicy? -spytał szczękając zębami.
- Tak. Nie dojeżdżam tam, ale spory kawałek cię podwiozę. Może przestanie padać. -Końcówkę mówiłam bardziej do siebie, bo wiedziałam, że nie potrafię go zostawić znowu gdzieś pod płotem na drodze jeśli będzie padać.
- Ale nie mam kasy, czy pani mnie nie wyrzuci? - ze strachem w głosie szybko wypowiedział zdanie.
-Jadę przeciez w tamtą stronę. - rzuciłam niedbale. - A często tu jeździsz?
- Nie, jadę odszukać dziadków. Mama wiele lat temu, kiedy miałem 8 lat wywiozła mnie do Portugalii bo zakochała się w „Pedrosie”, tak go nazywaliśmy chociaż miał zupełnie inne imię.
Ojciec nas zostawił, rozpił się, nie dawał kasy, a dziadkowie sami ledwo przędli. Trafił się ten Pedros i mama niewiadomo jak ale załatwiła błyskawicznie ślub i wyjazd.
Na miejscu okazało się mniej różowo niż mi to opisywała przed wyjazdem.
Pedros to był zwykły robotnik nie lubił subtelności i gdy nie mógł się dogadać z mamą to ją lał. Przyznam, że mama po portugalsku już mówiła całkiem, całkiem po kilku miesiącach. Pięść Pedrosa bardzo przyspieszyła naukę. Ja uciekałem, ale Pedrosa nie interesowała moja osoba.
To mama dopilnowała żebym skończył szkołę i nauczył się zawodu. Jestem dźwigowym z papierem! - powiedział z dumą.
Gdy chłopak mówił przez moją głowę przewijały się obrazy z portugalskich widokówek pewnego biura podróży znajdującego się na mojej codziennej drodze: słońce, Atlantyk, koronkowa architektura i kolor nieba którego nie znałam.
Nagle usłyszałam: Sesinbra. Zamyśliłam się i nie słuchałam uważnie. Nie wiem o czym opowiadał, ale wiedziałam Sesinbra ! Dzwoniło mi w uszach, to jest to!
Tak morze brzmieć i wibrować tylko takie miejsce o którym marzy się i chce tam dojechać choćby było to na końcu świata!
Wysadziłam chłopaka na jakiejś stacji benzynowej, bo już nie padało i zajęta codziennymi ważnymi sprawami prawie zapomniałam o wszystkim....
Jednak wciąż mijałam biuro podróży. Pewnego dnia nie wytrzymałam, weszłam i zapytałam:
- Czy są wyjazdy do Sesinbry w Portugalii???
Pani zrobiła dziwną minę jakbym pytała :co chińczycy jedzą w czwartek?
Pozwoliłam więc pani ochłonąć z wrażenia i czekałam na odpowiedź, ale jej nie otrzymałam. Pani powiedziała że zadzwoni do szefowej i się spyta. Niestety szefowa nawijała najbliższe trzy kwadranse a ja nie miałam czasu. Dałam sobie spokój, potem wyjechałam na dłużej i zapomniałam.
Po jakimś czasie usiłowałam namówić ludzi z mojej ówczesnej pracy na wycieczkę. Bylam przekonana, że jak im opowiem o niezwykłych widokach, starym zamczysku, terenach do spacerów i ludziach gościnnych, serdecznych, rybach na obiad, tańcach, festynach i niebie jedynym na świecie to niemożliwe żeby nie chcieli pojechać... a jednak wybrali Chorwację, bo bliżej.
Międzyzdroje jeszcze bliżej! - nawet powiedziałam im to.
A ja wciąż widzę plaże Sesinbry tylko w marzeniach i snach. Wiem że są piaszczyste, że morze ma niezwykły zapach a kutry zwożą co rano świeże ryby.
Tak bardzo chciałabym sprawdzić jaka jest woda w Atlantyku bo we śnie nigdy się tam nie kąpałam.
Jeśli kiedyś dotrę tam nad Ocean to będę ze swoją ukochaną sztalugą po to, aby malować, malować i malować!
A potem namalowane płótna porównam z tymi ze snów.
Bo jak inaczej sprawdzić czy moje obrazy z marzeń są prawdziwym widokiem Sesinbry?
dawno malowany obraz olejny jako prezent dla młodożeńców ( 100 x 90cm)

środa, 5 lipca 2017

CZERWIEC ZAKOŃCZONY PIĘKNYM WESELEM

Jeszcze nigdy czerwiec nie był dla mnie tak obfity w wydarzenia. Powinnam go nazwać po swojemu : PRACOWITY.  Ważne, że efekty zadowalające i postawione  cele zostały osiągnięte.
Przy okazji różnych działań czerwcowych zrobiłam dwa motyle na potrzeby ciechanowskiej, wielkiej cyklicznej imprezy wymyślonej i prowadzonej przez Alicję Gąsiorowską "Wrzuć na luz i jeszcze plus".
 Obydwa malowane są akrylami. Wycięte, dolny naklejony na tło, skrzydła odstają. Wielkość A2.

Przez ostatnie dni czerwca szykowałam się z A. na inscenizację dawnego, wiejskiego wesela, organizowanego przez ludzi o których często opowiadam, czyli przez Stowarzyszenie Radzanovia - państwa Nowakowskich.
To było niezwykłe wyzwanie, nie tylko z powodu obrzędów i tradycji dyktującej przebieg wesela ale z powodu różnic we wszystkim co dotyczyło wesela wtedy i dziś.
Państwo młodzi, skromni. Rodzice młodych, bogobojni i pokorni. Stoły skromne, choć nastawiano na nich różne mięsiwa, chleby, okowitę i kwas chlebowy.
Co prawda do fartuszka młodej leciały jako datki przedwojenne papierowe pieniądze, ale na podróż na Karaiby by nie wystarczyło, nawet do Gdańska chyba nie.
 Wszystko w inscenizacji uświadamiało tą ogromną różnicę w skromności wesela opartego na wspólnych zamierzeniach i jedności rodzin a nie na wystawności i ostatnich modelach wypasionych "fur".
Dobrze się stało, że spora grupa członków GRHLC Mława zechciała wziąć udział w tej inscenizacji, gdyż wcześniej nie miała okazji uczestniczenia w takiej imprezie a przecież nie jesteśmy zawodowymi aktorami ...... Wbrew pozorom nie było to proste.
 Na szczęście rytm wesela trzymała radzanowska młodzież, pięknie przygotowana wokalnie przez panią Agnieszkę Rychcik-Nowakowską (pomysłodawcę i reżysera spektaklu).
A. wystąpił tym razem jako starosta wesela, ale aby mógł to zrobić kilka dni siedziałam przy maszynie i przerabiałam 30-letnią jego kamizelkę na potrzeby chwili. Z zabytkowej kamizelki zostały tylko dwa małe kawałki przodów, nawet niecałe, bo musiałam ściąć dolne trójkąty i wyrównać sztukówkami z tyłem.
Kapelusz "chłopski na niedzielę" się znalazł i A. jako chłop był jak trzeba. Gadał też dobrze.
Ja podglądałam na próbach młodych i w efekcie zamiast pieniążków podarowałam im monidło, czyli portret nowożeńców, który obowiązkowo potem miałby zawisnąć nad ich łożem. Wykonałam go pastelami, jednak zdjęcie bardzo go skontrastowało, bo zrobiłam je przy sztucznym świetle. Wielkość A2. Tło złocone.
Całej Rodzinie państwa Nowakowskich DZIĘKUJEMY za mozliwość uczestniczenia i bycia z Wami w tym niezwykłym miejscu, gdzie czas się cofa.

Tu można dokładniej obejrzeć ten oryginalny spektakl . https://www.facebook.com/photo.php?fbid=1808355802812020&set=a.1418034261844178.1073741827.100009128549612&type=3&theater

https://www.facebook.com/photo.php?fbid=1808347112812889&set=a.1418034261844178.1073741827.100009128549612&type=3&theater

https://www.facebook.com/photo.php?fbid=1808308882816712&set=a.1418034261844178.1073741827.100009128549612&type=3&theater

https://www.facebook.com/photo.php?fbid=1808308732816727&set=a.1418034261844178.1073741827.100009128549612&type=3&theater

https://www.facebook.com/photo.php?fbid=1807767106204223&set=a.1418034261844178.1073741827.100009128549612&type=3&theater

https://www.facebook.com/photo.php?fbid=1807765242871076&set=a.1418034261844178.1073741827.100009128549612&type=3&theater

niedziela, 25 czerwca 2017

PIERWSZY DZIEŃ WAKACJI














Człowiek rozpędzony nie zważa nawet na to, że pierwszy dzień wakacji mógłby leżeć na leżaku i marzyć o następnych luksusach....
Człowiek pozytywnie rozkręcony w dalszym ciągu robi coś co innym uatrakcyjnia kilka godzin ich życia.
 Mówię tu o rodzinie państwa Nowakowskich, którzy organizują wiele znakomitych spotkań po to, aby przekazać ludziom wielką wiedzę na temat codziennego życia dawnej wsi polskiej, jej zwyczajów, sprzętów, zwyczajów i tradycji.
Wszystko odbywa się w zabawie i miłej atmosferze. Ostatnie spotkania wspomagała też firma ASTRA przekazując nieodpłatnie materiały do zajęć.
Można więc było zaszaleć w tej dziedzinie za którą to ja właśnie, zazwyczaj odpowiadam. 
Mławski Dom Kultury pomógł nam również. Uczestnicy sekcji ceramiki wyrzeźbili nam z gliny (z Astry) kogutki. Zostały one wypalone i tym sposobem mieliśmy materiał do malowania i ozdabiania. Wielu uczestników naszych radzanowskich warsztatów to również członkowie różnych sekcji MDK Mława.
Ostatnio była grupa tanecznego zespołu "Mławiacy".  To piękne miejsce jeszcze bardziej rozkwitło, gdy pojawił się zespół ubrany w kolorowe stroje ludowe.
Motywy ludowe w naszej kulturze były tematem spotkania pierwszego dnia wakacji. 
Wiele już razy uczestnicy spotkań robili niezwykłe prace z tej dziedziny, ale tym razem oprócz wałkowanych przez siebie podpłomyków  pieczonych na fajerkach nad ogniskiem, wiedzy o ziołach, które są wokół nas,  chodzeniu na szczudłach, nauce kaligrafii i wielu innych zabawach i grach edukacyjnych, oglądaniu  przedmiotów codziennego użytku, które zastąpiła technika można było też sprawdzić się malarsko.
Zazwyczaj nie mam czasu robić zdjęć więc mam ich tylko kilka, które pokazuję. Te które wstawiam były zrobione, gdy uczestnicy poszli na kiełbaski z grilla z kiszonym ogórkiem, na pajdę świeżutkiego chleba z miejscowej piekarni i swoje upieczone podpłomyki.
Kogutki....(.pawie pióra nie miały wzięcia), i chusty. Gotowe chusty - bajeczne!!!! Poniżej udostępniam zdjęcia pani Małgosi Kamińskiej-Kownackiej.
 Sami zobaczcie. Wszystko w kilka godzin pierwszego dnia wakacji. Czy warto robić coś pożytecznego i nie leżeć na leżaku, gdy cały rok spędzamy bardzo pracowicie????
https://www.facebook.com/gosiak12/media_set?set=a.673499689505741&type=3&pnref=story

środa, 21 czerwca 2017

WIADOMOŚCI OD TYŁU

Tym razem zacznę od samego końca.
Dzisiaj odbył się wernisaż w Mławskim Muzeum. Uroczyste otwarcie dotyczyło triennale dorobku mławskich twórców. Opinia ogólna jest taka, że poziom  podnosi się, więc nie jest źle, bo porównywane jest poprzednich 5 wystaw.
Dałam takie prace:
1- "Maski" olej 50x70cm
 2-"Byk" olej 60x50cm, 
3-"Rower w szarości" olej 60x50cm




Wcześniej jednak pojechałam jako uczestniczka na plener do Płońska. Poznawanie nowych, zdolnych i serdecznych ludzi, to dodatkowa wartość takich działań. Z nimi poznawałam też Płońsk.
O ludziach i plenerze napiszę specjalny post, dzisiaj tylko krótka kronika wydarzeń. 
To efekt mojej pracy w Płońsku a właściwie w Czerwińsku: "Bazylika" olej 70x50cm.

Moja zabawa z tłem nabiera rozmachu. Szaleję z kolorami które układają się w mojej wyobraźni. W rzeczywistości ich tam takich nie ma a jednak to wciąż jest piękna Bazylika od strony schodów. Zaznaczam, że widok malowany był w środku słonecznego dnia. To bardzo ciemnozielone  tło, które wykorzystuję w obrazie powoduje tajemniczość całości i nocną scenerię. Tło zmusiło mnie też do wymyślania kolorów dla oddania całości.

Może wybuch fantazji twórczej spowodował wcześniejszy wyjazd na 3 dniowy plener do pięknego zakątka Puszczy Kampinoskiej? Tam wśród koni, kwiatów i kolekcji starych powozów prowadziłam warsztaty z grupą dorosłych z Domu Kultury. Zaczęłam dwa obrazy ale i ja nabrałam twórczego rozmachu czerpiąc z  malarskiego zapału moich podopiecznych....

Te dwa obrazki muszę dokończyć. Warte są posiedzenia przy nich ale czasu wciąż brak.....
Obszerne sprawozdanie z naszego pobytu wraz z pracami które tam powstały i wystawa rozbudzonych talentów jeszcze przed nami. 
Teraz tylko dwa spotkania - warsztaty i duża inscenizacja.
Wciąż nie mam kiedy zajrzeć do Was...przepraszam!