Obserwatorzy

czwartek, 31 maja 2012

DZIECI DZIECIOM CZYLI DZIEŃ DZIECKA

Pół godziny przed czasem pojawił się tatuś z sześcioletnią Tosią i zapytał, czy wyjątkowo o tej porze może ją już ze mną zostawić. Zawsze przychodzę wcześniej przyszykować materiały na spotkanie z dziećmi, więc Tosia, miłe dziecko, w niczym mi nie przeszkadzała. Po zajęciach, gdy Tosia wciąż jeszcze chciała rysować już trzeci dodatkowy rysunek, tatuś lekko zawstydzony zaczął się tłumaczyć.
- Przepraszam, za to wczesne przyprowadzenie córki, ale dzisiaj tak bardzo był nam nie na rękę przyjazd z nią tutaj. Prosiliśmy aby została z babcią, bo mamy pilną sprawę do załatwienia, ale Tosia nie chciała wcale słyszeć, że nie będzie na zajęciach. 
Zaróżowiłam się z mocy tak pięknego komplementu a zarazem cennej nagrody .
Może dlatego, że dzieci same z siebie chcą przychodzić na zajęcia ( mam więcej takich informacji), to wystawa ich prac wyglądała imponująco. 
Zrobione przez nie naszyjniki dla mam z masy solnej wzięłam na imprezę z okazji Dnia Dziecka, która odbyła się w mławskim parku,  w ostatnią niedzielę.  Naszyjniki pięknie wyeksponowałam i dodałam napis „Dla Mamy od..”  i już od pierwszych chwil, gdy je pokazałam, panie chciały kupować dla siebie. Nie pomagały argumenty, ze to dla wybranych matek! Matki, gdy nakładały na siebie ofiarowany przez dziecko naszyjnik, były bardzo wzruszone.

Podczas festynu ogłosiłam trzy konkursy. Dzieci są cudowne i uwielbiają taką rywalizację. Pierwszy konkurs był trudny, bo usiadło dziesięcioro dzieci o średniej wieku 8-10 lat. Tematem było wszystko co biega.
Chciałam bardzo zobaczyć , czy któreś z nich potrafi narysować ruch. Udało się jednej dziewczynce.
Obniżyłam więc loty i drugi temat brzmiał:” Bocian i żaba”. Cudne bociany i żaby sprawiły mi nie lada niespodziankę a zarazem trudność w wyborze wśród wielu udanych i nadających się do nagrody.
Trzeci temat to „Dwa różne koty”. I tu dopiero  dzieciaki pokazały co potrafią! Az serce się radowało, gdy one rysowały.


Ogłaszam konkurs
Twórczość sześciolatki
Makaronowe pomysły  8 lat
6 lat
Szczęśliwa autorka 12 lat
Różne pomysły
11 i 10 lat
10 lat


Tuż po powieszeniu.


Cała impreza w parku trwała, gdy ja wciąż spoglądałam w niebo, czy nie będzie padać, bo wtedy cały mój dwutygodniowy wysiłek przy przygotowaniu wystawy wziąłby w łeb! Powiesiłam samowolnie plakaty odpowiednio poklejone wielokrotnie i wzmocnione specjalnie klejem z mąki, na parkanie parku miejskiego. Wisiały przy wejściu głównym. Jednak jak patrzę dzisiaj po kilku mławskich gazetach, żaden z dziennikarzy ich nie zauważył. Ciekawe, co trzeba zrobić, aby zasłużyć na informację? Chyba wiem, biorę zapałki i lecę do redakcji!!

niedziela, 20 maja 2012

ROMANSOWA NOC


 Każdy marzy o romansie, ale  tym razem rozkoszy doznali kochający książki, literaturę oraz autorów powieści. 
 W mławskiej Bibliotece Publicznej, w piątkowy wieczór romansowaliśmy z Aleksandrem Głowackim, bardziej znanym jako Bolesław Prus, jego życiem i ciekawą twórczością. 
Właśnie Bolesław Prus jest patronem tej Biblioteki. 
 Między innymi, usłyszeliśmy odczytany felieton z jego krótkiej wizyty w Mławie, gdzie autor oglądał zaćmienie słońca, opisane później w Faraonie. 
Większość zaproszonych gości dawno skończyła szkołę i zapomniany życiorys pisarza  wszystkich interesował, tym bardziej, że był ciekawie i inteligentnie zredagowany.
 Krótkie fragmenty twórczości Prusa czytane przez damę ubraną w strój z epoki, na zmianę z młodzieńcem licealistą, doskonale ilustrowały życie autora.
Podstęp dowcipnej organizatorki spotkania, pani Marii Świtoń polegający na tym, że na wstępie uprzedziła: -"Proszę uważnie słuchać, bo na końcu będzie konkurs z wiedzy na wysłuchany temat!”,  sprawił, że wszyscy słuchali z jeszcze większym skupieniem. 
Spotkanie zakończyło się projekcją  filmu „Lalka” w reżyserii Wojciecha Hasa, w którym występowali aktorzy mojej młodości ( ich też) – pan Dmochowski, pan Fijewski,  pani Tyszkiewicz, pan Łapicki, pan Machulski.
Łezka się kręciła w oku, gdy  patrzyłam na rzewny styl filmu, dłużyzny i klimat dobrze oddający ukazywane lata. Dzisiaj przy postępie technicznym innymi środkami można przekazywać takie klimaty, ale nie wtedy.
O dwunastej w nocy wychodziłam wciągnięta w nierozwiązany problem: - Co się właściwie stało z Wokulskim i gdzie on się podziewa? 
A o konkursie z wiedzy o Prusie nikt już nie myślał. Nie było potrzeby, wszyscy doskonale zapamiętali ważne szczegóły.
NISKO SIĘ KŁANIAM PANI MARII ZA TALENT SZERZENIA WIEDZY I DZIĘKUJĘ ZA TAKI PIĘKNY ROMANS PRZY ŚWIECACH WŚRÓD KSIĄŻEK. 

poniedziałek, 14 maja 2012

PRACOWITA PRZERWA


Wszystkich PRZEPRASZAM za bardzo długą przerwę w pisaniu. 


Ostatnią niedzielę spędziłam w towarzystwie naszych Twórców. Pojechaliśmy na rowerach zrobić rekonesans malowniczych miejsc w dzielnicy Mławy – Wólce, która w tym roku obchodzi 100-lecie.
Będą uroczystości, a my pokażemy to, co namalujemy. Ta wycieczka była dla mnie wielkim przeżyciem, gdyż do głowy wcześniej mi nie przyszło, że są tam tak piękne zakątki i tak malownicze miejsca. Przejechaliśmy pewnie z 15 kilometrów, zaglądając  w zaułki i podwórka.
Potem dla  relaksu namalowałam  Góralkę po nowemu, tak po prostu, aby sprzeciwić się wszelkim kanonom. Będzie jeszcze trzecia, inna, zamówiona.




Skorzystałam z zaproszenia do mławskiego muzeum i jestem pod ogromnym wrażeniem wernisażu wystawy malarstwa pani Ewy Krupińskiej. To malarstwo klasycznej szkoły holenderskiej, ale z wyobraźnią godną wszystkich surrealistów. Najtrudniejsza sztuka laserunku używana jest przez panią Krupińską z wprawą wzbudzającą moją zazdrość a zarazem ogromny szacunek. Wśród jej obrazów czułam się jak w krainie magii i żywiołów. Warto było to obejrzeć.


Przyszedł czas na kolejną wystawę dzieci z MDK. Siedzę, wpatruję się i zastanawiam: czy to możliwe, aby te prace były tych samych dzieci, które spotkałam w październiku ??
Poprosiłam, aby wywiesić wszystkie prace z okresu pół roku na parkanie w Parku Miejskim podczas obchodów Dnia Dziecka, t.j 27 maja. To będzie wydarzenie! Największe dla mnie, potem dla dzieci i ich rodzin a na końcu może i dla innych mieszkańców. Nie mogę się doczekać. To będzie piękna wystawa. Chyba będę czynić czary, aby nie padało.

W ogródku pracy cała moc. Chwasty znowu chciały zawładnąć całym terenem, który przeznaczyłam na uprawy warzywne. Zmuszona zostałam przez samowolną zieleninę do walki wręcz i przez chwilę czuję się zwycięzcą, ale wiem, że to złudne uczucie.
Usiłowałam ukwiecić obrzeża nowego tarasu wielkości lotniska, co nie było proste.  Zadanie wykonałam tylko w jednej czwartej.


Od połowy kwietnia miałam gości. Jednych bliskich mi, innych od interesów i takich zaprzyjaźnionych z którymi pracujemy zespołowo. Jedni wyjeżdżali, drudzy przyjeżdżali..
Rozmowom, opowieściom pogaduszkom nie było końca.
A oto i jedna z opowieści.
      - Korsyka, piękna wyspa, górzysta, barwna, z mieszkańcami mającymi krew gorącą jak ta wyspa. Tam prawie wszyscy się znają, tym bardziej, że w większości są ze sobą spowinowacenie bliżej lub dalej.
W każdym szanującym się korsykańskim domu broń jest pod ręką, bo sprawiedliwość   musi być po właściwej stronie! 
W jednej z korsykańskich, górskich osad mieszka Jean-Paul krewny żony jednego z naszych gości. 
Jean Paul, młody chłopak zrobił jakiś nienajlepszy interes i zabrakło mu kasy na pokrycie długów. Głupio mu było przyznać się bliskim jaki jest kiepski w liczeniu i postanowił sam zdobyć gotówkę. Czas gonił zbyt szybko a chłopak nie miał wciąż jeszcze pieniędzy.
 Nie mógł czekać dłużej, sięgnął do skrytki po broń i ruszył do banku. Przed wejściem naciągnął na twarz przygotowaną wcześniej kominiarkę. 
Otworzył z hukiem drzwi, wołając: - To jest napad! Nie ruszać się, to prawdziwy napad!
Przed sobą trzymał broń i rozglądając się na boki dotarł  do okienka, wtedy rozkazał  kasjerce: - Natychmiast wyjmij wszystkie pieniądze i połóż je przed sobą!
W tym momencie rozległ się głos starszej pani: - Jean- Paul, co ty robisz dziecko?
Jean Paul zdrętwiał, ale od czego ma się nadmiar intelektu?!
 –  Ja nie jestem Jean-Paul, nie jestem Jean-Paul! - bełkotał spod kominiarki. 
- Ależ Jean-Paul, opamiętaj się, przestań! -upierała się ciocia.
- Ja nie jestem Jean-Paul!- skwitował, cofając się z łupem.
 Spocony, ale zadowolony szybko wskoczył do schowanego za domami samochodu i wrócił do domu. 
 Na szczęście nie było nikogo w domu i mógł schować broń do skrytki, ochłonąć i nareszcie przeliczyć zdobyte  pieniądze. Nie doszedł jeszcze do połowy sumy, gdy nagle…
- Ręce do góry !! -dwóch żandarmów rzuciło się na niego jak pantery!
W sekundę, kompletnie zaskoczonego chłopaka zakuto w kajdanki. 


Wyrok sądu brzmiał: Pięć lat!
I tak sobie myślę, że całe szczęście, że nie mamy pod ręką jakiejś broni, bo przecież wieczny brak gotówki w końcu nasunął by takie proste rozwiązanie. Prawda?