Nie dało się ściągnąć linku, więc poprosiłam z redakcji o stronę. Mam ją w PDF i wklejam. Obrazki się nie wkleiły, tylko tekst.***********************************************************
Mława. Joanna Rodowicz o
sztuce i pracy z dziećmi
Żyć w kolorze,
to żyć pełnią życia
Joanna Rodowicz, absolwentka architektury wnętrz na
Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie w Miejskim Domu
Kultury w Mławie pracuje od października 2011 roku.
Wcześniej, na własna rękę, w różnych miejscach. Kiedy
doznała kontuzji musiała porzucić ulubioną rzeźbę w
srebrze, zająć się czymś innym i osiąść gdzieś na stałe.
Najpierw było to Muzeum Narodowe, współpracowała też z Urzędem Pracy
w Warszawie, gdzie prowadziła kursy dla bezrobotnych. Uczyła, co robić, żeby
dobrze wyglądać, jak się ubierać stosownie do sytuacji. W końcu osiadła w Kosinach
Bartosowych pod Mławą.
Jakoś trzeba było żyć
Jednocześnie
dalej tworzyła – rysowała i malowała portrety. – Zaczęłam od twarzy
fikcyjnych Żydów – wspomina. – Zawsze mnie fascynowała ta nacja. Miałam jakiś
wzorzec, a potem go modyfikowałam, wlewałam weń różne uczucia. Nowe
zainteresowanie stało się też opłacalne.
Portrety
sprzedawała w Instytucie Żydowskim. – Dobrze szły, w niezłej cenie i dzięki
temu było za co żyć – zauważa artystka.
Do MDK trafiła
dzięki swojej kolejnej pasji – prowadziła i dalej prowadzi swój blog. Kiedyś
zajrzała nań była dyrektor placówki, Małgorzata Retkowska. Szukała ludzi do grupy
rekonstrukcyjnej. Zobaczyła ją tam w kapeluszu. Właśnie z prowadzenia grupy
plastycznej dzieci zrezygnowała Janina Jaśkiewicz. – Oprócz oferty współpracy z
grupą rekonstruktorów otrzymałam ofertę pracy z dziećmi – informuje malarka. –
Byłam szczęśliwa i jednocześnie przerażona. Nigdy wcześniej tego nie robiłam.
– Pracuje się
cudownie – mówi Rodowicz. – Zawsze, kiedy idę na zajęcia zastanawiam się, czy
podołam. Ze starszymi jest łatwiej, młodsze potrzebują więcej czasu i cierpliwości,
ciągle o coś pytają. Wcześniej była grupa mieszana, było ich nieco więcej, ale
według mnie to się nie sprawdziło. Stawiam na jakoś, nie na ilość. To nie świetlica,
gdzie „przechowuje się” dzieci, zajmuje się ich czas, kiedy mamy robią zakupy.
Tematy wymyśla
sama, czasem zdaje się na pomysły podopiecznych. Malują, rysują, robią rzeczy
fakturalne. Pozwala na szukanie swojej indywidualnej drogi w dojściu do celu,
chociaż dyskretnie podpowiada i koryguje. – Nie wszyscy lubią to samo, więc
nie zmuszam – zaznacza pedagog. – Mają w sobie tak wiele inwencji twórczej i
energii.
W działania
wtajemniczeni są rodzice, bo emocje dzieci muszą mieć w nich oparcie. To
rodzice są pierwszymi odbiorcami ich twórczość i wspólnie z nimi rozwijają
estetykę widzenia plastycznego. Dzięki temu dzieci mają z kim dyskutować na
tematy, które stają się dla nich ważne. - Każda prawdziwa twórczość jest
pokazywaniem swojego wnętrza, w tym wypadku językiem plastyki. Są chwile zwątpienia
i chwile euforii, wtedy musi być ktoś, kto wytrzyma te emocje. Dobrze, że nikt
z zewnątrz nie widzi bólu dziecka, gdy mu coś, co sobie wymyślił, nie
wychodzi. To nie są żarty. Szanuję pracę każdego z nich i one o tym wiedzą, mają
do mnie zaufanie i dzięki temu tworzą takie cuda – mówi.
Właśnie dwie
dziewczynki biorą udział w konkursie na młodzieżową Kartę Bankomatową. - Zachęcam
do obejrzenia podanej strony, najpóźniej do 30 czerwca
http://www.h2o.fundacjabos.pl/ - aktualności, konkurs. Konkurs ma nazwę” H2O
DESIGN”. Jest organizowany przez Fundację Banku Ochrony Środowiska. Tam trzeba
się zarejestrować i głosować na wybrane cztery prace. Warto zobaczyć co wymyślili
młodzi projektanci! – poleca. - Mamy mławskich zwycięzców w znanym konkursie
muzycznym, może i w plastycznym spodobają się projekty Pauliny Cendrowskiej i
Pauliny Kępczyk z Mławy?
Życie w pełni
Joanna Rodowicz
nie znosi żyć w bezruchu. Kiedy nie czuje w sobie weny twórczej, szuka sobie
innych zajęć, wyżywa się chociażby na przydomowym warzywniku. Lubi przyjeżdżać
tu – do dzieci, bo widzi ich zapał do pracy i rozwój. – Rozkwitają, jak kwiaty
– mówi z uniesieniem.
W twórczości
ważny jest talent, pracowitość i oryginalność pokazu. – W biżuterii każdy mój
wyrób był inny – wraca pamięcią. –Trzeba umieć odgadnąć wnętrze osoby i
dopasować do niej wyrób tak, aby noszący biżuterię czuł się w niej dobrze.
Podobnie jest z ubraniami. Nie może być dysonansu, bo można zafundować sobie złe
samopoczucie, a nawet narazić się na śmieszność.
Przeprowadzka
na wieś spowodowała potrzebę pisania, otworzenia się na świat w innej formie.
Zmiana środowiska stała się swoista terapią po wcześniejszym zabieganiu. Najbardziej
dzisiaj lubi tworzyć portrety, rysować węglem lub malować ciemnymi pastelami
ludzkie twarze. – W każdej z nich jest tyle zagadek, inności – podkreśla
Rodowicz.
Praca i jeszcze raz praca
Po chwili
namysłu. – Uświadamia mi to, że zaledwie rok temu pojawiłam się właśnie w Dniu
Dziecka, będąc całkiem nieznaną w Mławie portrecistką, siedziałam w parku i
malowałam portrety dzieci. Zaczęłam o jedenastej, a wstałam od sztalugi o
osiemnastej, odsyłając stojących wciąż w kolejce chętnych. Z bólu ręki i z
pragnienia, którego nie miałam czasu zaspokoić, musiałam przerwać
portretowanie. Dzisiaj mam tu przyjaciół, znam więcej mieszkańców i sama dałam
się poznać poprzez wiele działań. Narysowałam ołówkiem i węglem przez ten czas
ponad setkę portretów. Na aukcji Wielkiej Orkiestry licytowano moje
portretowanie. Ogarnęło wszystkich zdumienie, gdy taki mały kajtek uparł się i
naciągnął rodziców na 150 złotych, abym go sportretowała.
– Spotykają
mnie tu cudowne niespodzianki, ale i czasami zawody – kontynuuje artystka. –
Na Balu Otwartych Serc dałam na aukcję robiony przeze mnie portret w ołówku,
mojej kuzynki Maryli Rodowicz z jej autografem. Gdy podpisywała mi rysunek,
zrobiła sobie z nim zdjęcie mówiąc, że bardzo jej się podoba i cieszy się, że
bierze udział w tak szczytnej akcji. Szkoda, że organizatorzy nie docenili
tego, że nazwisko sławy z portretu jest to samo co portrecistki z ich miasta.
To przecież nie zdarza się często. Był to bardzo dobry portret, ale przeszedł
niezauważony.
Moja nagroda
– Wie pan, co
jest największą nagrodą? – pyta z ożywieniem po chwili zastanowienia. –
Moment, gdy sześcioletnie dzieci pilnują dnia i godziny spotkania ze mną i
nie zgadzają się, aby nie przyjść na zajęcia. Gdy podczas zajęć widzi pan przejęcie,
skupienie i na pana oczach spod ich palców wyłania się takie piękne kolorowe
dzieło. Przecież to widać, ile z tych rzeczy było tworzonych sercem. To jest
inna jakość, tylko nie zdawałam sobie sprawy, że takich rysunków jest aż tyle!
Dzisiaj, po
roku pobytu w tym środowisku ma swoich uczniów i czuje się emocjonalnie związana
z Mławą. W sierpniu brała udział w rekonstrukcji Nalotu Bombowego i w ciągu
roku w większości działań GRHLC Mława. Z wykładów dr Leszka Zygnera dowiedziała
się wiele o naszej historii, dziejach miasta, w którym od niedawna przyszło jej
żyć.
– Z
wszystkiego trzeba umieć czerpać to, co najwartościowsze. Robię to i uczę tego
innych. Cieszę się, że wyszło tak pięknie i kolorowo. Żyć w kolorze to żyć pełnią
życia, ja tak właśnie żyję – oznajmiła na zakończenie.
w.p.
>> Prace jednej z podopiecznych
>>
Joanna Rodowicz przy pracy