Obserwatorzy

środa, 31 sierpnia 2016

TO TYLKO SPOWIEDŹ

Tak dawno nic nie napisałam. Czas biegnie a ja chcę za wszelką cenę za nim nadążyć, ba może nawet wyprzedzić?
Odkąd wróciłam ze Szwajcarii wzięłam udział w dwóch plenerach malarskich i sześciu, czy siedmiu rekonstrukcjach wyjazdowych.


Uszyłam sobie przepiękną, stylową spódnicę z zasłony i zrobiłam wymarzony kapelusz a w ostatnią sobotę po tygodniowych, popołudniowych próbach odbyła się coroczna rekonstrukcja Bitwy pod Mławą (w Uniszkach Zawadzkich), gdzie przedstawiona przez ludność cywilną inscenizacja wzruszyła wielu oglądających. Inscenizacja połączona była z militarną rekonstrukcją bitwy obrony Mławy 1939 roku. 


 Zdjęcia zrobione przez M. Kunuńską(GRHLC Mława), A. Rychcik-Nowakowską i A. Gąsiorowską.
A to jako chłopka w skansenie w Olsztynku.

 Przede mną sześć kolejnych rekonstrukcji, kolejny piątek, sobota, niedziela i w następnym tygodniu tak samo. Na szczęście tylko jedna wojenna.

Poprowadziłam trzy razy dwudniowe warsztaty plastyczne dla dzieci.

W tym samym czasie, czyli od połowy czerwca  namalowałam około 30 - 40 portretów ulicznych
 3 portrety w ołówku formatu A4,
 2 portrety pastelami kolorowymi w formacie A3,
jeden portret pary małżeńskiej 110 x  70cm olejno,
 jeden portret pary małżeńskiej 50x 60cm olejny,
jeden portret pana z sokołem 50 x 70cm olejny,
 trzy obrazy plenerowe konkretnych miejsc: dwa 50 x 60 cm i jeden 50x 70cm wszystkie olejne.
 Czekają na mnie olejne rozpoczęte dwa duże płótna z drugiego pleneru i niewykonany grupowy portret niewielkich wymiarów.

Zaczynam mieć kłopoty ze snem, czego nigdy wcześniej nie zaznałam. Gdy się kładę spać, wciąż maluję, widzę szczegóły, których jeszcze brak na płótnie i wstałabym , aby to zrobić natychmiast gdyby nie ból oczu ze zmęczenia i ból ramion od trzymania w powietrzu ręki z pędzlem.
Narzekałabym, ale ja czuję się szczęśliwa, bo wszystko to co teraz robię sprawia mi radość, przynosi satysfakcję, po prostu kocham to co robię!
Teraz w lecie, w upalne dni farba szybciej schnie, dni są długie i słońce mobilizuje do wysiłku, za chwilę jednak pora roku narzuci swoje warunki i malowanie nie będzie tak proste jak teraz.

Przyznam też, że Andrzeja ciągłe marudzenie mi nad uchem dało rezultaty. Stale mi mówił : nie maluj „landszaftów” stwórz własny styl! Ja jednak chciałam udowodnić sobie, że potrafię oddać super-realistycznie rzeczywistość, bo niby to jest najtrudniejsze. Dzisiaj stwierdzam, że nie to, ale stworzenie własnego stylu. Jestem przeciwniczką kopiowania, bo łatwo wpada się wtedy we własne sidła i wówczas przestaje się myśleć twórczo i widzieć to co jest w naturze.
Ogłaszam uroczyście, namalowałam pierwsze obrazy w nowy sposób. Marzę już tylko o tym, aby móc nad nimi popracować bez presji czasu. Rozsmakować się w detalach, które są dla mnie jak najlepszy deser z owocami.
To tylko tłumaczenie się a nie podsumowanie. Wygląda wręcz, że to dopiero  początek! Niestety jeden jest do wyrzucenia, pomimo, że wciąż do niego wracam i coś poprawiam - nie warto. Od początku zła kompozycja nie pozwala mi na skończenie go.
Obrazy (te nowe), pokażę jak tylko będę mogła, czyli gdy uzyskam zgodę portretowanych a plenerowe zaraz  po wernisażu.
Zapraszam serdecznie na wernisaż ciechanowski.
16 wrzesień, godzina 17, 00 w budynku COEK-u , Ciechanów Tytuł wystawy „Ze sztalugami przez miasto”
https://www.facebook.com/events/1717652438500019/
Kiedyś słyszałam, że na emeryturze człowiek wreszcie ma czas.........

czwartek, 11 sierpnia 2016

LATEM WIĘCEJ "DZIEJESIĘ"

Już blisko tydzień od kolejnego wyjazdu do sierpeckiego skansenu. 
Portretowałam. Jak zwykle brakuje czasu na zdjęcia prac, ale ostatnie już postanowiłam uwiecznić. Po powrocie do domu oglądałam moje początki portretowe. 

Tak było: 

 
                                                        
                       A tak było w niedzielę. Zmieniłam narzędzie i sposób rysowania




W poniedziałek rozpoczął się plener malarski w Ciechanowie " Ze sztalugami przez miasto". Siedzę i próbuję nowy sposób na ciechanowski cykl.
Efekty naszych zmagań będą pokazane 16 września o godz 17 w COEK-u w Ciechanowie.
Dzisiaj odbył się tradycyjnie już happening przed ratuszem. Potem braliśmy udział w imprezie integracyjnej organizowanej przez PCK ( jednego z naszych sponsorów).

 Pierwszym jest Daniel Ratz, nasz kolega malarz z Płocka, dalej to już dzieciaki z terenu Ciechanowa.



środa, 3 sierpnia 2016

SŁONECZNIKI


Słoneczniki to przepiękne kwiecie, które malują prawie wszyscy malarze na jakimś etapie swojej twórczości. Niestety ja jeszcze nie mam tyle odwagi by stanąć do konkurencji z malarstwem Van Goga. Zresztą wcale nie chcę pisać o obrazach, pomimo, że wstawiam tutaj pewne fotki. 
Ale zacznę od początku historii a więc od spóźnionych zasiewów kwiatów na ugór koło tak zwanego tarasu. 
Andrzej kupił torbę różnorodnych nasion kwiatów i do tego przeróżnych cebulek kwiatowych. Miał tą torbę ale nie miał ani praktyki, ani wiedzy co z tym zrobić, czekał aż wrócę z moich podróży. Opóźniło to zdecydowanie zagospodarowanie skraweczka ugoru, ale pewnego czerwcowego popołudnia wszystko zostało umieszczone w ziemi, również pestki z torebki z napisem: "Słoneczniki miniaturki" rosną do 80cm.
Co roku przejadam parę wielkich "talerzy" słonecznikowych i sadziłam je wielokrotnie.  Bez wahania zabrałam się do dzieła, pomimo, że te miały być tylko dekoracją.
Andrzej pierwszy raz bawił się w ogrodnika aż tak dosłownie, więc doglądał roślinki, podlewając je obficie, bo wiadomo ze od dawna upały wypalały wszelkie uprawy.  
Gospodarz nie posiadł daru rozpoznawania chwastów więc ich wyrywanie zostawało już dla mnie jako kolejny obowiązek.
 Słoneczniki dość szybko zaistniały w swoim wyznaczonym obszarze, ich siła przebicia zagłuszyła wszystko wokół. Gdy zakwitły pierwsze złociste korony to nasz zachwyt objawiał się każdego ranka już przy śniadaniu. 
Dla "zdrowotności" roślinek ucięliśmy nawet kilka okazów i postawiliśmy je w dzbanie na stole. To właśnie był już gotowy obraz, pełen słońca i radości życia.
Dzisiaj jest początek sierpnia, nasz zachwyt przemienił się w zdumienie i niedowierzanie, gdyż nasze malownicze, miniaturowe  słoneczniki nie chcą przestać rosnąć.... mierzymy je codziennie.
 Dzisiaj 3 sierpnia mają 309cm wzrostu. Tak trzy metry i 9 cm, prawdziwa miniatura!!!!! 
Ten najwyższy jeszcze nie ma kwiatów tylko zaczątek pączka. Wszystkie są bardzo wysokie, prawdziwe miniatury!!!! Ja mam tylko 158cm, więc nawet gdy wyciągnę rękę to sięgam do tego najniższego (jak widać).
Nie tylko słoneczniki wprawiają nas w zdumienie i zachwyt.  bo miałam pod opieką trzy dni moją wnusię Helenkę. Pierwszy raz na tak długo kompletnie rozdzieloną z mamą i tatą. Długonoga dwu-i-półletnia kobietka, wygadana za trzy, radosna i pełna życia! Cóż można chcieć więcej?
 Uwielbiam pobudkę słodkiego malucha pytającego nie wiadomo dlaczego:
- czy będziesz jeść hryty?  Były taty ulodziny. Ja mam plezent.
Wiadomo, każdy lubi jeść frytki o 7 rano, ale właśnie w tym momencie udało mi się wpaść między słowa z pytaniem: - Masz prezent dla taty? - chyba pytanie było głupie, bo usłyszałam odpowiedź: 
- Nie.  JA mam plezent, tempelówkę.
Zupełnie się obudziłam, bo inaczej trudno by było nadążyć za potokiem informacji spadających na nas z prędkością lawiny.
Andrzej próbował zmienić temat pytając:
- A ile ty masz lat?
- Jeden. Dwa, psztery.
- Podoba ci się tutaj? 
- Tak.
- A dlaczego?
- Dlatego.
- A kiedy znowu do nas przyjedziesz?
- Za miesiąc.
Wiedząc już co nas czeka, uspokoiliśmy się .





I jeszcze jedna informacja:
W ŚRODĘ 10 SIERPNIA O GODZ 11 W RADZANOVII SPOTYKAJĄ SIĘ DZIECI CHĘTNE DO UDZIAŁU W WARSZTATACH PLASTYCZNYCH.
Wcześniej proszę o telefon, lub mail. (joanna.rodowicz@gmail.com)