Obserwatorzy

piątek, 26 października 2012

MORZE MOŻE SKOŃCZONE

Dzisiaj wysyłam aż dwa posty. Tyle miłych słów w ostatnim czasie uskrzydliło mnie niesamowicie i usiadłam i skończyłam (?) obraz widoczny w tle na spotkaniu szkolnym. Wcześniej nie wiedziałam w którą stronę go przemalować, ale dzisiaj mnie naszła myśl! Mam nadzieję, że się spodoba. Nie wiem, czy nie wykorzystam go przez chwilę w grudniu, na wystawie w galerii mławskiej. 
( a jednak dzisiaj jeszcze odrobinkę poprawiłam i jadę oddać bo nigdy nie skończę!)

WERNISAŻ PRZEDSZKOLNY






A na koniec ja dostałam OBRAZ od dzieci. 
                                                                                                            






 Po miłym powitaniu i wyjaśnieniu co to jest wernisaż i po co się go robi, wręczałam dyplomy przygotowane wcześniej przez   Przedszkole.  Na początku był uścisk ręki, ale szybko przeszłam na przybicie piątki. W końcu rozmawialiśmy jak równy z równym, sami artyści. Odświętne ubranka dodawały wagi  tak bardzo pięknie przygotowanej wystawie. Były też i występy z tańcami, śpiewem. Na koniec pożegnanie i.....ja dostałam piękny obraz malowany przez dzieci, wraz z podziękowaniem na piśmie od Przedszkola. Na deser ( bo musiałam odmówić zjedzenia i tym razem obiadu z dziećmi), pani dyrektor poczęstowała mnie tak pyszną szarlotką z orzechami, jakiej jeszcze w życiu nie jadłam. To wypiek pani kucharki. Kłaniam się jej nisko. A dyrekcję przedszkola wraz z całym zespołem stawiam za przykład mądrego pokazywania dzieciom dobrego wychowania, kultury i miłej zabawy.
i bardzo eleganckim wyglądem
Dzieci zaskoczyły mnie pięknymi pracami

czwartek, 25 października 2012

DZISIAJ Z UCZNIAMI

Zanim opiszę dokładnie przepiękny, przedszkolny wernisaż, opowiem o dzisiejszym spotkaniu w szkole.
 Po wysłuchaniu mojej twórczości na Wieczorze Literackim w Miejskiej Bibliotece,  jedna z Pań bibliotekarek zapowiedziała mi, że zaprosi mnie na spotkanie z uczniami do swojej szkoły. Właśnie na dzisiaj ustaliłyśmy termin tego spotkania.
Zawiozłam szkice, portrety, pejzaże i wzięłam pod pachę książkę mamy i własną twórczość
.Na wstępie zostałam pięknie przedstawiona, na końcu otrzymałam wiśniowe, przecudne róże i eleganckie podziękowanie! (Boże nie dopuść, aby przewróciło mi się w głowie!!!!)
Miejsce spotkania podpowiedziało mi kolejność i wagę omawianych spraw.
Opowiedziałam o książce mamy, przeczytałam niewielki fragment i płynnie przeszłam do swojej twórczości. Skupione twarze dzieci sprawiły, że nie zorientowałam się w upływającym czasie. Przeczytałam króciutkie opowiadanie o sowie i dłuższe o moich przeżyciach z ostatniej rekonstrukcji. Już kończę czytać, gdy nagle rozlega się drrrrrrrrrrrrrrr…dzwonek! 
- och, dzwonek,- podniosłam pytający wzrok na opiekunkę,-czyli już mam kończyć? 
Opiekunka kiwnęła głową, ale dzieci ani drgną.
 – Proszę pani, proszę czytać dalej!
Ani jedno dziecko nie ruszyło z miejsca, siedziały w skupieniu oczekując zakończenia!!!!!!!!!!
Przeczytałam i dopiero wtedy wzruszenie mną targnęło, gdyż pamiętam przecież jak dźwięk dzwonka powodował natychmiastową reakcję i związany z tym hałas odsuwanych krzeseł.
Nie było czasu na pytania od dzieci, które chciały jeszcze choć chwilę ze mną pobyć. Chłopcy rzucili się do pomocy wynoszenia mi sprzętu do samochodu, inni obiecywali zapisać się do kółka plastycznego w MDK.
Ale nie może być aż tak piękne i to z mojego własnego powodu. 
 Wczoraj  planując spotkanie z uczniami, pomyślałam sobie, że powinnam napisać jakiś zabawny wierszyk po to, aby były i te lekkie momenty. Usiadłam i napisałam. Tylko, że zaspałam i nie wydrukowałam i NIE PRZECZYTAŁAM. 
MOJA MAGIA
Gdy deszcz pada
 i w butach chlupie
idę do kompa
  i mam resztę w d…!
   Na małym ekranie
   Jak za sprawą różdżki
Pędzel  wydostanie
różne piękne muszki
   i ptaszki i konia, 
co bryka i jednego psa.
Bo  ekran mnie wciąga,
Bo ekran to gra.
 Bo gra na ekranie
dla mnie polega
na tym, że panie
piesek i  ich kolega
 powstają w mej  myśli
i na tablecie,
który przyjmuje 
to, co mi się plecie.


- Zrób i moim!  I moim, dam na fejs!
- Proszę pani, to kładka na Wólce! Prawda?
- Tak, oczywiście!
- O, kładka z tym drzewem, na Wólce, w Krajewie!
- Proszę pani, ja mam portret, który pani mi zrobiła na Wyciągamy Dzieci z Bramy!
- A ja brałem z panią udział w rekonstrukcji!


http://www.mlawa.pl/z-zycia-szkol-i-przedszkoli/zpo1-spotkanie-z-malarka-joanna-rodowicz.html



wtorek, 23 października 2012

JESIENNY PEJZAŻ CZĘŚĆ FOTO


Dzień dobry dzieci, jakie są kolory jesieni? Wiecie?


Tyle czasu byłam grzeczna, a tu jeszcze pozowanie!


Jeszcze tylko wpis do Księgi Pamiątkowej.

To drugi obrazek malowany z dziećmi.

A to bukiet od Przedszkola po
DWÓCH TYGODNIACH

środa, 10 października 2012

JESIENNY PEJZAŻ


Dni jak pogoda, jedne są piękne a potem cały tydzień deszcz. Na szczęście wczorajszy dzień rozpoczęłam i zakończyłam w ciekawy sposób.
Zacznę od wieczornego zakończenia. Napisałam pierwszy raz w życiu wiersz, zmobilizowana tematem konkursu. Bardzo przejęta przeczytałam  wiersz przez telefon mojej siostrze. Skończyłam czytać a w słuchawce cisza..
- skończyłam. Jak ci się podobało? zapytałam zaniepokojona.
- Nie mogę mówić! Jest piękny!  - połykając łzy, odpowiedziała mi siostra – piękny, przepiękny!
……..
A teraz początek dnia.
Miałam umówione spotkanie z przedszkolakami w ramach ich programu wychowawczego pod hasłem „ Spotkanie z malarką.  Temat - pejzaż jesienny”.
Pani, przez telefon, szczegółowo omówiła za mną wszystkie działania, czego po mnie oczekują i wydawać by się mogło, że świadoma wszystkiego mogłam się przygotować. 
Jednej rzeczy tylko nie brałam pod uwagę, że przed wyjściem pokłócę się z A. i że moje myślenie będzie bardzo upośledzone.
Wylądowałam w przedszkolu, gdzie pierwsza pojawiała się grupa 60-ciu  pięcio i sześciolatków.
Przedszkole nr 4 w Mławie jest przedszkolem integracyjnym, mimo to są bardzo duże grupy dzieci.
Wyjęłam duży blejtram 80 x 50 cm i wyjrzawszy za okno zobaczyłam jesienną, już wyżółconą brzozę a pod nią na tle zielonych tui, popiersie ich patronki Ewy Szelburg-Zarębiny.
Objaśniwszy co potrzebuje malarz do swojej pracy, która równocześnie jest wielką  przyjemnością, ustaliłam z dziećmi jakie będziemy używać kolory farb. Wzięłam paletę, pędzle i namalowałam widok zza okna.  Na koniec na kolanie pożyczywszy od dzieci ołówek i kartkę naszkicowałam portrecik dziewczynki.
Nie przewidziałam, że nie pozwolą mi zabrać obrazu i że będą chcieli go powiesić i że nie będę miała na czym malować z drugą grupą. 
Głupio planowałam zetrzeć obraz i na tym samym płótnie malować dla drugiej grupy.
Chyba przez przypadek, albo podświadomość wzięłam taki malutki blejtram 30 x 40 cm. Brałam go po to, aby w razie potrzeby namalować na nim pojedynczy jesienny liść.
Przeraziłam się bardzo, bo zostałam z tym malutkim płótnem. Trudno, trzeba mocniej użyć mózgownicy!
 Pani konspiracyjnie tłumaczyła mi, że nie jest to komfortowa sytuacja, bo jedni będą mieli duży
obrazek a tamci….
Moje komórki z szarych zrobiły się pewnie czerwone z przeciążenia.
Pojawiła się kolejna grupa 60 dzieciaczków w wieku 3-4 latka.
Troszkę inaczej trzeba prowadzić spotkanie, prościej i ciekawiej - pomyślałam. 
- Widok jesienny można namalować w postaci jednego listka, całego drzewa, krzaków, lasu, parku a nawet całego miasta. Co dzieci by chciały mieć na obrazku?- pytam
- CAAAłee miastOO!!! Odzywa się grupa.
-O kurka wodna! Sama sobie kretyńsko szykuję stryczek idąc na żywioł - przeklinałm swoją spontaniczność.
Wzięłam pędzel i leciutkimi kreskami malowałam mówiąc: - dobrze, to namalujemy nasz ratusz, obok ratusza kościół i chodnik koło nich. Żeby była prawdziwa jesień, to zmienimy bloki wokół na park. Za ratuszem są drzewa a przed nimi krzewy. 
Ustaliliśmy wcześniej,że kolor niebieski nie jest charakterystyczny dla jesieni, ale zawsze pojawia się na niebie i w odbiciu w wodzie.
Namalowałam więc niebo, malutki ratusz i obok kościół, a potem poprosiłam panie o pomoc, aby podchodziły do mnie po kolei dzieci, które pomogą mi namalować jesień. 
Ustawiono kolejkę. Dziecko podchodziło, dawałam mu do ręki pędzel wcześniej umoczony w farbie olejnej i chwytając za koniuszek pędzla prowadziłam po płótnie. Każde robiło tylko jedną plamę koloru. Gdy skończyliśmy okazało się że wyszedł tak piękny obrazek, że sama ze zdumienia nie mogę wyjść! Za tydzień dostanę zdjęcia i je tutaj umieszczę. 
WSZYSCY byli bardzo zadowoleni.  Wręczono mi fantastyczny, kolorowy, wielki bukiet kwiatów razem z podziękowaniami  (oprócz zapłaty ).
Poczęstowano mnie jeszcze obiadem, który zjadłam razem z grupą średniaków. Był pyszny.
Co tu dużo mówić, towarzystwo w którym jemy zawsze wpływa na smak potraw.

czwartek, 4 października 2012

URROCZYSTE PODSUMOWANIE SIERPNIOWEJ INSCENIZACJI

Jest taki zwyczaj uroczystego podsumowania inscenizacji sierpniowej Nalotu Bombowego na Mławę i Bitwy pod Mławą.  W tym roku odbyło się to w poniedziałek. Niestety tylko my, stara gwardia w ilości OSÓB TRZECH przyszliśmy na tą uroczystość w ubraniach z epoki. Reszta nie wiedziała, że to piękny zwyczaj i pretekst do stworzenia mocnej społeczności rekonstruktorów. Komentarz prowadzącej spotkanie nie był dla nas pochlebny, nie wiem dlaczego. Jednak gdy pojawiliśmy się na scenie natychmiast poproszono nas na środek, aby 
dziennikarze mieli możliwość porobić zdjęcia. Jestem na czterech ostatnich zdjęciach, w  jasnym kostiumie z różowym toczkiem na głowie. I nim się kłaniam wszystkim odwiedzającym mnie tu.
http://www.naszamlawa.pl/bitwa-bedzie-kontynuowana-chca-nakrecic-film-fabularny-8222mlawa-to-slawa-i-tak-ma-byc8221,news,4117,aktualnosci.html#
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 Poruszę jeszcze moje ostatnie przygody autobusowe.
Po raz drugi w niedługim czasie, kiedy wracałam z Warszawy autobusem specjalnie wypatrzonym tak, aby logistyka moich wycieczek płynnie wplatała mnie w wytyczone zadania, zdarzyła się ta sama sytuacja.
 Wpadam na Dworzec i pędzę do kasy, proszę o bilet na godzinę...!
 - Nie, proszę pani takiego autobusu dzisiaj nie ma.
Tak właśnie się zdarzyło, gdy przyszłam o godzinie dwudziestej drugiej na Dworzec Zachodni w Warszawie.
- jak to się stało, że nie ma?-pytam
- nie zauważyła pani w swoim rozkładzie, że przy tej pozycji jest mały plusik? Oznacza to, że kursuje on tylko w niedzielę.
- o której mam następny? pytam kompletnie zaskoczona.
- Następny jest o godzinie zero minut dziesięć. Proszę sprawdzić może będzie jakiś pociąg i uważać, bo po jedenastej zamykają cały Dworzec. Koło ochrony jest taka mała nocna poczekalnia.
Tyle dowiedziałam się od kasjerki, którą już potem zamęczałam głupimi pytaniami.
Sytuacja nie była wesoła, bo A. musiał po mnie wyjechać te osiem kilometrów do Mławy. Wracałam tego wieczora, bo on wybierał się świtem w daleką podróż i  trudno, żeby wcale nie spał tej nocy.
Jak zawsze miałam ciężką torbę, ruszyłam z nią kilometrowymi podziemnymi labiryntami dworcowymi do nocnej kasy kolejowej. Nie, nie miałam żadnego połączenia przed świtem. Wróciłam z powrotem na Dworzec autobusowy, do kasy kupić bilet. Potem ruszyłam w poszukiwaniu lokalizacji nocnej poczekalni, ale tam dowiedziałam się, że za dziesięć dziesiąta nie mam prawa, aby przysiąść w tym miejscu na ławce. Takie prawo nabywa się dopiero piętnaście po jedenastej. Powędrowałam więc z torbą do głównej poczekalni. 
Publiczność dworcowa nocna zasadniczo różni się od dziennej. Jest jakaś bardziej śmierdząca, bardziej pijana i bardziej mnie przeraża.
 Po jakimś czasie przysiadła się do mnie niemłoda już Ukrainka pytając o jakieś wskazówki. Powiedziałam jej co i jak, bo całkiem dobrze poznałam już topografię  tego miejsca.
 Kobiecina z wdzięczności zaczęła mi się skarżyć, że właśnie przyjechała z Wilna, gdzie pochowała matkę i musi się przesiąść na lwowski autobus. Na ten przed półgodziną nie zdążyła i będzie czekała do rana do godziny dziewiątej. 
Mówiła po ukraińsku i sprawiła mi tym przyjemność, bo ogromnie lubię słuchać melodii tego języka, ale trudno mi było odpowiadać w łamańcu rosyjsko-ukraińskim. Przekazałam jej wszystko co wiedziałam na temat nocnej poczekalni i w odpowiednim czasie wyekspediowałam ją i siebie na miejsce. Pocieszałam się myślą, że moja wycieczka niedługo się skończy, nie tak jak Ukraince.
Do domu dotarłam o drugiej trzydzieści.
Od tego czasu głowię się nad jednym zagadnieniem.
 Gdy przyjeżdża jakiś nocny autobus, to czasami ludzie muszą gdzieś poczekać. Nie ma takiej możliwości, aby znaleźć wtedy  tą poczekalnię. Wszystkie drzwi są zamknięte na głucho.
 Ja miałam ogromny problem z WYJŚCIEM! Wychodzi się przez boczny otwarty barek. Jednak jego działalność nocna jest kompletnie zamaskowana. Ktoś, kto nie pierwszy raz tamtędy przechodził, naciskał klamki dwojga innych sąsiednich drzwi zanim trafił na właściwe. W środku trzeba jeszcze zrobić zawijas, aby trafić za pomocą własnego azymutu, do wyjścia na perony.

Na dworcu przesiedziałam tylko dwie i pół godziny a ile w tym czasie miałam wrażeń, ile się dowiedziałam, ile poczyniłam nowych obserwacji! Tylko nie wiem po co.

środa, 3 października 2012

WERNISAŻ W MUZEUM

Ledwie zdążyłam dojechać na dzisiejszy wernisaż w Muzeum Ziemi Zawkrzeńskiej, gdzie spotkała mnie miła niespodzianka. Znałam temat wystawy: Malarstwo Polskie i Obce w Hafcie  
Krzyżykowym. Od dawna słyszałam, że w naszym Związku Twórców są hafciarki, jednak nie widziałam ich prac "na żywo", tylko na zdjęciach. Nie miałam żadnego poglądu na ich twórczość. To co zobaczyłam dzisiaj w sali wystawowej, zaszokowało mnie poziomem artystycznym, mrówczą pracą i pięknym przesłaniem samym w sobie. Żadne zdjęcie tego nie odda. Wystawę stworzyły prace sześciu pań. Różny jest poziom prac i różna jest tematyka.
Pokazuję tylko jeden z kilku najpiękniejszych obrazów haftowanych krzyżykami. Reszta w linku


Przemalowuję wciąż swój obraz. Chciałam zlikwidować pierwszy plan, ale poszłam dalej. W efekcie cały obraz do zmiany, głównie zasadniczy temat domku na wyspie. Mam jednak satysfakcję: wielka woda namalowana i jestem z niej zadowolona, resztę namaluję od początku.


Jednak całość po przemalowaniu straciła blask, który musi się znowu na nim pojawić.