Obserwatorzy

piątek, 24 maja 2013

PODNOSZĘ POPRZECZKĘ

O tym, że kilka dni temu spędzałam czas na bardzo poważnym Sympozjum pt "Postępy psychosomatyki i psychoterapii" nikt by mnie nie posądził. A jednak . Skorzystałam z zaproszenia, gdyż w jednym z wystąpień zanęcił mnie tytuł "Cierpienie, choroba i jej leczenie"- spojrzenie artysty-K. Janiec Piłat, spojrzenie filozofa - H. Romanowska-Łakomy, spojrzenie lekarza -J. Łazowski, spojrzenie psychologa- M. Kosewski.
Jak zawsze podczas takich wykładów, człowiek czegoś się dowiaduje, niestety nie rozwinięto tematu, który mnie nurtuje od dawna. Chyba muszę zaproponować wygłoszenie moich bardzo przemyślanych wniosków o wpływie cierpienia - spojrzenie artysty.
Największym dobrodziejstwem tego zdarzenia były dwie rzeczy. Pierwsza, że poznałam szalenie pozytywną osobę, pewną wyjątkową panią i że zobaczyłam wnętrze w którym widziałabym swoją wystawę. Sala jest duża, świetlista i reprezentacyjna.
Koniecznie chcę pokazać co  tym czasie zrobiły dzieci. One robiły mamom piękne prezenty.












To były kwiaty krepinowe w wazonikach z rolek po papierze toaletowym. Malowane i obsadzone w gipsowym spodzie. Obok laurka.






 Najstarsza grupa robiła naszyjniki z resztek materiałów. Są to rulony specjalnie ozdabiane pod kątem mamy upodobań.
 Tu są zdobione koperty najmłodszych, w które włożone były korale robione z masy solnej, lub zwijanego, kolorowego papieru.
Cudownie jest podpatrywać prace w których jest tyle miłości i czułości! Na szczęście mamy to dostrzegają.
        Był też jeden aniołek z masy solnej.

A teraz moje typowe działania. kolejny szczebelek na poprzeczkę podniesiony!!!!

Zrobiłam pierwszy w życiu portret pastelami suchymi. Najtrudniejsze w nim, było to, że tempo super-expres! Właściwie kilka godzin. Nie lubię tak, bo nie widzę błędów. Gdy oprawiłam i po półgodzinie, gdy się przebrałam i przygotowałam do wyjścia, spojrzałam, od razu zobaczyłam dwa słabe miejsca. Poprawek już i tak nie zrobię, bo wszystko jest oprawione i zabezpieczone. Na zdjęciu niestety widoczne są odbicia światła w szkle, ale buzia jest widoczna. Całość jest w ciemnoniebieskim passepartout i cieniutkiej białej ramce.
Natychmiast po Bożym Ciele umówiłam się na naukę akwareli, bo tego boję się jak ognia i nawet nie robiłam nigdy maleńkiej próbki. 


środa, 22 maja 2013

PRZYDATNA TWÓRCZOŚĆ

Brałam udział w ciekawych spotkaniach, o których napiszę, ale wciąż za dużo się dzieje i odkładam na bok bloga. Przepraszam za kolejną czkawkę w sposobie pisania. Maluję.
Na osłodę podaję link. Zajrzyjcie, bo tam znajdziecie znakomite pomysły, perfekcyjne wykonanie i baaardzo przydatne rzeczy. Ja zaszalałam i zamawiam ramkę na kolczyki, bo wszystko jest do zamówienia i kupienia.
http://juliettedeco.pl/

sobota, 11 maja 2013

PRZED PLENEREM

Zapragnęłam zabrać dzieci na prawdziwe malowanie w plenerze. To jest chyba ta piękna strona , można sobie pochodzić w wybranych okolicach, a potem utrwalić to, co na nas zrobiło największe wrażenie. Przygotowania najstarszej grupy wyglądały w następujący sposób.
Pierwszy temat, to drzewo nagie bez liści, rysowane tak aby można było rozpoznać jakiego jest gatunku. Nie chodziło mi o punktację znajomości drzew, ale o zwrócenie ich uwagi, że każdy gatunek ma swój kształt. Wszystko po to, aby wiedziały co ważnego trzeba sprawdzić podczas malowania.







Następny temat, to drzewa, krzaki oraz masy zieleni, która buduje bryły zróżnicowane między sobą.
Jestem pozytywnie zaskoczona tym jakie ciekawe były ich prace i jakiego skoku w rozwoju dokonały w tym roku.









Ja sama też nie próżnowałam . Zrobiłam portreciki. pierwszy na zamówienie, drugi to zaległy prezent dla mojej córki. To ona z mężem jest na obrazku. jeszcze nie wie o prezencie.












wtorek, 7 maja 2013

PIĄTY BIEG

Przepraszam wszystkich zaglądających tu, że tyle czasu nie dawałam żadnego znaku. Codziennie obiecywałam sobie, że wieczorem usiądę i napiszę choćby kilka słów. Kończyło się jednak tym, że zbyt skołowana głowa odmawiała współpracy.
Któregoś dnia rozkraczył mi się samochód, ale musiałam nim jechać dalej. Wiedziałam tylko, że nie można skręcać kierownicą, bo groziło to wbiciem złamanej sprężyny amortyzatora w oponę.
Możecie sobie wyobrazić, jak zaparkować a potem wyjechać i jeździć żeby nie kręcić kierownicą!?  NIE DA SIĘ! Gdy moje uszy cierpiały słysząc chrobotanie przy skrętach, moja spokojność się skończyła i po powrocie do domu zadzwoniłam i umówiłam się na OGLĄDANIE samochodziku dla kobiety, czyli najmniejszego.
Najmniejszy, jak się okazało wcale nie musi być tani. Przyznaję, że wyglądał jak z moich snów. Był po prostu w najpiękniejszej, metalicznej czerwieni o jakiej marzyłam od dziecka. Nigdy nie miałam czerwonego samochodu i jadąc na spotkanie pomyślałam sobie tak: Nie mam żadnych zaoszczędzonych ani odłożonych pieniędzy i zakup będzie dla mnie ogromnym wyzwaniem, więc jeśli oferta będzie miała czerwony kolor, to znaczy że czeka własnie na mnie.  I czekała, bo wpłaciłam zadatek, potem chciałam go wycofać, okazało się, że nie mogę, potem znowu stawałam na głowie, aby sfinalizować zakup. A potem ubezpieczyłam go jak już otrzymałam papiery do rejestracji i okazało się jak go chciałam odebrać, że bank nie honoruje mojego ubezpieczyciela i muszę najpierw drugi raz opłacić ubezpieczenie a potem wycofać pieniądze z wcześniejszej polisy. Świetne, zwłaszcza w sytuacji, gdy liczysz na wszystkie opłaty, że będą rozłożone na raty. W rzeczywistości nie mając kasy musiałam wydać w sumie cztery tysiące. Nie wiem jak to zrobiłam, ale jeżdżę czerwoniutkim samochodem.
Samochodzik kupowałam w Warszawie i dlatego wszystko było podwójnie trudne, bo wszelkie rejestracje były w Mławie a umowy bankowo-ratalne w stolicy.
Gdy o 17 wyjeżdżałam z salonu, serce biło mi z niepojętej radości, ale też z przerażenia, czy podołam?! Obeznana z samochodami, wsiadłam i pojechałam zabrać rzeczy, które zostawiłam w domu mojej siostry. Zrobiło się ciemno, a gdy od niej odjeżdżałam  na dźwigni biegów zobaczyłam gdzie jest wsteczny, wycofałam się i ruszyłam do domu. Nie sprawdziłam tylko czegoś co mnie nurtowało nie wiadomo dlaczego. Czy mój malutki samochodzik ma piąty bieg? Ostatni mój maluszek, fiacik wiele lat temu miał tylko 4 biegi. Nie chciało mi się stawać, bo nagle deszcz zaczął mi towarzyszyć, chyba po to, abym do końca już czuła trudy zdobywania luksusu.
Z powodu moich wątpliwości do samej Mławy nie wrzuciłam piątki. Widziałam co prawda na wyświetlaczu jakąś cyferkę 5, ale i tak nie wiedziałam co to może znaczyć. Dopiero, gdy w Mławie kręciłam się o 23 w nocy szukając domu mojej ubezpieczycielki, aby oddać jej zwracany dokument, zauważyłam  że cyferka zmienia się podejrzanie dokładnie wraz ze zmieniającymi się biegami.
Mam piąty bieg! Eureka!  Tak, mam. Wypaliłam przez swój debilizm dwa razy więcej paliwa.
Na usprawiedliwienie tylko powiem, że całą drogę liczyłam raty, długi, dodawałam i odejmowałam i nic ale to nic mi się nie zgadzało i wciąż wychodziło mi na minus. I to duży. Deszcz lał do samego domu, czyli samochód został oblany.
Numer rejestracyjny ma jak dla debila. Specjalnie o to poprosiłam.

Z dzieciaczkami zajęcia coraz wspanialsze. Ostatnie tematy były jedne trudniejsze od drugich.
Zobaczcie co wyrysowały mając za temat Odbicie w wodzie


















Ostatnie, czyli piesek i kotek ze swoimi odbiciami w wodzie namalowała siedmiolatka. 

Kilka dni temu wyruszyłam z zaprzyjaźnioną grupą Twórców na wernisaż do Zimnej Wody (za Nidzicą i Szczytnem). W niedawno wybudowanym kościele przewidziano tego typu spotkania. Fantastyczna pani Sołtys wraz z księdzem sprawują mecenat nad wernisażami. Bardzo ciekawa wystawa skupiająca kilku znakomitych malarzy i fotografików. Był też ciekawy pokaz mody. Po niezwykłym spotkaniu z kolegą z mojego roku i wydziału z ASP, który wystawiał tam swoje prace, rozgrzana mocnym samogonem, wracałam pełna miłych wrażeń i odświeżonych wspomnień z czasów studenckich.




























Przez ostatnie dwa tygodnie miałam u siebie małego Stasia, który pojechał niedawno do mamy, ale zostawił niepokojącą nas pustkę. Mały jest na etapie mówienia na okrągło i wymyślania wielu zabawnych powiedzonek.
Wyszli z A. na spacer zobaczyć czy są już ślimaki. Minęli nasz teren i wkroczyli do zaniedbanego lasku olchowego.
- Stasiu trzymaj się mnie blisko bo się zgubisz.
- Ja się nie zgubię, bo mam kompas w głowie,
 - odpowiada spokojnie Staś, 
a po chwili dodaje:- to jest las przedmiotowy.
- A co to znaczy? pyta A.
- no, leży tu dużo przedmiotów.
Chodziło o leżące śmiecie
 pozostawione przez miejscowych.
Pod koniec pobytu Stasia odwiedziła nas moja siostra ze swoim wnuczkiem. Całe szczęście, że już było troszkę pogody i chłopcy mogli szaleć na zewnątrz.
 Wybaczcie mi, proszę tą nieobecność na blogu moim i waszym.
Zdjęcia prac dzieci zrobiłam dzięki podarunkowi od przemiłych ludzi. Dziękuję!
Zdjęcia z Zimnej Wody autorstwa Danusi Gastołek i Darka Tadrzyńskiego.
Kończę pisanie tego usprawiedliwienia a za oknem od godziny wyśpiewuje mi słowik  majowe trele dla ukochanej. To najpiękniejsza muzyka.