Szłam w starych sandałkach a z nich wystawały moje czarne od ziemi paluchy. Wpatrywałam się ze skupieniem w teren tuż przed nimi. Piękny, letni, słoneczny dzień powodował kompletną beztroskę w moim myśleniu. Skupiałam się na kopczykach kretów wyrastającymi jeden obok drugiego na całej łące.
Kasetę z farbami dziadzia Marcelego traktowałam jak skrzynię pirackich skarbów . Właśnie dzisiaj dane mi było w nagrodę taszczyć ją za dziadziem na jego plenerową wyprawę. Przeskakiwałam przez kolejny kopczyk a kaseta wisząca na rzemiennym pasku, uderzała mnie boleśnie po łydkach. Nie spoglądałam na idącą przede mną wielką sztalugę z ciągnącym się z nią taboretem i wystającymi spoza tego dziwnego rusztowania, stopami dziadka.
Dzisiaj po 60 latach maluję portret i gdy siadam przy tej samej sztaludze i biorę do ręki pędzel z tej samej kasety, wciąż widzę taki właśnie obraz z przeszłości, a kaseta do dzisiaj nie straciła nic ze swej wyjątkowej wartości skarbu.
Nie mogę uwierzyć że to nie było wczoraj, gdy się pytałam:
- Dziadziusiu, a jak namalować tego dzięcioła, żeby było widać, że tak szybko uderza dziobkiem w drzewo?
Odpowiedź zagłusza mój głośny szloch . Woda do płukania pędzelka zalała cały narożnik kartki, a tam właśnie miały siedzieć sikorki.
Wtedy miałam 6 lat, a dziadziuś Marceli cierpliwie i z wielką czułością ocierał mi łzy. Potem prostował pofałdowaną, kartkę nabrzmiałą od rozlanej wody. Uczył i pokazywał jak wybrnąć z katastrofy i narysować ukochanego dzięcioła, dla którego jedno z drzew pod oknem było najlepszą zimową stołówką. Tyle razy siedzieliśmy razem przy tym oknie obserwując ptaki przylatujące do karmnika! Malowaliśmy je. Dziadziuś akwarelami, ja swoimi farbkami, nieudolnie.
Dziadziuś Marceli rozwiązywał każde trudne zagadnienie dotyczące rysunku i malarstwa. Był też znawcą historii sztuki, języka polskiego, łaciny, greki, rosyjskiego, hebrajskiego. Recytował ogromne fragmenty poezji w tych językach i zawsze wiersze brzmiały melodyjnie i jakoś niezwykle.
W strofach chyba „Stepów Akermańskich” Mickiewicza ktoś miał laurowy liść a po hebrajsku brzmiało: „bobkowy liść” ! W recytowanej z patosem poezji ten liść bobkowy doprowadzał mnie zawsze do wybuchu nieopanowanego śmiechu.
Wokół dziadka Marcelego zawsze zbierali się ciekawi ludzie z samej najwartościowszej elity intelektualnej. Wcześniej w czasach studenckich gdy mieszkał w Krakowie przyjaźnił się z Jackiem Malczewskim, który został chrzestnym ojcem mojej mamy. Wielu sławnych artystów tamtej epoki ceniło zdanie dziadzia i podziwiało jego prace malarskie.
Im więcej lat upływa od dnia, gdy go nie ma wśród nas, tym częściej chciałabym się o coś ważnego zapytać i tylko on znałby właściwą odpowiedź.
- Dziadziu, jak rozrabiałeś szelak? Co robiłeś, że klej z granulek tak pięknie się rozpływał?
- Jak kładłeś tym dużym pędzlem kolor liści, że nabierały głębi i powietrza?
- Co sądzisz o moim ukochanym Słowackim? I jaka jest recepta na Twoją nalewkę z gruszek?
Jego fotel był granicą dla złych mocy. Tam była moja forteca i tam miałam swój wysiedziany stołeczek. Tam nikt nie mógł zrobić mi krzywdy!
Czasami wdrapywałam się na oparcie fotela i przeszkadzając mu w pracy nad kolejnym artykułem lub rysunkiem pytałam konspiracyjnie:
- Powiedz mi w tajemnicy, kiedy sprzedaż obrazek i przywieziesz kostki rachatłukum? ????
Całe życie byłam łakomczuchem a dziadziuś nie zważając na dramatyczne ubóstwo w jakich znalazła się cała rodzina, gdy dostał jakiekolwiek wynagrodzenie kupował mi zawsze najlepsze kąski, .
- Tatusiu, przecież mamy wciąż długi w sklepiku i za mieszkanie! - mówiła z rozpaczą moja mama . – Nie wiem za co kupię cokolwiek na obiad dla naszej pięcioosobowej rodziny! - Słyszę straszny żal w jej głosie.
Te łakocie od dziadka Marcelego odwracały dziecięcą uwagę od najtrudniejszego okresu moich bliskich. Teraz też zdarza się, że mam ochotę wdrapać się na poręcz fotela i zapytać:
-dziadziu, kiedy? …
Cisza…Nie ma Cię tu..
A jednak zostałeś. Zostałeś we mnie, dziadziu.
Mierzę świat Twoją estetyką, maluję kierując się Twoimi zasadami, krytykuję według Twoich argumentów. I choć dawno już nie słyszę Twojego głosu i nie korzystam z czułej ochrony, to wszystko pamiętam. Pamiętam, bo tak duża część duszy jest od Ciebie.
Teraz, kiedy coraz lepiej znam topografię cmentarzy , dojrzałam i zrozumiałam sens wielu Twoich słów których wtedy nie usłyszałam. Miłość w którą mnie wyposażyłeś noszę wciąż jak talizman, i przekazuję powolutku moim wnukom, aby i one poczuły piękno Twojej duszy..