Pewnie myślicie, że tylko podglądam "moje" dzieciaczki, wymądrzam się i cisza w tle. Nie. od jakiegoś czasu myślę co namalować, aby stworzyć pewnego rodzaju kolekcję. Już mam pomysł. Nim jednak nastąpią dwie serie obrazów na które mam wielką ochotę, aby powstały, to temat sam zaprosił mnie.
Maki są prawie na zamówienie. Nie miałam narzuconego tematu, ale na mój nos powinno się podobać. Jak się nie spodoba temu kto zamówił, zostawimy do zagęszczenia na ścianie.
To jest dopiero pierwszy szkic lekko tylko naznaczony.
Maki po prostu uwielbiam, mam ich tutaj w okolicy mnóstwo, ciągle się same wysiewają, ale są delikatne i ulotne. Szkoda, że pora roku zupełnie nie "makowa".
Wykopuję stare zdjęcia i je oglądam jak tą delikatność w tej najczerwieńszej czerwieni pokazać.
Zamówiłam już płótna na kolejne obrazy, przyjadą za parę dni.
Gdy byłam w liceum najbardziej lubiłam malować miniaturki, zdobyłam wtedy medalioniki z kości słoniowej i na niej malowałam portrety.
Potem była to kość bawola. W Akademii, nie dało się malować na małych formatach i przeżywałam katusze zarysowując całe bristole. Nagle teraz stało się coś dziwnego formaty 50 x 70 cm zaczynają mnie ograniczać i chce mi się tworzyć większe obrazy.
Nie wiem co to oznacza, po za tym, że coś mi się w mózgu przekręciło.
A może po prostu gorzej widzę i to ilość dioptrii decyduje o formacie???