Bardzo chciałam zorganizować osiemnastego, w poniedziałek ostatnie w tym roku szkolnym uroczyste spotkanie z wręczeniem dyplomów. Moje zajęcia prowadzę tak, aby nie wyróżniać dzieci i aby nie była to rywalizacja o nagrodę. Wskazuję i chwalę prace, ale u każdego znajduję coś ciekawego. Chcę , aby zajęcia bawiły, ucząc.
Zresztą MDK jest bez kasy, nie ma więc nagród. Od stycznia radzę sobie bez dodatkowych zakupów. Mój system, że z wszystkiego coś można zrobić właśnie zdaje egzamin. Z tego też powodu, muszę wygrać pomysłem.
Sowa. Sowa z dziobem w kształcie pętli, w który wsunie się zwinięty w tutkę dyplom będzie jakimś rozwiązaniem. Muszę mieć 30 sztuk. Najlepiej jak zrobią je same dzieci. Tylko nie mogą wiedzieć po co te ptaszydła są robione.
Rozpoczęliśmy więc produkcję sówek ze spodnich kartoników pozostałych po blokach rysunkowych.
Gdy nadeszły ostatnie zajęcia, policzyłam sowy, jeszcze kilku brakowało, musiałam poprosić średnią, poniedziałkową grupę o ich o dorobienie. Na ścianie wisiały już 22 różne ptaki. Gdyby ktoś myślał, że już nic nie da się wymyślić, to grubo się myli. Powstała kolejna partia siedmiu kolorowych sów, które dołączyłam do zawieszonych wcześniej. Jest już potrzebny cały komplet. O przeznaczeniu ptaszydeł wiedziała tylko najstarsza grupa.
Na koniec we wszystkich grupach zaproponowałam zrobienie czegoś, co dzieci lubią, tak, aby sprawiło im to radość. Jedni lepili z plasteliny, inni rysowali, inni próbowali pracy nowymi technikami. Efekty ich działań ciekawe, zaskakujące i bardzo kolorowe.
Ostatnie zajęcia z najstarszą grupą:
- A czy ja mogę zrobić sowę, bo nie robiłem? Zapytał jeden z chłopców.
- Świetnie, zrób sowę. Proszę, narysuję ci korpus, podałam mu kartonik z zarysem sowy.
Chłopiec zabrał się do roboty. Zamalował na różowo korpus i absolutnie nie mógł się zdecydować co dalej. Chodził, oglądał wiszące ptaki a sowa cały czas była bez skrzydeł, które najbardziej dodawały jej charakteru. Czas uciekał.
Muszę tutaj coś o tym chłopcu powiedzieć. Nie zapowiadał się na początku jako orzeł plastyki. Rysował nieśmiało i po kątach kartki. Widziałam w tym jego zamknięcie i wielkie onieśmielenie. Obserwowałam i pracowałam powoli, aby nauczyć go odwagi w tym co robi.
Przełom nastąpił, gdy zrobiłam bardzo nietypowe ćwiczenia oparte na tutorialach (specjalistyczne wzorce do nauki) i nasz 10 latek narysował samochód. Kiedy jego groźny tata po niego przyszedł i zobaczył rysunek, szczęka mu opadła i tak był zachwycony, że synowi od razu skrzydełka podrosły o kilka centymetrów.
Wracamy do problemu skrzydeł sowy, które w końcu chłopiec wymyślił.
- Proszę pani, a czy mogę zrobić jej miecz? Pada pytanie.
- Tak, to ma być niezwykła sowa, bajkowa, oczywiście może trzymać miecz.
Chłopiec zajął się mieczem, wyrysował, wyciął. Powiedziałam, aby go lekko przyciemnił ołówkiem.
- Proszę pani, a mogę jej dodać tarczę??? Znowu słyszę pytanie.
- Jasne, zrób. Żadna z naszych sów nie ma tarczy!
Czas się kończy, wchodzą rodzice, ustalam spotkanie na zakończenie roku, Rodzice informują mnie, gdzie kto powiesił rozdane im przeze mnie, powystawowe plakaty z pracami dzieci.
- Wisi w pokoju u córki,
- A u nas w salonie!
- U nas nie ma miejsca, wisi u dziadków! - słucham zadowolona. Sukces. Prace dzieci wiszą!
Wymieniamy wzruszające słowa, dzieci przekonują mnie, że powinnam pracować z nimi w czasie wakacji, a chłopiec pracuje cały czas nad niezwykłą, kolorową tarczą.
- Synku, kończ, pani musi iść do domu. Mówi jego mama
- Nie musi, nie musi. Spokojnie odpowiada chłopak.
W głębi duszy muszę przyznać mu rację, bo jeszcze mi się nie zdarzyło wyjść o wyznaczonej porze. Pół - do godziny po czasie, pozwalają mi na opuszczenie sali, dzieci kończące swoje dzieła.
Mama, posprzątała za chłopca, usiadła obok niego. Ja ogarnęłam salę i czekam. Zostaliśmy we troje. Chłopiec w zapamiętaniu kończy klejenie. Skończył. Sowa wyszła świetnie, bo i zabawna i pomysłowa i kolorowa.
- Prawda, jaka to frajda wymyślić coś, czego nikt jeszcze nie zrobił? Wiesz, wśród wszystkich 30 sów przyznaję ci pierwsze miejsce za pomysł. Gratuluję!
- Co? Wśród wszystkich? Ja? Pierwsze? - Nie mógł uwierzyć. Jego oczy nagle zaiskrzyły szczęściem!
Ilość jego szczęścia w tym momencie starczyłaby dla kilku osób. Odchodził śmiejąc się, rozpierała go duma, bo słyszała to mama i z pewnością powtórzy ojcu.
Ja zapamiętam te szczęśliwe oczy, po to, aby były mi motorem w chwilach zmęczenia, czy zniechęcenia. Może po to tu pracowałam?
ps,zdjęcia sów dodam dopiero po uroczystości.
Mam wrażenie,że każdy odczuwa szczęście, gdy coś uda mu się zrobić własnymi rękami.Dobrze, że te dzieci mogą robić różne prace plastyczne w MDK, bo mam podejrzenie,że niewiele z nich może to robić w domu. A brak tych możliwości często wynika z obawy rodziców,że dzieciak w domu nabrudzi, nabałagani lub coś zniszczy.Poza tym wśród rodziców panuje przekonanie,że takie zajęcia to strata czasu, lepiej by się dziecko uczyło.
OdpowiedzUsuńMiłego,:)
AAnabell, do tej pory własnie tak było, że zajęcia tego typu to strata czasu, albo spędzenie czasu pod okiem opiekunki za darmo. Zmienia się bardzo teraz ich nastawienie. Rodzice szanują to co dzieci robią,gdy dziecko nie może przyjść, dzwonią i usprawiedliwiają, mimo, ze zupełnie tego nie wymagam. Widzę szacunek do mnie w ich oczach a to oznacza szacunek do pracy mojej i dzieci. Bardzo mi na tym zależało.
UsuńJa widze w tym drugie, glebsze dno. taki " niepozorny" sukces pozwolil mu uwierzyc w siebie, kto wie, czy nie bedzie mialo znaczenia w jego przyszlym zyciu, dzieki Tobie Joasiu, pozwalasz im uwierzyc w ich wlasne skrzydla :) milego weekendu!
OdpowiedzUsuńmilo sie czyta twoje opowiesci, widac, ze patrzysz sercem... :)
Laviolette, marzę, żeby ten chłopaka może i za jego przykładem inne dzieci podpięły swoje skrzydła i uleciały w kolorową krainę wyobraźni.Przyznam, juz zrobiły wielki krok w tym kierunku. Pozdrawiam i życzę pięknej pogody!
UsuńtE DZIECIACZKI MAJĄ BARDZO DUŻO SZCZĘŚCIA ŻE MAJĄ TAK WSPANIAŁĄ PANIĄ....Pozdrawiam serdecznie....Jesteś niesamowita!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńKrysieńko, to ja mam szczęście, że przez kompletne zaskoczenie trafiłam tam na nagłe zastępstwo. Uczenie innych nigdy nie było moją ambicją i bardzo, bardzo jeszcze się boję godzin tych spotkań. Nie panuję nad grupą, więc mnie to przeraża, że ich nie zainteresuję. Niemniej wyniki są zaskakujące i mnie i innych, a na pewno same dzieci.Kilkoro jest bardzo utalentowanych, ale sama wiesz, że to nie tylko zależy od talentu!!!!Pozdrawiam Cię, zaglądam do Twojej Galerii, nie zawsze zostawiam ślady, ale zawsze się zachwycam!:))))
UsuńBo jesteś po prostu Joasiu właściwą osobą na właściwym miejscu. Cieszę się razem z Tobą, z tym chłopcem i jego mamą.
OdpowiedzUsuńSerdeczności :-)
Stokrotko,trzymam w kąciku mej pamięci obrazek tych jego roziskrzonych oczu. To jest jak nowy akumulator dający siłę do rozruchu. Dzielę się chętnie tym uczuciem i życzę Ci pięknej niedzieli!
UsuńMoje serce sie usmiecha , kiedy czytam takie "momenty z zycia "
OdpowiedzUsuńTo jest piekne !
Moc pozdrowien!
Alina, nie wypuszczam tego widoku! Cieszę się, że na innych to zdarzenie wywołuje podobne uczucia. Tak miło, jak tu zaglądasz. Pozdrawiam!!
UsuńTak Joasiu nie ma nic lepszego, jak widzieć radość w oczach dzieci. To jest cała podzięka z trud jaki wkładacie w swoją pracę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
JaGuś, pewnie, że to jest najważniejsze, ale czasami jeszcze dorabiamy sobie do tego filozofię. Ja mam takie tendencje, rozmyślania nad sensem. JaGuś ściskam Cię serdecznie, Twoje porady są świetne, spróbowałam z plamami, których już nie ma!
UsuńJoasiu, jakże się cieszę, że pomogło! Teraz z czystym sumieniem będę mogła te rady napisać:) A co pomogło na te plamy, czy wszystko po trochu? :)
UsuńPozdrawiam serdecznie.
JaGuś przepraszam, ze dopiero teraz zauważyłam ten drugi Twój komentarz. Pomogło mi najbardziej, gdy zadziałałam Ludwikiem, dokładnie tak, jak radziłaś .Jeszcze raz Ci stokrotnie dziękuję!
UsuńTo wspaniałe uczucie obserwować czyjeś szczęście i mieć świadomość, ze się do niego przyczyniliśmy. Gratuluję pomysłów i talentu w pracy z dziećmi.
OdpowiedzUsuńPandorra
Pandorrko, ja tylko lubię ludzi, ale nie jestem pewna, czy potrafię zajmować się dziećmi. Chcę, żeby zajęcia były dla nich przyjemnością. Nie mam zielonego pojęcia, czy to jest właściwy kierunek, ale jak mają tworzyć, to tylko z uczuciem.
UsuńTe, które tak już zaczęły mają fantastyczne prace.
Jestes bardzo sensible osoba i bystra obserwatorka.Osobiscie raczej unikam dzieci ,ale podziwiam zawsze ludzi,ktorzy cos robia z pasja i sercem.Jak dobrze,ze chlopczyk trafil na CIebie
OdpowiedzUsuń.
Rena, całe życie unikałam dzieci, aż tu na stare lata takie wyzwanie! Gdybym jednak robiła to byle jak, to lepiej wcale nie robić. Dzieciaki zawsze zasługują na serce.Pozdrawiam Cię!
UsuńNo proszę, nie dość, że utalentowana plastyczka, artystka wielostronna, to jeszcze terapeutka. Piękna historia, Aurelia
OdpowiedzUsuńAurelio, Kto piętnaście srok łapie, to... Tylko, że wszystko, co nowe wyzwala we mnie ciekawość a ambicja zmusza do zrobienia najlepiej jak można. Czyli to wady charakteru pchają mnie tak!
OdpowiedzUsuńAśka moje oczy się skropliły .Czasami tak Napiszesz coś , że wzruszenie ściska za gardziel
OdpowiedzUsuńDośka, nie daję rady unieść tyle radości i do tego jeszcze taki komentarz, aż sama łykam coś słonego!
Usuń