Obserwatorzy

poniedziałek, 11 lutego 2013

STANISŁAW I JAN


Moi kuzyni organizowali wieczór w Studiu Teatralnym na warszawskiej Pradze.
 Zaprosili mnie i moje siostry, abyśmy powiedziały coś na temat dwóch osób: mojego taty i jego stryjecznego brata Janka Rodowicza –„Anody”.
 Jednak tym razem uwaga prezentacji zwrócona była na ich zdolności artystyczne i projektowe.
Od dawna pragnęłam opowiedzieć o moim tacie. Mimo upływu wielu lat od jego śmierci (1969) temat wciąż był to dla mnie zbyt bolesny. 
Nie potrafiłam chłodno, w formie reportażu, felietonu, czy dokumentu ukazać wszystkich walorów i zdolności mojego ojca, którego uwielbiałam. Nie chcąc sama się ranić po prostu o nim nie mówiłam. 
Propozycja kuzynów zaskoczyła mnie, ale bez zastanowienia powiedziałam, że to ja podejmę się opracowania. Nie miałam pojęcia jak do tego się zabrać.
 Już wcześniej był problem napisania scenariusza do filmu opowiadającego jego niezwykłe osiągnięcia. Miałam o to do siebie pretensje, bo to chyba ja powinnam najlepiej ten temat opisać, a nie ktoś obcy.
Na rodzinnej naradzie zostało uzgodnione, że prezentację przygotuję z synem i on będzie ją przedstawiał. Mijał dzień za dniem.
- Od czego zacząć? Od czego zacząć? – pytałam sama siebie w coraz większej panice, bo jak mam ukazać to co mam w pamięci, jego ciepłą twarz, ręce wyczarowujące z niczego piękne, funkcjonalne przedmioty? 
Gdy tak biadoliłam nad swoją niemocą, syn tupnął nogą i powiedział: - mamo, zacznij chronologicznie od dnia gdy się urodził!
Ten prosty zabieg, sprawił, że ruszyłam z kopyta i zaczęłam pisać, ale…..
Zanim znalazłam dokumenty potrzebne mi do pracy, wcześniej w moje ręce trafiały listy, legitymacje, wyroki, rehabilitacja…….łzy i kompletna rozsypka psychiczna znowu mnie rozwaliła.
Mówiłam sobie; - wiem, ze jestem nadwrażliwa, wiem, że to przeszkadza, ale dziękuję Ci Boże za moją nadwrażliwość, bo tylko z nią w parze mogę namalować brzozy, twarze i dać dzieciom swoje serce.
Jednak czas nieubłaganie sunął naprzód i musiałam dać Grzegorzowi orientacyjny materiał.
Blisko dwadzieścia lat temu podczas jakiejś przeprowadzki, a najprawdopodobniej po śmierci mamy, gdy trzeba było oddać i opróżnić mieszkanie, zebrałam wszystkie pudełka z filmami i wraz z siostrą – montażystką filmową oddałyśmy je do przejrzenia do Wytwórni Filmów Dokumentalnych. Przy okazji, nasze prywatne filmy chciałyśmy przegrać na taśmę video.
Powiedziano nam, że nasza Kronika Filmowa z 1936 roku nie jest nic warta, a odrzuty z filmu o pielgrzymce do Częstochowy z Millenijną mszą kardynała Wyszyńskiego na Jasnej Górze mają w swoich archiwach. 
Na przegrywanie naszych filmów wciąż brakowało kasy, więc leżały, dotąd, aż dwa tygodnie temu przypomniałam sobie o nich. 
Odebrałam filmy i jakież było moje zdziwienie, gdy się okazało, że wszystkie nasze rodzinne filmy są jako negatywy filmowe a nie pozytywy, które tyle razy za życia taty oglądałyśmy na wypożyczanym projektorze 16 mm.
Myślałam, że może będą wśród nich jakieś filmy reklamowe, bo mój tata jako pierwszy w Polsce robił takie filmy już w 1963 roku.  Tak były dwa, ale też jako negatywy. 
W tej formie nie do użytku i jak je w ogóle odtworzyć i przegrać na cyfrowy zapis?
Może zadzwonię do kogoś, kto wie o archiwach Warszawskiej Spółdzielni Filmowej, bo tam wtedy pracował tata. – pomyślałam.
- Tak wiemy co się stało: piwnica, gdzie były przechowywane wszystkie filmy zalały fekalia z pękniętej rury. Nie ma nic.- Usłyszałam odpowiedź.
Zapamiętałam znakomitą reklamę spółdzielni  istniejącej do dzisiaj -  „IZIS”, może oni mają coś. Zadzwoniłam, znalazłam panią prezes, która doskonale wiedziała o czym mówię bo pracuje tam wiele lat. 
Zapytałam i usłyszałam w telefonie: - zmagazynowaliśmy wszystkie archiwa w piwnicy i kiedyś pękła rura z gorącą wodą i zalała wszystkie filmy. Nawet suszyliśmy je ale one się całkiem zniszczyły.!!!!!!!!!!!!!
W Archiwum Filmu Polskiego, była jedna pozycja, ale to nie to o co mi chodziło. W innych Archiwach gdzie są przechowywane dawne Kroniki, wszystkie ważne dla mnie materiały były w formie nie do wykorzystania, bo nie przetworzone na cyfrę.  
Nakręcałam się coraz bardziej. 
Odkąd pamiętam, wiedziałam zawsze, że mój ojciec był BARDZO skromnym człowiekiem. Pomyślałam nawet w jakimś momencie, że może nie chciał, abym teraz  robiła o nim jakąś prezentację.
Grzegorz jednak znowu tupnął i powiedział: - mamo, jesteś mu to winna, usiądź sprawdź jeszcze raz zdjęcia, pamiątki, pamiętniki! 
W międzyczasie zaczęło się szukanie fachowca do przetworzenia filmowych negatywów, cennych znalezisk, na których tak naprawdę nie byłyśmy pewne co jest, gdyż nie miałyśmy żadnego sprzętu do przejrzenia. Jednak w takich okolicznościach zdarzają się irracjonalne sytuacje i otrzymałyśmy kontakt na wspaniałego fachowca – pasjonata, prawdopodobnie jedynego takiego w Polsce, który wziął skarby w swoje niezwykłe ręce. 
Wszystek sprzęt którym się posługuje zdobywał w dziwnych okolicznościach: sklejarki, przeglądarki, projektory, taśmy do klejenia , stoły montażowe, to rzeczy już nie istniejące w dzisiejszej epoce wszechobecnej cyfryzacji.
Kilka dni przed momentem zero, dostałyśmy na kasecie filmik na którym oprócz mojej pierwszej komunii, były śluby moich sióstr, imieniny mamy i jeszcze dwa filmy reklamowe m.in. Mody Polskiej i motoroweru polskiej produkcji „Żak”.
Czyli filmy są, skompletowałam zdjęcia, okazało się, że wcale nie jest ich mało. Teraz tekst. 
 To co napisałam w pierwszej wersji muszę skrócić, aby wyciągnąć esencję. Znalazłam fragmenty w książce mamy, Grzegorz poprosił pana Ksawerego Jasieńskiego o ich przeczytanie.  Pan Ksawery natychmiast się zgodził się i za nic nie chciał zapłaty, mówiąc, że to dla niego zaszczyt. 
Siadamy z Grzesiem i od tego momentu, jestem tylko doradcą. Z przyjemnością oglądam jak profesjonalnie pracuje, nasuwa mi się uparcie myśl, że podobnie siedziałam i nie odrywałam oczu od rąk ojca pracującego precyzyjnie i konsekwentnie. Tak samo powstawały zaskakująco piękne rzeczy. Tak, mój syn to odbitka swego dziadka. Dlaczego wcześniej nie przyszło mi to na myśl? Podczas skupienia nad powstającym dziełem coraz częściej myślę o następstwie pokoleń i tym co je łączy niezależnie czy zdajemy sobie z tego sprawę, czy nie.
Powstały dwie piękne prezentacje. Ich niezwykłość polegaa na tym, że pokazaliśmy materiały nigdy dotąd nie publikowane. Wiele rysunków Anody dostał od matki Janka w spadku Grzegorz, ale nigdy  nie było okazji pokazania ich.
Niestety czas biegł nie patrząc na jakim jesteśmy etapie. Przyszedł moment, gdy Grzegorz powiedział: skończyłem teraz komputer musi wszystko przeliczyć. Inaczej nie można przegrać materiału na płytę. Maszyna ruszyła!....i……i……stoi. 
Synowa i ja nie wiemy jak wesprzeć Grzegorza, który bardzo przeżywa całą sytuację. Jest straszliwie zmęczony tym maratonem i niewyspany. Dobrze, że ma taką żonę, która po cichu trzyma pieczę nad domem i bardzo dba o swoich mężczyzn. Tym razem i ja korzystałam z jej troski.
 Pasek przeliczeń rusza milimetr na pół godziny. Uroczystość otwierają bez nas, bo jesteśmy wpatrzeni w pasek który jest w połowie dystansu. Co dziesięć minut porozumiewamy się z jedną z sióstr, która relacjonuje co już idzie. Płyta z prezentacją o tacie powitana jest okrzykiem radości!
 Program w Teatrze idzie już pół godziny, musimy dojechać z Ursynowa na Pragę. Drugą płytę, tą o Anodzie, komputer zawiadamia, że będzie przeliczał cztery godziny! Nie, nie czekamy.
Przyjechaliśmy, straciliśmy ¾ programu, ale gdy na ekranie pojawił się pierwszy obraz z prezentacji, a Grzegorz przejętym, ciepłym głosem czytał komentarz, sala ucichła i przez 20 minut w skupieniu oglądała wzruszające sceny. Grzegorz zakończył: „Jestem dumny że miałem takich dziadków, których lepiej poznałem dzięki przygotowaniu tej prezentacji i żałuję, że nie znałem ich osobiście”.
I ja jestem dumna. Bardzo. Z syna

10 komentarzy:

  1. A ja jestem dumna, że Cię poznałam Joasiu. Podobnie jak Twój Tata i cała Twoja Rodzina - Jesteś Wielka.Przekaż proszę pozdrowienia swojemu Grzegorzowi.
    Pięknie to opisałaś, wzruszyłam się bardzo...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stokrotko, Z radością pokażę Grzegorzowi Twoje słowa! I Dziękuję, po emocjach wzięłam się do roboty, bo inaczej trudno wrócić do rzeczywistości. Przepraszam, że od razu nie odpisałam. Robię statuetkę i nie wyrabiam się ze wszystkim.Wracaj szybko do zdrowia!

      Usuń
  2. Joasiu, łezki mi kapią. Cóż tu napisać? Takich rodzin jak Twoja jest teraz mało. Z Twojego wpisu wyłania się szczególnie piękny obraz więzi rodzinnych, szacunku dla przeszłości, wzajemnej miłości i wytężonej współpracy w zachowaniu pamiątek. Chylę czoła. Uściski serdeczne posyłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Azalio droga, pewnie jesteśmy normalną rodziną, ale że wcześniej znaleźli się wśród nas Niezwykli, staramy się o nich nie zapomnieć. Tacy przodkowie bardzo, bardzo zobowiązują aby im nie przynieść wstydu. Może trudniej jest żyć i droga jest wąska, ale też dokładnie wytyczona. Nie znaczy to wcale, że grzeszków, błędów i podskoków nie ma się na sumieniu. O, nie znaczy

      Usuń
  3. Wspaniale się spisaliście...
    Chociaż film o Anodzie bardzo chętnie bym zobaczyła...:o)

    OdpowiedzUsuń
  4. Gordyjko, Wszystko będzie. jeszcze czas zostanie wykorzystany na poprawki i dopieszczenie prezentacji. Gdy już wszystko zagra postaram się abyś go obejrzała.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowny post moja Droga ! Wzruszylam sie bardzo, gatuluje Rodziny i Syna!
    Wielka przyjemnosc mialam czytajac twoje slowa...
    Serdecznosci wiele posylam wraz z usciskami cieplymi

    OdpowiedzUsuń
  6. Alina, cieszę się, że przeczytałaś, to tak bardzo osobisty tekst, że szybko dałam następny post, aby ukryć swoje emocje. Teraz przede mną jeszcze jeden wzruszający wieczór 9 marca. Opiszę. Też wiąże się z uroczystościami i ten będzie w Muzeum Niepodległości (kiedyś było to Muzeum Lenina!!!!!!!!!!!!!) Szkoda, że jesteś tak daleko, ale cudownie, że można się porozumieć w taki prosty sposób.

    OdpowiedzUsuń
  7. jantoni341.bloog.pl9 marca 2013 12:19

    Dziękuję,
    gratuluje
    Mamusiu.
    LAW

    OdpowiedzUsuń
  8. Jantoni, z dumą przyjmuję gratulacje!

    OdpowiedzUsuń