- Stachu, nie opieraj się na łokciu przy jedzeniu..
- w tej lodzinie to kultula i kultula...mruczy pod nosem
- no, tak właśnie trafiłeś, ale to wyróznienie!
-- a nie można zlobić sobie przelwy na chwilę???
Staś, bardzo uatrakcyjnia szarość codziennego dnia a ja staram sie choć trochę malować, chociaż zaległości domowe bardzo w tym przeszkadzają.Pogoda sprawiła, że szybko trzeba było porobić galaretkę z czarnej
porzeczki, która Stach pomaga przygotowac, a potem pożera łyżkami.
Pomyslałam sobie, że seria motyli może być malowana na zamówienie z twarzyczkami dzieci mieszkających w pokoju, gdzie będzie wisiał obrazek, malowany w odpowiednim kolorze..
Trzeba próbować.
OdpowiedzUsuńJanToni,
OdpowiedzUsuńczasem nawet próby
prowadzą do zguby!
Wiem od lat wielu,
Usuńże tez do celu!
Jan Toni,
Usuńprzez te upały
człowiek ospały!
Stasiu wie co dobre, więc szybko zjada, a potem... woła o więcej?!
OdpowiedzUsuńMotylki śliczne, a już do dziecięcego pokoiku - to raj na ziemi.
Pozdrowionka.
JaGuś, często jestem u Ciebie tylko buszuję w starszych postach. Bardzo wiele z nich korzystam, za co dziękuję! Galaretka porzeczkowa, to fantastyczny przysmak. Buziaki!
UsuńJoasiu, usiłowałam dziś rano wpisać tu komentarz z komórki, ale nie udało mi się.
OdpowiedzUsuńA pisałam, żebyś się nie znęcała nad Stasiem, bo przecież to perła najprawdziwsza.
Ja okropnie tęsknię za swoimi małymi facecikami bo są nad morzem,
Serdeczności:-)
Stokrotko Kochana, Stach znakomicie urozmaica mi czas. Wcale się nie dziwię że brakuje Ci tych Stworzonek. Wydaje mi się, że na działce, czy na wsi, po prostu na "wolnym wybiegu" dzieciaki szybciej się rozwijają, jakby rozwijały skrzydła...prawda? Och, jakbym z Tobą pogadała..Uściski :-)
UsuńKce takiego motylka !! :o)
OdpowiedzUsuńGordyjka ślij zdjęcie Księcia i mów kolor, może go na bąka zrobić????....;o)
OdpowiedzUsuńChyba, że chcesz właśnie tego motylka? ...;o)
Na bąka to On się średnio nadaje, bo chudzina po Babci...;o) Najlepszy byłby "wiercipiętek"...;o)
UsuńSesję nową zrobić musimy, bo Księciunio był u fryzjera !! Ale już możesz zacząć kombinować koncepcję z błękitami i zieleniami, to się przy okazji podliżę Synowej ;o)
Gordyjko, już robię tło!...;o)
OdpowiedzUsuńWymiary obrazka są 30 x 40 cm w pionie lub poziomie, czekam więc tylko na zdjęcie.....;o)
Gdy jestem u mojej córki i siedzimy razem z dziećmi przy stole staram się być ślepa i głucha tak jak ona. Dzieci oczywiście wiedzą jak się mają zachowywać przy stole, ale wiedzieć a stosować to dwie różne sprawy. Zauważyłam ,że polskie dzieci są nieustannie "tresowane" jak doba długa i szeroka. Nawet na placu zabaw. Moi wnukowie są tresowani tylko w przedszkolu i szkole a dom jest "azylem". Jak mówi moja córka, "przecież muszą się gdzieś wyluzować i nie ma co im drobiazgami zatruwać życia". Fakt, chłopcy od 8,00 do 16,00 są poza domem. Tam nawet w przedszkolu są normalne szklane szklanki i normalne talerze i dzieciaki pomagają w nakrywaniu stolików do posiłków- roznoszą i ustawiają talerze i sztućce (te też normalne, żadne plastiki). Efekty jednak są, młodszy cudnie pomaga, podpowiada ile trzeba talerzy i ile sztućców, nosi je w sposób bezpieczny i wszystko sam na stole układa. Umie wyjąć naczynia ze zmywarki i pochować je w odpowiednie miejsca. No a przecież on w lutym skończył raptem 4 lata.
OdpowiedzUsuńPrześliczny wyszedł ten motylek- taki w sam raz do dziewczyńskiego pokoju.
Serdeczności,;)
Anabell, tak "normalnie " wychowuje adoptowaną córcię moja synowa. Jak tam byłam, to moja panika w ogladaniu jak to maleństwo (1,5 roku) wyciąga ze zmywarki normalne talerze i podaje matce, była gigantyczna! Mała jest bardzo sprawna i bardzo szybka, nie nadązałam za nią i odruchowo mówiłam NIE - nie rusz, nie wchodż, nie dotykaj!!!! Tymczasem ona normalnie wsystko to robi i dziecina bardzo była oburzona ( i słusznie) że ją strofuję. Człowiek zbyt szybko przechodzi do przedziału: "inne pokolenie"! Najmilszego!
UsuńJa zawsze wracam chora z każdego tam pobytu -oczywiście chora w sensie psychicznym. Po prostu kiedyś się dzieci inaczej "hodowało".
UsuńNp.moi wnukowie cały czas biegają po domu boso, bez kapci i skarpet, bez względu na porę roku. Musi być naprawdę bardzo zimno by raczyli być w skarpetkach. Nigdy nie byli kapani codziennie, nawet w wieku niemowlęcym. Brudne łapska w buzi to codzienność, a mnie mdli na ten widok. Tak sobie kiedyś pomyślałam, że nawet mój jamnik był bardziej higienicznie hodowany. Masz rację - już jestem tym innym, starym pokoleniem.
Napisz trochę o tej malutkiej - uwielbiam takie małe panienki.
Anabell, dobrze się rozumiemy : problem dokładnie ten sam.
UsuńOpiszę malutką moze teraz na blogu.
Piękny ten motylek w odbu postaciach. A mój najmłodszy wnuk to też Stasio
OdpowiedzUsuńKrzysztofie, bo to piękne imię, po jego znakomitym dziadku.
Usuń