Obserwatorzy
poniedziałek, 13 sierpnia 2012
KIEDYŚ W KROŚNIEWICZANACH cz 13
Słońce nie zwracając uwagi na smutną uroczystość świeciło mocno i dzień zapowiadał się pogodny.
W Krośniewiczanach, od świtu trwały przygotowania do stypy. Wyglądało na to, że przyjedzie kilka znajomych rodzin i sąsiadów z okolicznych majątków. Jednak ani pan Krzywicki, ani Aleks, ani cała rodzina Anny nie zostali zawiadomieni. Annie było przykro z tego powodu, tym bardziej, że panią Krzywicką bardzo ceniła i lubiła. Czuła się zagubiona i bezbronna, jednak potrzeba objęcia kierownictwa nad służbą tego dnia odwróciła jej uwagę od wspomnień i obaw. Nata zajmowała się przyjezdnymi i Karol bardzo jej w tym pomagał. Był dowcipny, uroczy i świetnie zabawiał nadjeżdżających wciąż nowych gości.
Anna zajęta wydawaniem dyspozycji nie orientowała się dokładnie kto kiedy przyjechał.
Czas nieubłaganie pędził i stwierdziła, że ma tylko pół godziny, aby przygotować się do drogi, bo inaczej zostanie we dworze.
Pobiegła do swojego pokoiku i szybciutko szykowała się na żałobną uroczystość. Była już prawie gotowa, wyjrzała przez okno, aby zobaczyć, czy już podjeżdżają powozy, ale jej uwagę przyciągnął młodzieniec, który wydał jej się tak bardzo podobny do Złotowłosego!
Zamarła. Serce tłukło jej się w piersi jak oszalałe, nie mogła się ruszyć pomimo świadomości, że to tylko złudne wrażenie.
Musiała chwilę odczekać, bo nogi odmawiały jej posłuszeństwa. O mało się nie spóźniła, wybiegła w ostatniej chwili i wsiadła do bryczki w której siedziała część służby jadąca na mszę.
Anna cieszyła się, że do kościoła jechało się prawie godzinę, miała czas na opanowanie drżenia rąk i bicia serca. Udając że się modli powtarzała w myśli zdanie: - Muszę być spokojna i dzielna w imię mojej miłości!
Pod kościołem już spokojnie wysiadła i patrząc pod nogi dotarła do bocznych ławek. Tam w półcieniu zasłuchała się w organy i głos proboszcza grzmiący z kazalnicy.
Całą łacińską mszę znała na pamięć i lubiła pod nosem wtórować księdzu, ale dzisiaj wszystko jej się myliło i musiała poprzestać na słuchaniu.
Szybko jednak wyłączyła się i zamyśliła nad skomplikowaną sytuacją, ale gdy klęczała przy podniesieniu, doznała olśnienia, że przecież ksiądz musi wiedzieć więcej od innych i że ona pierwsze kroki skieruje właśnie do niego. Ta myśl kojąco wpłynęła na jej duszę.
Kościół był pełen, gdy zabrzmiała pieśn końcowa i wszyscy zaintonowali ją wraz z organistą o pięknym barytonie Anna pomyślała, że tak muszą brzmieć chóry anielskie!
W tłumie wybijał się też piękny, czysty i donośny głos Naty.
- Chociaż to jedno - piękny pogrzeb otrzymała pani Krzywicka. Teraz osądzać ją już tylko może sam Bóg w Niebiesiech – myślała Anna ze wzruszeniem.
Goście wracali na stypę.
Anna stała ze spuszczoną głową, starała się nie rozglądać, aby znowu nie wpaść w histerię. Nie miała pojęcia, kto to jest taki łudząco podobny do Złotowłosego, ale nie chciała dociekać prawdy, bojąc się kolejnych rozczarowań. Tym razem też skorzystała z bryczki dla służby.
Korowód bryczek, dwukółek, land i powozów niespiesznie dojeżdżał o Krosniewiczan.
Nata z Karolem witali wszystkich w progu salonu.
Wyglądali razem fantastycznie. Ona smukła, wyniosła i posągowa, on niski, grubawy, jowialny, dowcipny – zestawienie całkowitych przeciwności, ostro widoczne, gdy tak stali obok siebie.
Wytworny kostium sprowadzony z Paryża świetnie leżący na Nacie zwracał uwagę przybyłych kobiet, zaś inteligencja Karola i jego poczucie humoru wprawiało panów w słuszne kompleksy.
Stół w jadalni został skromnie, ale elegancko nakryty na dwadzieścia dwie osoby. Przy każdym nakryciu stał maleńki kryształowy kieliszek z fioletowym astrem. Obok talerzyków leżały w srebrnych opaskach białe lniane serwetki z wyhaftowanym liliowym monogramem państwa Krzywickich i bzem na narożnikach. Porcelanowy serwis z fiołkami na brzegach, rozstawiony był dokładnie w równych odległościach a przy talerzach równiutko, jak w wojsku położone były błyszczące, srebrne sztućce. Na bocznych stolikach stały w jasnych wazonach astry w różnych odcieniach fioletu, co z białymi muślinowymi firankami i białymi meblami stanowiło piękną, estetyczną całość.
Jadalnia przedstawiała wygląd elegancji i smaku i była dziełem stworzonym przez Natę.
Po chwili wszyscy siedzieli na swoich miejscach na które kierowała ich gospodyni.
Anna usiadła przy pani Rajgrodzkiej, którą pamiętała z dawnych lat. Nie lubiła jej bo wtedy wydawała się być zbyt bezpośrednia i głośna, ale teraz nie miało to żadnego znaczenia. Drugie krzesło z lewej strony pozostawało puste, choć Anna zajęta rozmową, wcale na to nie zwróciła uwagi.
- Już dawno powinien być podany bulion!- stwierdziła Anna, gdy omówiła już z panią Rajgrodzką spotkanie sprzed lat.
Goście zajęci rozmowami, dyskretnie rozglądali się oczekując poczęstunku.
Anna, przeprosiła panią Rajgrodzką, wstała i pośpiesznie ruszyła do kuchni.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Joasiu już sobie wyobraziłam ten pięknie nakryty stół, było pięknie ...:) A niespodzianki - lubię?!
OdpowiedzUsuńI czekam na dalszy ciąg ...
Serdecznie pozdrawiam.
JaGuś, wiesz, że piękne nakrycie to połowa sukcesu! Pozdrawiam Cię.
UsuńChoć się powtarzam.
OdpowiedzUsuńnapiszę, że czytam sumiennie,
a zaglądam codziennie,
jedna moja wada, że mało
komentują,
ale ja nie lubię pisać
o tym, czego nie znam.
Bardzo dziękuję
za najserdeczniejszy
z wszystkich wpisów.
LW
Jantoni, mnie wystarczy że zaglądasz. Rymami sprawiłeś, że wysilam swoje bardzo szare i nieliczne komórki
Usuńdo wysiłku. NIGDY wcześniej nie napisałam żadnego
rymującego się tekstu. Tak więc, to ja wyrażam Tobie wdzięczność za to, że mam powód do takiej znakomitej gimnastyki.
Żebyś Ty wiedziała jak ja czekam na każdy następny odcinek....
OdpowiedzUsuńI proszę Cię zajrzyj do poczty.
Pozdrawiam serdecznie
Stokrotko,dla takich słów warto pisać! Piękny komplement! Dziękuję. Już odpisałam. Pozdrówka!
UsuńPrzeczytałam zaległości, teraz czytam na bieżąco, czekam niecierpliwie na dalej. Wybacz milczenie, szkoda że jak byłas w Wawce nie dałaś znać, chetnie bym sie spotkała.
OdpowiedzUsuńMarkita
Markita, jak mi miło, że jesteś! Przyjeżdżam jak zawsze biegiem i biegiem wracam, ale spróbuję jeszcze trochę normalniej odwiedzić stolicę.
UsuńAleż się wszystko pokomplikowało! Masz wspaniałe wyczucie stylu i atmosfery.
OdpowiedzUsuńPandorra
Pandorrko, a ja nie mogę się doczekać Twojej publikacji!!!!!!!!!!!!!!!!!Do tego zżera mnie ciekawość co tam się dalej z Patykami?
UsuńNie wiem na którym Patyku stanęłaś, ale właśnie zaczęłam czwarty. Jest w Drewutni do poczytania. Na razie pierwszy nie spotkał się z aprobatą wydawcy, niestety, ale nie tracę nadziei.
UsuńPandorra
Pandorrko, wysyłaj do innych!! Dzięki, czy mogę zajrzeć w poniedziałek?Proszę jeszcze nie zamykaj Drewutni!mam przerwę w całej jednej części, ale trudno, wytrzymam do publikacji.
UsuńStęskniłam się za Tobą, ale nie mam zwyczaju odwiedzać internetu, kiedy jestem poza domem. Zaraz nadrobię zaległości, chyba mnie coś ominęło. Piękny opis tego stołu, wypisz wymaluj jak u mojej babci. Teraz o tę kulinarną estetykę dba się jakby mniej, choć ja zawsze się staram i sprawia mi to ogromną przyjemność. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńI mnie tęskno, ale życie na czas, utrudnia spotkania dla ducha nawet na stronach internetu. Teraz i ja rzadziej się produkuję bo mam wnusia.Pozdrawiam!
UsuńO kurczę! Właśnie czytam zaległości. Droga numer 7 i 4 km w bok. Niech to! A zdaje się, że byłam stosunkowo niedaleko. Niech to! Nigdy sobie nie wybaczę. A więc do następnego roku?
OdpowiedzUsuńAurelio, do najbliższego, następnego razu!!!!Czekam w otwartych dla Was drzwiach.
UsuńWraz z czytaniem rosnie apetyt na ciag dalszy! czy ukaze sie w formie ksiazki Joasiu? Lubie miec ulubione dziela w calosci pod reka :)
OdpowiedzUsuńKochana Laviolette, Wszystko będzie zależało, czy wystarczy mi pomysłu na całą książkę. Nie mam chyba tyle cierpliwości, ale robię próbę. Nie mam pojęcia co z tego wyniknie.
UsuńJoasiu, nareszcie utknęłam u Ciebie. O, jak mi tu dobrze. szkoda, że tak mało. Malujesz wzruszające obrazki klawiaturką. To się nie czyta, to się widzi, czuje i smakuje. Mocno ściskam
OdpowiedzUsuń