Przyjmijmy, że ta młodsza, grubsza i sprytniejsza nazywała się Muszalska (nazywała się bardziej dowcipnie, ale nie pamiętam!).
Drugi
kot, starszy podziwiał pomysły Muszalskiej zwłaszcza, że ona łakomczuch i spryciara, nauczyła się otwierania drzwi lodówki. Właściciele kotów i lodówki nie mogąc dać sobie rady z Muszalską, postanowili zamontować
haczyk zabezpieczający drzwiczki.
Gdy haczyk skutecznie zabezpieczył lodówkę, Muszalska już od świtu kolejnego dnia rozpracowywała zaistniałą sytuację. Drugi kot ze szczytu lodówki robił co mógł, aby jej pomóc. W efekcie szarpania od góry i od dołu drzwiami, haczyk podskoczył, drzwi się odchyliły a Muszalska w jednej sekundzie wsunęła się cała do wymarzonej spiżarni! W następnej sekundzie drzwi zamknęły się i haczyk pod swoim ciężarem opadł......
Gdy
gospodarz otworzył przed śniadaniem lodówkę wyskoczyła na niego Muszalska,
wyglądająca jakby miała trwałą sztywną ondulację, wzorowaną na wielkim
jeżu. Jeż połączony był z ogromną, białą szczotką do mycia butelek w którą zamienił się zestresowany i zlodowaciały ogon Muszalskiej.
Nurtuje mnie tylko pytanie, czy teraz lodówka zamykana jest na kłódkę, bo jak na elektronikę to Muszalska w zespole i z tym da sobie radę!
=============
Zajrzałam na zaprzyjaźniony blog, gdzie są opisane przejścia ze skanerami na granicy.
Natychmiast mi się przypomniała przygoda, gdy odwiedziłam miasto stołeczne.
Właśnie zachciało mi się pójść na zakupy już nie do marketu prowincjonalnego, ale do wielkiego supermarkeciaka!
Kulturalnie wzięłam wielki wózek, udając stałą bywalczynię i wparadowuję przez najbliższą bramkę.
Nie spieszyłam się i delektowałam rozrywkowym charakterem pobytu w markeciaku. Już w połowie bramki rozległ się wibrujący dzwonek. Zatrzymałam się z wrażenia bo dźwięków tak głośnych nie lubię.
Dobrze zrobiłam, bo ochroniarz, który mnie napadł, był mniej więcej w moim wieku, więc jak bym normalnie robiła zakupy, to by mnie nie dogonił.
Okazało się, że to właśnie ja dzwoniłam???? Zdziwiłam się.
- Może ma pani jakieś karty, bo one czasami dzwonią?
- Mam parę, jedna ze stacji benzynowej, z apteki, z fajnego Towarzystwa, starą jakąś nieaktualną , wymieniałam te które przychodziły mi do głowy...ale ma pan tutaj całe opakowanie.
Ochroniarz trzymając etui z kartami dał znak abym przechodziła.
drrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr Cofam się.
- Może klucze?
oddaję klucze.
drrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr.Cofam się.
Na wszelki wypadek oddaję torebkę.
drrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr.....Cofam się..
- Może coś w płaszczu?
Zdejmuję płaszcz.
drrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr Cofam się.
czapka..szallik...buty....zostaję w leginsach i sztruksowej koszuli-bluzie i nie rozbiorę się już z niczego więcej na środku markeciaka, tym bardziej, że zbiera się już kółko zainteresowanych wywołanych częstotliwością wibrującego dzwonka.
Pan ochroniarz zachowując miły uśmiech i zimną krew dzwoni do kolegi, aby mnie zabrał na osobistą.
Z jednej strony to słyszałam że na osobistej to kobiety sprawdzają kobiety, ale z drugiej strony taka okazja....
Zjawia się kawał odżywionego chłopa, grzecznie prosi abym z nim się udała. Idę przez cały długi markeciak, płaszcz na ręku, swobodnie, a każda z mijanych 15 bramek przy kasach dzwoni po kolei jak oszalała.
Mówię wam, jakby jakaś gwiazda nie z tej ziemi paradowała!
Pytam: to ja uruchamiam ten wibrator?
-Tak, z uznaniem w głosie odpowiedział Młodydobrzedżywiony.
Po wyczerpującym spacerze dotarliśmy do norki ochroniarza, który wyjął z szuflady jakiś metalowy lizak na kiju i udawał, że mnie nim głaszcze. Nie wie, że nie gustuję w takich zabawach, ale w pewnym momencie i to tałatajstwo zaczęło gwizdać.
-Jest! - wykrzyknął ochroniarz w momencie, gdy lizak był na wysokości mojej pachy, a właściwie serca...może piersi?!
Dobrzeodżywiony kazał mi zajrzeć pod bluzę w tym miejscu.
Odwróciłam się do niego tyłem i dyskretnie zajrzałam pod bluzę, a tam.... przytwierdzona metka chipowa.
Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że bluzę dostałam od przyjaciółki, która kupiła ją dla syna przed pięcioma laty w ciucholandzie. Syn ani razu jej nie włożył, wyrósł już z tego rozmiaru, a mnie spodobał się wyjątkowo kolor i świetny prosty fason maskujący moje słabe strony.
ps.Dzwonki wibracyjne zniosłam z podniesioną głową, ale dla "sercowych" takie owacje są prawdopodobnie zabójcze.
===================
A to z ostatniej chwili.
Dziecię urocze, też się śmieje, więc chwyciłam za ołówek, aby ten rozbrajający wyraz buźki zatrzymać na dłużej..
No i pięknie uśmiechnięta niedzielka od samego rana...:o)
OdpowiedzUsuńGordyjko, są też chwile na uśmiech!...;o)
UsuńŁadnie opisane. Nie tylko oko portrecistki w Tobie. Gratuluję, Joasiu!
OdpowiedzUsuńwitekk, czasami lubię kwieciście opowiedzieć..zwłaszcza wtedy, kiedy nie mogę wyładować się w malowaniu. Ale już stoję za sztalugą.
UsuńDziękuję za pochwałę. Pozdrawiam!
Gdyby mi kot rano wyskoczył z lodówki to bym chyba zemdlała z wrażenia.Z tego dzwonienie wynika, że znaczniki na metkach mają powierzchnię dostosowaną do odbioru przez skanery przeciwkradzieżowe- i całe szczęście, bo w innym przypadku reagowałyby na rozruszniki serca i wszelkie inne medyczne "wstawki" , np. klamry, którymi są zespolone mostki po operacji serca czy też na implantowane stawy biodrowe lub kolanowe oraz na różne kawałki metalu, które ze sobą często nosimy. No ale nie była to miła przygoda.
OdpowiedzUsuńDziecina się uśmiecha tak, jakby coś przeskrobała a nikt się jeszcze nie zorientował co zrobiła.
Ładny ten portrecik, a portreciki dzieci, wbrew pozorom, wcale nie są łatwe.
Serdeczności;)
Anabell, wiesz wtedy właśnie tak pomyślałam,: -nic nie mam , ale i żadnych implantów też nie posiadam więc co to tak uruchamia dzwonki?
UsuńMuszalska stale wchodziła im do lodówki, ale wtedy zaskoczenie i tak było kosmiczne.
Uściski!
Kocia historia przednia :)))). Bramkowa też....Tyle, że inaczej wygląda zderzenie z elektroniką u kogoś, jak oblewać sie zimnym potem i wstydem samemu :(my z Siostrą na lotnisku).
OdpowiedzUsuńPortrecik prześliczny :-)
Maradag,z kotów sama śmiałam się do łez!
UsuńWasza przygoda nieprzyjemna i wcale bym tam nie chciała być. Współczuję tych wrażeń.
Uściski i pozdrowienia!
Piękna buzia
OdpowiedzUsuńi przygoda.
W oczkach psota,
Usuńpsota w kotach,
tylko dzwonki-
zła robota!
Hahaha..., ale się uśmiałam z tej Twojej sklepowej przygody i kociej inteligencji. A dziecię piękne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
JaGa, ja już tam, wtedy widziałam napisany ten tekst. No, bo uczciwym tak się trafia. Ci którzy wynoszą rozmyślnie, znają swoje sztuczki.A koty, sama śmiałam się do łez.
UsuńDziecina urocza sama w sobie!
RADOSNYCH ŚWIĄT WIELKANOCNYCH - WESOŁEGO ALLELUJA
UsuńJaGuś dziękuję Kochana i wzajemnie!!!
UsuńUrocze dziecię :) pięknie zatrzymane w kadrze twoją dłonią, a wiesz Joasiu, ja też ciągle "wibruję", już się nawet nie denerwuję przechodząc przez bramki :) Sciskam
OdpowiedzUsuńAguś, uczciwi nie potrafią się zabezpieczyć, bo nie mają nic na sumieniu a ci co wynoszą są przygotowani i nie dzwonią. To nasze paradoksy.
UsuńBuziaki! ;)
Joasiu opowieść z kotem jest przednia. Wiem, że opowiedziałaś to z życia, a ja znalazłam kiedyś fajny wierszyk o kocie, tak przypadkowo i bardzo mi się spodobał. A przygoda z bramkami to przykre przeżycie, mimo, że teraz śmiejesz się z tego. No cóż, tak to jest jak nie oglądamy prezentów :) Joasiu obrazek prześliczny, oddałaś cały urok tego fajnego bobasa. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńRinko, koty w zespole nieźle narozrabiały. A dzwonienie było bardzo nieprzyjemne (oczywiście).
UsuńCieszę się że Malutka się podoba!
Uściski!! ;)
Muszę Ci powiedzieć że ta Muszalska z pewnością ma wyższy iloraz inteligencji niż ja. Bo wczoraj wpisałam tu bardzo długi komentarz opisujący swoje przygody z malutkim koteczkiem którego otrzymałam na 1-dniowe przechowanie a także przygodę na bramce w jednym z supermarketów. bo też mnie wzięli na osobistą i potem tak to odchorowałam, że 3 dni mnie migrena męczyła.
OdpowiedzUsuńNo to już wszystko wiesz. i jak się domyślasz zapomniałam ten mój wywód opublikować.
I przed chwilą zajrzałam żeby zobaczyć co mi odpisałaś - a tu głucho wszędzie i ciemno wszędzie....
ale dzidzia to jest ślicznie namalowana.
Muszalska pracowała zespołowo, więc nie bądź aż tak krytyczna wobec siebe!
UsuńHistorię koteczka proszę bardzo opowiedzieć, a o bramce, jak będziesz miała ochotę.
Ślę buziaki dla Ciebie i równie wrażliwego Twojego ilorazu
Dopiero dziś poczytałam - uśmiałam się do łez.Przygoda w sklepie - no cóż, zawsze można się pośmiać....póżniej.
OdpowiedzUsuńKorzystając z okazji Wszystkiego dobrego ...świątecznie.
Renata, na szczęście czasami jest śmiesznie, a jak nie jest, to można to śmiesznie ująć!
UsuńDzięki za życzenia, ja ciągle opóźniona! I tobie ..Świątecznie!
Fantastyczna przygoda;)
OdpowiedzUsuńNaturalne metody, dziękuję za odwiedziny, wracaj, chociaż ja coraz rzadziej coś piszę. :)
UsuńJoasiu, wszystkiego nalepszego z okazji Swiat!
OdpowiedzUsuńMoc serdecznosci przesylam:)
Portrecik dzidziolka uroczy! I co pozbylas sie tego czipa? Mnie takie sytuacje zdarzaja sie na porzadku dziennym, wszystko jest juz "oczipowane" nawet majtki. I kiedy ekspedientka niezauwazy i nie zdjemie ustrojstwa, to powrot do sklepu jest nieunikniony:(
Atanerku, dziękuję za życzenia, wzajemnie!
UsuńTak, chip odcięty, już nie dzwonię, chociaż czasami to aż się chce narobić hałasu! ( zwłaszcza jak podnoszą ceny!) Buziole!