Tyle się dzieje!
Była Noc Kupały w Ciechanowie, była rekonstrukcja bitwy polsko-bolszewickiej 1920r w Ratowie, było Święto Sołtysów w Lesznie i inne spotkania, które można opisywać i
opowiadać, ale ja tym razem piszę o mojej wizycie na targu.
Pojechałam na targ
w celu dokupienia dwóch kurek niosek. Bo przyjemne może być
połączone z pożytecznym. Moja zachłanność wynikała z tego, że
niezwykłej urody biały kogut zamęczał tylko jedną kurkę, która
z tego wyróżnienia stała się wprost nie do wytrzymania. Ta
właśnie tleniona blondyna, która zawładnęła „umysłem”
koguta (nazwałam go Królewiczem), dziobie pozostałą resztę i
rozsadza po kątach. Jej dwie szare, cętkowane koleżanki,
bliźniaczki skutecznie migają się od zalotów Królewicza.
Pomyślałam, że Tleniona zbyt długo nie pociągnie przy tak
wielkich potrzebach Królewicza.
Straganów
oferujących drób było kilka. Ogarnęło mnie przerażenie, bo już
zapomniałam jak to wygląda z bliska. Upał niemiłosierny, ptactwo
na słońcu ledwie zipie, sprzedawcy chwytają w taki sposób, że od
razu powinni mieć zasądzone kary dożywocia za znęcanie się a ja
zamiast oglądać co mam kupić tak jestem zestresowana, że chwytam
dwie najbardziej nieszczęśliwe kury na których klatkach leży
jajko (że to niby nioski).
Wniosłam je do
kurnika, dałam jeść i pić, co nie było łatwe, bo one
zachowywały się jakby trochę były opóźnione w rozwoju.
Przesiedziałam z nimi godzinę, aż przyszła pora na moje nioski.
Tleniona wraz z jedną bliźniaczką wkroczyły aby wejść do
gniazd-koszyków i znieść jajo ale nagle zobaczyły te nowe: nie
da się opisać wrzasku jaki zrobiła Tleniona i jak zaczęła je
gonić aż musiałam chwycić na ręce nowe lokatorki.
Niestety karmienie, pojenie i wyjście na spacer tego dnia były tłumaczone w
zmniejszonym wymiarze, aby kury w ogóle mogły wyjść z ogólnego
szoku.
Rudą nazwałam
Pelagia, bo ma duży grzebień zwisający jej na jedno oko, podobnie
jak rude włosy pewnej sprzedawczyni. Białą dokupiłam z
premedytacją, myśląc że jej szczupła figura zrobi wrażenie na
Królewiczu. Niestety różnica w masie i kondycji nowych lokatorek
bardzo jest dla nich niekorzystna. Królewicz nawet startuje do
swojego popisowego tańca wokół nich, ale żadna nie wie o co
chodzi i on w połowie rezygnuje. Po co ma robić aż taki wysiłek,
jak one głupie...
Na drugi dzień,
pomimo że mam terminową pracę, w kurniku spędziłam parę godzin,
przemawiając, tłumacząc karmiąc z ręki, pojąc z ręki Pelagię,
bo ona jest wciąż w szoku.
Trzeci i czwarty
dzień wychodzimy na spacery, to znaczy wynoszę kury na ręku na
trawnik a one natychmiast wracają do kurnika. Moje dwie nioski
dalej pokrzykując pchają się do gniazd, ale dwie pozostałe albo
przestały się nieść w oznace protestu, albo chowają jajka gdzieś
w kniei wokół domu.
Kolejny dzień
usiłowałam chodzić za kurami, żeby to sprawdzić. Straciłam cały
dzień i nic nie wypatrzyłam.
Dzisiaj wyniosłam
Pelagię i tą drugą. Ta biała jest chuda i żylasta, do tego nie
ma połowy upierzenia, a więc tylko ze względu na ogon podobny do
indiańskiego pióropusza otrzymała ode mnie imię Gienia.
Gienia szybciej
załapała co i jak i nawet postukiwała Pelagię po grzebieniu, żeby
tamta wyszła ze stuporu i ruszyła do boju, ale Pelagia wie swoje.
Już dwa dni
zostawiałam je pod mirabelką, gdzie jakiś czas przesiadywały nie
oddalając się zbytnio, ale mirabelka jest niedaleko kurnika i
wędrujące mieszkanki zawsze robiły im nalot. Gienia trafiała do
kurnika, gdzie znalazła swoją kryjówkę na grzędzie ale Pelagia
wczoraj znalazła się w gałęziach i stała tam bez ruchu aż ja
przyszłam i ją wyciągnęłam.
W kurniku, gdy była na ziemi i
wracały kury, natychmiast wchodziła między moje nogi szukając
ratunku. Na spacerze dreptała tylko do moich nóg jak zrobiłam krok
do przodu.
Niestety pracę
muszę wykonać i tydzień zajęty kurami wszystko mi opóźnił. Chcąc
zupełnie usamodzielnić Gienię i Pelagię wyprowadziłam je
dzisiaj w znane im miejsce i więcej nie zaglądałam. Przyszłam po
obiedzie zamknąć kurnik a tu Pelagii nie ma.
Wszystkie siedzą już
na nocnych miejscówkach, a Pelagii ani śladu. Chodzę, szukam,
zaglądam. W końcu wołam!
I nagle ruda kula
która nigdy nie biegała, pędzi do mnie kłusem! Pal sześć
robotę, musiałam chwycić Pelagię na ręce i przytulić i
pogłaskać bo jak się nie wzruszyć taką oznaką przywiązania?
Wyszło na to, że tylko będzie przyjemne, bo pożytecznego ani
śladu: Liczyłam na sześć jajek codziennie a mam tylko dwa, ale
zyskałam za to dwie opóźnione w rozwoju Przyjaciółki, zwłaszcza
jedną.