Obserwatorzy

sobota, 23 czerwca 2018

POŻYTECZNE I PRZYJEMNE


Tyle się dzieje! Była Noc Kupały w Ciechanowie, była rekonstrukcja bitwy polsko-bolszewickiej 1920r w Ratowie, było Święto Sołtysów w Lesznie i inne spotkania, które można opisywać i opowiadać, ale ja tym razem piszę o mojej wizycie na targu.
Pojechałam na targ w celu dokupienia dwóch kurek niosek. Bo przyjemne może być połączone z pożytecznym. Moja zachłanność wynikała z tego, że niezwykłej urody biały kogut zamęczał tylko jedną kurkę, która z tego wyróżnienia stała się wprost nie do wytrzymania. Ta właśnie tleniona blondyna, która zawładnęła „umysłem” koguta (nazwałam go Królewiczem), dziobie pozostałą resztę i rozsadza po kątach. Jej dwie szare, cętkowane koleżanki, bliźniaczki skutecznie migają się od zalotów Królewicza. Pomyślałam, że Tleniona zbyt długo nie pociągnie przy tak wielkich potrzebach Królewicza.
Straganów oferujących drób było kilka. Ogarnęło mnie przerażenie, bo już zapomniałam jak to wygląda z bliska. Upał niemiłosierny, ptactwo na słońcu ledwie zipie, sprzedawcy chwytają w taki sposób, że od razu powinni mieć zasądzone kary dożywocia za znęcanie się a ja zamiast oglądać co mam kupić tak jestem zestresowana, że chwytam dwie najbardziej nieszczęśliwe kury na których klatkach leży jajko (że to niby nioski).
Wniosłam je do kurnika, dałam jeść i pić, co nie było łatwe, bo one zachowywały się jakby trochę były opóźnione w rozwoju. Przesiedziałam z nimi godzinę, aż przyszła pora na moje nioski. Tleniona wraz z jedną bliźniaczką wkroczyły aby wejść do gniazd-koszyków i znieść jajo ale nagle zobaczyły te nowe: nie da się opisać wrzasku jaki zrobiła Tleniona i jak zaczęła je gonić aż musiałam chwycić na ręce nowe lokatorki.
Niestety karmienie, pojenie i wyjście na spacer tego dnia były tłumaczone w zmniejszonym wymiarze, aby kury w ogóle mogły wyjść z ogólnego szoku.
Rudą nazwałam Pelagia, bo ma duży grzebień zwisający jej na jedno oko, podobnie jak rude włosy pewnej sprzedawczyni. Białą dokupiłam z premedytacją, myśląc że jej szczupła figura zrobi wrażenie na Królewiczu. Niestety różnica w masie i kondycji nowych lokatorek bardzo jest dla nich niekorzystna. Królewicz nawet startuje do swojego popisowego tańca wokół nich, ale żadna nie wie o co chodzi i on w połowie rezygnuje. Po co ma robić aż taki wysiłek, jak one głupie...
Na drugi dzień, pomimo że mam terminową pracę, w kurniku spędziłam parę godzin, przemawiając, tłumacząc karmiąc z ręki, pojąc z ręki Pelagię, bo ona jest wciąż w szoku.
Trzeci i czwarty dzień wychodzimy na spacery, to znaczy wynoszę kury na ręku na trawnik a one natychmiast wracają do kurnika. Moje dwie nioski dalej pokrzykując pchają się do gniazd, ale dwie pozostałe albo przestały się nieść w oznace protestu, albo chowają jajka gdzieś w kniei wokół domu.
Kolejny dzień usiłowałam chodzić za kurami, żeby to sprawdzić. Straciłam cały dzień i nic nie wypatrzyłam.
Dzisiaj wyniosłam Pelagię i tą drugą. Ta biała jest chuda i żylasta, do tego nie ma połowy upierzenia, a więc tylko ze względu na ogon podobny do indiańskiego pióropusza otrzymała ode mnie imię Gienia.
Gienia szybciej załapała co i jak i nawet postukiwała Pelagię po grzebieniu, żeby tamta wyszła ze stuporu i ruszyła do boju, ale Pelagia wie swoje.
Już dwa dni zostawiałam je pod mirabelką, gdzie jakiś czas przesiadywały nie oddalając się zbytnio, ale mirabelka jest niedaleko kurnika i wędrujące mieszkanki zawsze robiły im nalot. Gienia trafiała do kurnika, gdzie znalazła swoją kryjówkę na grzędzie ale Pelagia wczoraj znalazła się w gałęziach i stała tam bez ruchu aż ja przyszłam i ją wyciągnęłam. 
W kurniku, gdy była na ziemi i wracały kury, natychmiast wchodziła między moje nogi szukając ratunku. Na spacerze dreptała tylko do moich nóg jak zrobiłam krok do przodu.
Niestety pracę muszę wykonać i tydzień zajęty kurami wszystko mi opóźnił. Chcąc zupełnie usamodzielnić Gienię i Pelagię wyprowadziłam je dzisiaj w znane im miejsce i więcej nie zaglądałam. Przyszłam po obiedzie zamknąć kurnik a tu Pelagii nie ma. 
Wszystkie siedzą już na nocnych miejscówkach, a Pelagii ani śladu. Chodzę, szukam, zaglądam. W końcu wołam!
I nagle ruda kula która nigdy nie biegała, pędzi do mnie kłusem! Pal sześć robotę, musiałam chwycić Pelagię na ręce i przytulić i pogłaskać bo jak się nie wzruszyć taką oznaką przywiązania?
 Wyszło na to, że tylko będzie przyjemne, bo pożytecznego ani śladu: Liczyłam na sześć jajek codziennie a mam tylko dwa, ale zyskałam za to dwie opóźnione w rozwoju Przyjaciółki, zwłaszcza jedną.

8 komentarzy:

  1. Joasiu, oplułam ze śmiechu monitor, bo nieopatrznie wzięłam łyk herbaty! Może powinnaś tym nowym zrobić na razie jakiś wydzielony wybieg, żeby się te zadomowione do nich przyzwyczaiły.Tak jak robią w ogrodach ZOO gdy wprowadzają nowe zwierzaki do nowych? Może kury też muszą się wpierw przez siatkę obwąchać i naoglądać żeby się jakoś polubić? Popytaj na wsi, pewnie będą wiedzieli co z tym fantem począć. Bo szkoda tych dwóch nowych "panienek". A może one za młode na koguta? Zupełnie się na tym nie znam i pewnie bredzę;)))
    Buziam;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anabell, masz rację one muszą być na jakiś czas oddzielone, bo stałe mieszkanki są bojowe i wagi ciężkiej a te piórkowej( bez połowy piór), nie wspominam o intelekcie.

      Usuń
  2. Tak czy inaczej wyszla Ci na wesoło praca naukowa o mało inteligentnych kurach nioskach....
    Szacun :-)))

    OdpowiedzUsuń
  3. A przytulałabyś, nosiła, siedziała z nimi w kurniku, jakby po kurzemu jaja niosły ??
    Intelekt Twoich kur jest na swoim miejscu...Śmiem nawet twierdzić, że to wyjątkowo inteligentne egzemplarze...;o)
    Ale com się pośmiała, to moje...;o)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gordyjko, ja teraz nie siedzę w kurniku, tylko na "tarasie" a cała kurza gromadka z Elvisem na czele zjawia się natychmiast. Nie daj Boże żebym cokolwiek konsumowała bo skaczą do ręki i wydziobują, więc nie ma mowy by cokolwiek dotarło do mych ust.

      Usuń