Obserwatorzy

piątek, 6 września 2013

VI REKONSTRUKCJA OD MOJEJ STRONY I PRZEZ OBIEKTYW DANUSI GASTOŁEK

Przyjaciółka tłumaczyła powoli i dobitnie: - wnuk, rodzina i bliscy są na pierwszym planie i powinni być dla ciebie najważniejsi!
- Ależ są! Zawsze, tylko, że ja z jednej strony bardzo bym chciała brać udział w rekonstrukcji a z drugie,j mam bardzo ciekawy kolejny plener w tym samym czasie.
 No, więc w tym roku nie biorę udziału w „Nalocie” stwierdziłam z żalem pod koniec rozmowy.
Rozmówczyni uspokojona moimi zapewnieniami, pożegnała się i odłożyła słuchawkę.
Dwa dni późnie,j gdy za nieobecnych miałam wysłuchać informacji, aby im móc je przekazać i Mariusz Tarnożek, reżyser widowiska powiedział: - do obsadzenia jest jeszcze śmierć… rzuciłam się natychmiast wołając: - to ja! To ja! Proszę!  
Nie wiem dlaczego wśród tych białych i czarnych charakterów zobaczyłam niezwykłą, drapieżną czerwoną postać, która była tak niesamowita, że zapragnęłam się w nią wcielić. 
No i zaczęło się. Codzienne próby. Nie dlatego, że moja rola była jakaś wybitna, tylko dlatego, że trzeba było zgrać wszystkie wejścia i wyjścia postaci z różnych scen etiud i solówek.
 Wielka ilość dzieci w wieku szkolnym w pierwszym momencie przerażała, że nie dadzą rady ale potem swoją energią i siłą nakręciła całe widowisko.




Kostium śmierci wydaje się być całkiem prosty, jednak w Mławie znalazłam tylko jeden kawałek czerwonej materii nadającej się do tego celu. Bałam się go pociąć, bo w razie błędu nie ma nic na poprawki. Upięłam razem z kawałkiem  znalezionym w domu. Na głowę zbudowałam przyłbicę drapieżnika. Gdy wypłynęłam zza kulis na scenę wszyscy buchnęli śmiechem, bo skojarzyło im się z kogutem!!!!!    To nie przyszło mi do głowy, ale przybranie głowy trzeba zmienić. 
Reżyser ma swoją wizję, której nie umiem odczytać, czuję się okropnie, sama się władowałam a tu nie potrafię trafić w sedno.  Po chwili namysłu decydujemy się podjechać we dwójkę do najbliższych lumpeksów. W jednym z nich znajdujemy piękną suknię wieczorową, długą w której mogę wystąpić , ma kolor silnej , ciemnej czerwieni. Zaistniała baza kostiumu.
 W umyśle reżysera śmierć wciąż pojawia się z wielkimi piórami o których nawet nie ma co marzyć na tym terenie. Z powodu piór wymuszam na instruktorce od teatru przekopanie kilkudziesięciu zalepionych pudeł, gdyż właśnie cały Dom Kultury jest w trakcie przeprowadzki spowodowanej remontem . Znajdujemy okrycie  mające trochę piór, które zupełnie nie pasuje, ale wyławiam dziwną czapę z trzema rogami omotanymi sznurkiem.  Najciekawszy fragment tego czegoś to spiekana część na twarz z wielkimi dziurami na oczy. Gdy pokazałam to coś  Mariusz powiedział: - a gdyby tak te rogi odjąć? 
 Rzuciłam się w poszukiwaniu piły i po niedługim czasie  została mi w ręku niesamowita maska- czaszka o surrealistycznym kształcie. Tylko trochę jeszcze zabiegów z farbką, klejem i gąbką i głowa ubrana. Co dalej?
 Uszyłam skrzydła w kształcie peleryny. 
- Brakuje tylko takiego wielkiego kołnierza powiedział Mariusz. 
Resztki materiału plus drut i maszyna do szycia i po południu już miałam wielki kołnierz na drucianym stelażu, stanowiący tło dla dramatycznej w wyrazie maski. 


Okazało się, że Kaja jest uzdolnioną charakteryzatorką, która doskonale podkreśliła makijażem charakter postaci.
Dla mnie największą trudnością podczas widowiska było wyjście w odpowiedniej minucie, a może nawet sekundzie, gdyż stałam za płachtą-kurtyną i nie miałam pojęcia co dzieje się na scenie. A jednak udało się wszystko i uważam ze ten piękny spektakl wart był tak wielkiej pracy i poświęceń. 



Krytyka wynika z niedokładnej obserwacji spektaklu, ponieważ zawiodły telebimy a dobrze widzieć mogli tylko nieliczni. Stąd tylu niezadowolonych i niedoinformowanych.  Wielka szkoda! Mariusz Tarnożek zrobił niesamowicie dobrą robotę, a cała gromada młodzieży i starszych mieszkańców miasta włożyła całe swoje serce i umiejętności w tą inscenizację. I to się liczy. Liczy się też niekończąca się dyskusja na temat rekonstrukcji.
 Najserdeczniejsze gratulacje składam Mariuszowi Tarnożkowi,  który został uhonorowany medalem wręczonym mu przez burmistrza Mławy.

Następnego dnia w Uniszkach na największej rekonstrukcji militarnej w Europie miało się dużo wydarzyć, aby zadowolić oczy, Prezydenta RP.  Mundurowi rekonstruktorzy poprzyjeżdżali z całej Polski  a nawet z Białorusi. Paweł Rożdżestwieński przygotowujący scenariusz bitwy mławskiej rzeczywiście stanął na wysokości zadania.
 Ludność cywilna stanowiąca tło wszelkich wojen została poinstruowana co ma robić. Pieczę nad nami sprawował Mariusz Tarnożek, również przebrany za cywila przebywającego we wsi specjalnie zbudowanej na potrzeby spektaklu.
Wozy konne, krowę, kozy wszystko wypożyczono dla lepszego realizmu rekonstrukcji.
 Gdy zobaczyłam paniczny strach chłopca, któremu wręczono powróz z kozą i zdenerwowanie jej mlecznej matki, bez namysłu rzuciłam się z propozycją. Tyle lat miałam swoje kozy i tyle z nimi miałam historii opisywanych na poprzednim blogu, jak mogłabym dopuścić, aby ktoś nieumiejętnie się z nimi obchodził. Zabrałam obie kozy i prowadząc je razem znalazłam u kogoś małą kankę do której pod publiczkę doiłam mleko i dawałam dzieciakom do spróbowania. Wszystko układało się pomyślnie. Nagle doszło do nas pocztą pantoflową, że Prezydent zmierza już do nas i trzeba przygotować się do akcji. 
Mieliśmy, (ci  ze zwierzątkami ) jako pierwsi zejść z pola bitwy zabierając najmłodsze dzieciaki na wozach. Nie wiem co się stało, ale niesamowicie zestresowana koza-matka nagle tak bryknęła, że resztka mleka z kanki chlusnęła mi na dłoń w której kurczowo ściskałam powrozy z kózkami.  Linka kozy-matki już wcześniej była naderwana. Tłuste mleko stało się smarem i gdy koza pociągnęła, linka zaczęła mi się wyślizgiwać. Zapierałam się piętami o trawiasty ugór, ale koza wygrała przeciąganie liny, przemknęła się między wozami i poooszła!
 Mariusz natychmiast to zauważył, gdyż w gotowości oczekiwał poleceń przez krótkofalówkę. Natychmiast rzucił się za kozą, odgradzając ją swoim ciałem od pól minowych. Stałam z drugą kózką trzymając ją już za obróżkę i nie mogłam nic zrobić, błagałam młodzież z wozów aby pomogli w obławie Mariuszowi, ale nikt nie reagował.
Rzucona krótkofalówka przemawiała coraz bardziej nerwowo, bo Prezydent był w trakcie przemówienia i zbliżała się godzina „zero” i wtedy zobaczyliśmy  Mariusza powracającego z kozą, który po dwukilometrowym biegu po polach dopadł Mecię. 
Gdy zeszłam ze sceny i ukryłam się w namiocie rozpłakałam się jak dziecko odreagowując tygodniowe napięcie, nerwy przed występem, przygody z kozą i wszystkie wybuchy na polu bitewnym. Przez łzy oglądałam zmagania wojsk i niesamowite walki w powietrzu które były nie lada wyczynem przygotowanym dla specjalnego gościa. 









Z drugiej strony ta wyjątkowa rekonstrukcja przyciągnęła do Mławy całe grono bliskich mi ludzi.
Stokrotka to autorka czytanego przeze mnie bloga, opisującego w bardzo ciekawy sposób poznane przez nią miejsca. Jest ich niemało i wciąż dowiaduję się rzeczy których sama bym nie odkryła.
Spotkanie ze Stokrotką i Szczerbatym (Jej wnukiem) to największa przyjemność ostatnich dni.
Wartościowych ludzi wydaje się być coraz mniej. Należy o nich dbać i ich pielęgnować. Stokrotka i Szczerbaty są u mnie na liście ściśle chronionych postaci!!!!! 
 Wizyta w Mławie oczami widza i gościa została opisana w trzech częściach przez Stokrotkę w tym miejscu
I część     http://prawiewszystkiemojepodroze.blog.onet.pl/2013/09/01/dwa-sznureczki-i-koza-na-polu-bitwy/

II część  http://prawiewszystkiemojepodroze.blog.onet.pl/2013/09/03/dwa-sznureczki-i-koza-na-polu-bitwy-ciag-dalszy/

III część .http://prawiewszystkiemojepodroze.blog.onet.pl/2013/09/05/stasio-i-jego-starszy-brat/comment-page-1/#comment-10606



20 komentarzy:

  1. Joasiu, jeszcze raz bardzo Ci dziękuję!!!
    Wczoraj Szczerbaty pytał czy zabiorę go i w przyszłym roku!

    OdpowiedzUsuń
  2. Stokrotko, to ja dziękuję i wzruszona słowami Szczerbatego czekam na Was w moich progach!

    OdpowiedzUsuń
  3. Z wielka przyjemnoscia i wypiekami na twarzy przeczytalam tego posta, a to sie tam u was dzialo! Nie dziwie sie, ze odreagowalas pozniej placzem, pewnie tak by bylo i ze mna. Przyjzalam sie dokladnie twojemu kostiumowi, naprawde bardzo sugestywny! droga prob i bledow osiagneliscie idealny wizerunek smierci!
    Swietna sprawa ta rekonstrukcja! wielki szacun- jak to mowia mlodzi :)
    P.S. a twoja koze to znam, pamietasz przyslalas mi plytke z twoimi zwierzakami i poczatkow twego mieszkania na wsi :) cala rodzinka obejrzala wasze zwierzaki :)buziole i milego weekendu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aga, we wszystko włożone było wiele serca, ale życie po swojemu prowadzi po ścieżkach. Z ostatnimi ciepłymi promieniami słońca wysyłam do Ciebie najczulsze myśli!

      Usuń
  4. Och ale sie dzialo.Ja bym pewnie tez placzem odreagowala ten wielki stres. Twoja aktywnosc , praca i serce jakie wkladasz w to co robisz niezmiennie wprawia mnie w podziw. Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Renata, niby miałam wakacje, ale dopiero teraz przydałby się urlop, taki "do góry brzuszkiem"! Pozdrowionka!

      Usuń
  5. No właśnie a my w swojej głupocie i prostocie, byliśmy przekonani że to wszystko się działo dla ludności, obywateli jak by ich tam nie nazywać... To przecież MY, nasi rodzice, dziadkowie, uczestniczyliśmy w tych wydarzeniach 1.IX.1939r. Wydawało nam się że to HOŁD oddawany Tym którzy oddali tu życie i zdrowie na polach pod Mławą...
    Okazuje się że nie byli byśmy godni aż takich poświęceń, aż tylu wydanych pieniędzy. Przecież to wszystko dla Prezydenta- durnie, dlatego te bariery, ci ochroniarze uzbrojeni po zęby i uniemożliwiający oglądanie nam ale co tam. Nawet jedną ulicę od lat dziurawą, w Mławie wyasfaltowano bo to przy niej stoi knajpa gdzie Jaśnie....miał spożyć posiłek.
    Co się ciśnie na usta?
    OTO POLSKA WŁAŚNIE...nie miejcie złudzeń że zwykły człowiek doczeka się TU bycia PODMIOTEM i OBYWATELEM. To nie dla nas to dla...
    Pozdrawiamy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Los alpaqueros, to samo myślę, jednak pracując nad "sprawą" nie myślałam o polityce, o wizycie, o barierkach, chciałam jak najwięcej i jak najlepiej oddać swojej postaci autentyczności w obu inscenizacjach. Dopiero potem przychodzą na myśl refleksje, wątpliwości ale i odrobina satysfakcji, że jednak mówi się na temat który był w tych dniach wiodący. W czwartek pojechałam na spotkanie z Panią Barbarą Wachowicz w Muzeum Niepodległości. Juz się martwię kto Ją kiedyś zastąpi???????? Jakże piękne są postacie o których Ona opowiada. I Ci jeszcze żyjący....Tam były PRAWDZIWE wzruszenia. Warto chociaż raz być uczestnikiem Jej spotkania. Za chwilę, w tym samym miejscu będzie promocja Jej nowej książki. To jest miejsce dla nas. Pozdrowienia najserdeczniejsze.

      Usuń
    2. Los alpaqueros - byc moze masz troszke racji ale sa tez korzysci - w koncu ta ulica zostala wyasfaltowana i zostanie na dluzej ,w koncu ten prezydent byl i tak jakby nobilitowal te obchody ,znaczy ze przywiazuje wage do tego typu wydarzen - tez jakas korzysc. Wez spojrz na to mniej zgryżliwie -te obchody i inscenizacje odbywaja sie co roku .Zrobily sie az tak popularne,ze zechcial je nawiedzic prezydent...Ci co naprawde chcieli obejrzec na pewno obejrzeli. A to Polska wlasnie ,zeby nic sie nie podobalo...

      Usuń
    3. ,,Los alpaqueros- być może masz troszke racji'' Los alpaqueros -to liczba mnoga nie przypadkiem posługujemy się właśnie nią, gdyż jest nas dwoje :)Szanowna Pani my nie mamy troszkę racji. Jeśli się żyje w mieście gdzie na co drugiej ulicy można urwać zawieszenie samochodu, a jedynym słusznym argumentem dla zreperowania jednej z nich dla władz owego miasta, jest przyjazd ,,ważnego kolesia z tej samej opcji'' a nie dobro tych którzy owym władzom płacą swymi podatkami, czyli mieszkańców, mając ich głęboko w dupie. To nie jest zgryźliwość i czepianie się.
      Nobilitacja tych obchodów przez ,,Jaśnie panującego'' była taka że Ci naprawdę ważni dla tych obchodów wogóle się na nich nie pojawili(nie życzyli sobie być nobilitowani przez...)
      Myślimy że raczej nie powinna Szanowna Pani wyjeżdżać do nas z takim tekstem ,,żeby nic się nie podobało'' bo wydaje nam się że raczej się nie znamy na tyle aby mogła Pani nas tak oceniać.
      Pozdrawiamy

      Usuń
    4. Przepraszam ,ze urazilam i smialam sie wypowiedziec na temat osobiscie mnie niedotyczacy. Patrze na to co sie dzieje w Polsce z boku. Nie mialam zamiaru ani Panstwa dyskredytowac ani - bron boze krytykowac.
      Ogolnie odbieram wlasnie tak Polske - nic sie nie podoba. Nie ta opcja partyjna zaprosila,nie ci organizowali byli nie ci co powinii byc. Itp. To nie dotyczy Panstwa - mowie bardzo ogolnie - ja nie tylko czytam cos u Joanny.Bywam w Polsce na tyle czesto ,zeby miec jasny obraz tego co sie dzieje ..
      Jeszcze raz przepraszam ,ze urazilam

      Usuń
    5. Moi Drodzy dyskutujący, tu nie ma ograniczeń w wypowiedziach. Można mieć inne zdanie. Dziękuję Wam za szczerą, choć wyglądającą na" burzliwą" dyskusję.
      Inaczej wygląda wszystko ze środka, inaczej z krawędzi a jeszcze inaczej z daleka. Nie dlatego że świat z różnych odległości jest inny, tylko dlatego, że skala problemów i ich jakość zmienia się. Szanuję Wasze wypowiedzi, nie miejcie sobie za złe innych poglądów, macie wszyscy do tego prawo. Mnie może być bliżej lub dalej w zapatrywaniach do kogoś, wybieram co mi pasuje. Pozdrawiam Was najserdeczniej.

      Usuń
    6. Joasiu - nie bylo moim zamiarem wprowadzania jekiego dyskomfortu w wypowiedziach. Ani bron boze obrazania kogokolwiek. Byc moze jestem zbyt malo wyrafinowana w swoich komentarzach - mnie zwyczajnie troszke wnerwilo to,ze tyle ludzi poswiecalo swoj czas by cokolwiek zrobic,ze tyle osob przejmowalo sie tym,zeby dobrze wypadlo a sie okazuje,ze nie dla ludzi??dlaczego - czyzby nikt z widzow niczego nie wyniosl dla siebie tylko dlatego,ze byl prezydent??

      Usuń
    7. Renata, każdy z Was miał po trochu rację. Należy mówić to co ma się do powiedzenia ja też chętnie przeczytam różne zdania. Czasy zrobiły się bardzo skomplikowane, bo wiele faktów znanych jest już tylko z przekazów. Pozdrawiam!

      Usuń
    8. Przepraszamy za może zbyt emocjonalne podejście do tej sprawy. Są jednak sytuacje do których na zimno nie potrafimy podejść.Znani jesteśmy z nazywania rzeczy po imieniu co dziś raczej nie należy do dobrze przyjmowanych. T/z auto-cenzor będący w niebycie od wielu lat powrócił dziś ze zwielokrotnioną siłą.O czym to świadczy ???... Czy nie jest to zaprzeczenie tych wszystkich haseł tak chętnie, niemal obowiązkowo wypisywanych od kilku lat na niebieskich sztandarach. A'propos koloru postaci odgrywanej przez Panią nie wykorzystała Pani niebieskiego, który byłby chyba bardzo odpowiednim. Czerwona postać z czerwonym sztandarem ma dla większości Polaków jednoznaczne skojarzenia, natomiast niebieski (ultramaryna)zmusiłby może do myślenia???
      Serdecznie pozdrawiamy :)

      Usuń
    9. Los alpaqueros, u mnie na blogu nie pozwalam tylko pisać plugawych słów, natomiast własne zdania i opinie napisane emocjonalnie ale nie obraźliwie są wynikiem przemyśleń. Szanuję wtedy każde słowo - tak traktuję właśnie państwa tekst i dziękuję za wypowiedź.
      Co do koloru. Błękit może pozostał dla tych duszyczek niewinnych i winnych błądzących gdzieś w przestworzach. Czerwona śmierć miała się kojarzyć z morzem wylanej krwi. Spektakl tego rodzaju potrzebuje również widowiskowych, optycznych mocnych akcentów. Przyznaję jednak rację, że w niebieskim czułabym się zdecydowanie lepie, ale kto wie jak wygląda śmierć????? Z ciepłymi promieniami słońca wysyłam pozdrowienia.j.

      Usuń
  6. Oj, rośnie, rośnie
    grono znajomych.
    Wczoraj byłem
    na Nowogrodzkiej
    i coś napstrykałem.
    LW

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. JanToni, znowu muszę żałować, że gdzieś nie byłam!

      Usuń
  7. Zupełnie nie wiem czemu, ale wolę Twą buzię bez tej maski i tego upiornego makijażu:))) Przepraszam, ale gdy zobaczyłam tę czerwoną śmierć pomyślałam "o,Krwawa Mary". Wiem, to nie na miejscu, ale jak wiesz, świrnięta jestem. A może to dlatego, że dla mnie wszystkie "upostaciowane" śmierci są nieprzekonywujące. Dla mnie ona nie ma żadnej formy ani koloru, to coś co wyczuwasz patrząc na kogoś, kto wkrótce odejdzie, ale nikt jeszcze o tym nie wie.Wyobrażam sobie co przeżyłaś, gdy ta biedna koza urwała się ze sznurka. Myślę, że jednak ta rekonstrukcja zebrała wśród publiczności większy poklask niż to przedstawienie teatralne, które chyba dla niektórych było zbyt abstrakcyjne. Może niewyrobionym widzom trzeba wpierw rozdać ulotki wyjaśniające poszczególne sceny- coś jak libretto do baletu.
    Bo jeśli ktoś nie zna libretta to nawet najpiękniejszy taniec nie wyjawi mu całej treści przedstawienia.
    Czytałam u Stokrotki o Stasiu- dopiero co pamiętam tego skrzacika śpiącego w wózeczku a tu już taki rezolutny malec z Niego! Oj, strasznie się nam dzieci i wnuki starzeją:))))
    Miłego i..buziam:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anabell, jasne, że czerwona, krwawa, wojenna śmierć powstała na potrzeby spektaklu.
      Czerń i biel już były zajęte. Pomysł z treścią symbolicznego przedstawienia doskonały, ale jeszcze trzeba by zamontować sprawne telebimy! Bardzo czułam się winna historii z kozą. Złapałam się jej bo podświadomie wolałam zająć swoją uwagę opieką nad zwierzęciem, niż przeżywać i odgrywać kolejne rany. Amatorów te rany bolą dłużej i mocniej.
      Wizyta Stokrotki była dla mnie bardzo miłym wydarzeniem, domyślasz się, że kontakt z kulturalnymi osobami staje się coraz cenniejszy. Szczerbaty to fantastyczny chłopiec, świetnie się dogadywał ze Staśkiem, chociaż mały skrzacik, jest sprytny jak nikt w mej rodzinie. Czas leci jak oszalały!!!Serdeczności!!!!

      Usuń