Obserwatorzy

poniedziałek, 12 stycznia 2015

W ŻYCIU SĄ RÓŻNE CHWILE

Nie wszystko jest proste. Może dlatego życie choć zawiłe i niełatwe jest ciekawe i zaskakujące. Trudno tylko zaakceptować choroby.
Tym razem walczyłam z zapaleniem oskrzeli. Ciągnęło mi się ono od początku grudnia, ale zupełnie nie miałam czasu się nim zająć.
 Po potężnej dawce antybiotyków lekko wydobrzałam a przynajmniej tak sobie wmówiłam. Pogoda ostatnio zupełnie nie taka, jak trzeba i łatwo było się dorobić, więc się dorobiłam jeszcze potężniejszego zapalenia.
Zostałam sama, na kilka dni i właśnie wtedy mój kaszel dotąd dość uciążliwy stał się świszczący, już nie tylko kiedy wydychałam powietrze, ale i gdy go nabierałam. Właściwie mogłabym zastąpić całą orkiestrę grającą na piszczałkach i gwizdkach. Najgorsze że ja nie jestem muzykalna, więc wszystko na nic. Niestety do tego hałasu doszło jeszcze uczucie że się duszę. Nie miałam jak wepchnąć tego powietrza do płuc. Próbowałam siadać na fotelu, aby choć trochę przespać noc, ale gdy tylko lekko przydrzemałam natychmiast budziłam się gdyż duszność wzbudzała we mnie panikę a pompowanie powietrza do własnego środka stawało się koniecznością.
Nie wiem dlaczego zrobiłam się tak słaba, że nachylenie się po klocek drewna do kominka mało mnie nie wykończyło, z trudem  utrzymałam  się na nogach.  Każdy kolejny kawałek drewna ciągnęłam już po podłodze w tempie ślimaka, ale chyba mi się nigdzie nie spieszyło.
Tylko bardzo nie chciałam odchodzić na zawsze i chyba dlatego doczekałam do rana.  Wsiadłam do samochodu sapiąc dysząc, odpoczywając i pojechałam do pani doktor.
Odmówiłam lądowania w szpitalu. Zaliczyłam tylko prześwietlenie płuc, konsultację laryngologiczną, spirometrię i dostałam recepty na cały plecak leków. Leki postawiły mnie na nogi. Jednak teraz leżę grzecznie w łóżeczku, jem dietetyczne jedzonko i grzeję się w ciepełku kominka i jeszcze kaszlę tyle, że chrapliwym barytonem.
 I chyba odpowiedź pani doktor:-"tak", na moje pytanie -" czy to się leczy?"  odmieniła dość znacznie moje spojrzenie na życie po tej nocy.

Dzisiaj dowiedziałam się, że w piątek o 17 jest wernisaż wystawy w Muzeum. To wciąż nieoficjalne informacje, a ja jeszcze nie wiem, czy będę mogła w nim uczestniczyć.

19 komentarzy:

  1. Serdecznie Ci współczuję.
    Kiedyś miałam jednocześnie zapalenie oskrzeli i zapalenie zatok. Bałam się, że gdy kaszlnę, to rozleci mi się głowa. Ale kaszlałam, bo inaczej udusiłabym się.

    Dobrze, że się leczysz.Myślę, że do piątku pozbierasz się całkowicie i pójdziesz całkiem nowa, zdrowa i piękna jak zwykle na wernisaż..
    Czego Ci serdecznie życzę
    Pozdrawiam najserdeczniej Joasiu:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stokrotko, nie znoszę poddawać się, ale tym razem to zrobiłam. Nie odzywam się, nie czytam i nie komentuję. Komputer odłożony na bok.
      U dzieci na zajęciach zastępstwo. Wernisaż obejdzie się beze mnie. Chcę się pozbierać, aby móc znowu sporo namalować. Ciebie mocno ściskam!

      Usuń
  2. Znając Twój tryb życia, to ja się wcale nie dziwię, że organizm się zbuntował...Ale, żeby nie było "przyganiał kocioł garnkowi", to trzymam kciuki żebyś nam szybko do formy wróciła...
    Wernisaż nie zając...Będą następne...Teraz priorytet "zdrowie" !! ;o)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gordyjko, chyba musiał być od razu urlop z sanatorium...;o) A ja nie umiem się poddawać.....;o)

      Usuń
  3. Joasiu, przerażasz mnie! Wernisaż w tej sytuacji mało ważny- ważne byś Ty wyzdrowiała. Najwyżej Cię tam nie będzie, ale to obrazy Twoje mają wisieć na ścianach, nie Ty!!! Przecież jeśli będą się komuś podobały, to nawet bez Twojej tam obecności trafi do Ciebie. Po tym plecaku leków musisz na siebie uważać, bo to są leki, które niszczą w dużym stopniu odporność i teraz możesz załapać coś zakaznego. Buziaki i życzenia zdrowia Ci podsyłam;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anabell, jasne, że wernisaż obejdzie się beze mnie. Miałam co prawda plany załatwienia kilku spraw związanych z osobami będącymi wśród gości, ale nic pilnego, widocznie tak miało być.
      Dopiero teraz zaczynam godzić się z sytuacją. To mój charakter nie znoszący ograniczeń nie pozwala mi na uległość i spokojne wyleczenie.
      Strach, który w krytycznym momencie zajrzał mi w oczy więcej mnie nauczył, niż każda logiczna i intelektualna rozmowa. Gdy to zrozumiałam, trochę mi głupio. Leżę więc spokojnie i dochodzę powolutku do siebie. Na szczęście mam bardzo rzetelną i dobrą panią doktor a zaufanie do lekarza to podstawa leczenia. Buziaki mocne!

      Usuń
  4. Joasiu czytałam to z ciarkami na plecach. Ja kiedyś też miałam takie świszczenie, ale to było akurat w trakcie leczenia. Normalnie naganę dostajesz ode mnie. Z chorobą nie ma żartów. Mam nadzieję, że to łykanie powietrza dało Ci kopa, i teraz już wiesz, że masz się leczyć. Najważniejsze, że leki działają. Kuruj się kochana i dbaj o siebie, a nawet rozpieszczaj. Trochę zdrowego egoizmu jest potrzebne. Zmartwiłaś mnie. Przytulam serdecznie i proszę kuruj się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rineczko, chyba trafiłaś w sedno, lubię rozpieszczać i dogadzać innym, ale w żadnym razie nie siebie, a tymczasem przyszedł czas aby zająć się sobą.. Czasami choroba jest oznaką, informacją że więcej nie da się wymagać i że lata biegną pomimo że nie mamy czasu tego spostrzec.
      Rineczko, już otulam się ciepłym kocykiem i nie wymagam od siebie nic więcej. A Ciebie ściskam serdecznie!

      Usuń
  5. Kuruj się!! Uważaj na siebie. Ja mam POCHp to wiem co to znaczy dusić się,wpompowywać powietrze do płuc i być ciągle osłabioną bo to ciężka praca.Faktycznie nie być na swoim wernisażu to jest trauma ale lepiej wyzdrowiej - klienci sami do Ciebie trafią... wszystkiego dobrego.,powrotu do pełni zdrowia i samych sukcesów w tym Nowym Roku!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Renata, przeraziłaś mnie swoją POCHp. Teraz zaczynam rozumieć co przechodzisz.
      Czasami tak jest, że jak ma się za dużo oczekiwań, to nic z tego nie wychodzi, nic się przecież nie stanie bez mojej obecności na wernisażu. Ja się tylko za bardzo zapędziłam w planach nie sprawdzając dokładnie swojej daty urodzenia. Trochę muszę odpocząć, aby za chwilę jeszcze coś fajnego zrobić. Jednym słowem życie to ciągła nauka!
      - ale walnęłam filozofią! Macham z ciepłego łóżeczka!!!!!

      Usuń
  6. Tak właśnie - zdrowiej nam, nie wyłaż z pod kołderki aż wydobrzejesz całkiem. Takie nie doleczone paskudztwa ciągną się...latami. A po latach bywają też negatywne skutki. Wiem z autopsii. Lata temu miałam trzy razy zapalenie oskrzeli w ciągu jednego roku. To skutek dojeżdżania do pracy na rowerku 8 km - zima, lato, jesień i mokra wiosna. Efekt niewygrzania - jakaś astma alergiczna na zmiany pór roku czy inny bronhitus chroniczny...
    Nie daj się chorobie, zwalcz ją w sobie!

    OdpowiedzUsuń
  7. Maradag, wszystko o czym tu mówisz, właśnie usłyszałam od lekarki i przeraziłam się. Na szczęście choroba jeszcze nie zaszła na ten etap. Polepsza się powoli, i mam nadzieję, że przy okazji przybędzie mi odrobinę rozumu, bo chyba to jest najlepszy lek na przyszłość.
    Bardzo Ci współczuję skutków niedoleczenia, dopiero teraz zaczęłam sobie zdawać sprawę jak to jest. Dziękuję za to, że dzielisz się ze mną tymi informacjami, teraz już walczę z chorobą w mądrzejszy sposób. Udawanie że jej nie ma może zaprowadzić na drugą stronę tęczy!! Tym razem nie dam się jeszcze, tak postanowiłam! Serdeczności!

    OdpowiedzUsuń
  8. Kochana nie choruj, nie możesz chorować! Przytulam serdecznie w Nowym Rou, może 21 lutego udałoby ci sie być w Warszawie na moim spotkaniu autorskim? jeszcze Jadzi nie pisałam, ale ona na miejscu więc może łatwiej jej bedzie dojechać, jesli na ten dzień nie będzie mieć innych planów :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Aga, tak się cieszę że masz serię SWOICH spotkań autorskich! Ciepłe komentarze rozgrzewają mnie i przywracają zdrowie, więc zrobię wszystko co możliwe, aby być tego dnia z Tobą!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wierzę swoim oczom! ale zrozumiem jak nie dasz rady! jak ja was wszystkie tam spotkam, to nie bedę chciała wracać do Brukseli....

      Usuń
  10. Zmartwilas mnie:( Joanno! Szlachetne zdrowie nikt sie nie dowie kto je stracil..
    To, ze worek lekarstw postawil Cie na nogi wcale nie oznacza, ze juz jestes zdrowa.
    Dbaj o siebie, wernisazy bedzie jeszcze wiele - buziaki:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Atanerku, musiałam spojrzeć prawdzie w oczy: nie mam odporności jak 20 lat temu! To chyba najważniejszy przekaz tej sytuacji, bo nie miałam czasu tego zauważyć. Już jestem grzeczna, chociaż mnie tak korci!! Buzi:)))

    OdpowiedzUsuń
  12. Mam nadzieję, że już teraz będzie dobrze i resztę zimy spędzisz już w zdrowiu :) pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  13. Aniu, powolutku idzie do normalności, chociaż moja normalność, to zupełnie inna sprawa. Macham!!!!

    OdpowiedzUsuń